Kochani ... naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem Waszej ciężkiej pracy przy zbieraniu, segregowaniu, suszeniu i opisywaniu nasion. Bardzo podobała mi się myśl Maszki na temat poznawania każdego nasionka ‘osobiście’ – faktycznie codziennie patrzymy na kwitnące za oknem kosmosy, nagietki czy powojniki – ale czy wiemy jak wyglądają ich nasionka? Wydaje mi się, że takie zbieranie i ‘obcowanie’ z tymi maleńkimi, lecz jakże ważnymi nasionami to już wyższy stopień wtajemniczenia ogrodnika, to już całkiem dotyka duszy. Tworzy się bardzo spacjalna więź pomiędzy rośliną a człowiekiem, poznajemy się jeszcze lepiej ... a przez to nabieramy doświadczenia, pewności siebie i stajemy się lepszymi, odważniejszymi ogrodnikami. Dziękuję za takie duże zainteresowanie Klubem Pożądanego Nasionka!
Ale póki jesień i zima, to wysiew nasion tylko w marzeniach. Chociaż zawsze można działać. Zimą można planować co się gdzie posadzi na wiosnę, a teraz czas przygotować rabty w ogrodzie. Już pisałam TUTAJ, jak przygotowuję glebę na rabacie na kwiat cięty na przyszły rok. Poniżej kilka fotek z naszych działań:
Gladiole już wykopane i osuszone. Pięknie się rozmnożyły. Bulwy ogromne. Wiosną kogoś drogiego nimi obdaruję.
Postanowiłam, że najwyższy czas odgrodzić moje rabatki na kwiat cięty od reszty warzywnika - jakoś zawsze wkradały mi się na ich tyły sałaty i pietruszki - teraz czystka rasowa: tylko kwiaty na rabacie. Andrew został wysłany do lasu po gałęzie ... widać, że gdzieś tu jest bo zawsze chodzi z kubkem gorącej herbaty, a kubek znalazłam. Mam nadzieję, że dzikom spodoba się mój Bolesławiec, już jeden podobno sobie wzięły :)
I zrobił mi Andrew super płotek, który pasuje do ogólnego wyglądu naszego wiejskiego ogrodu warzywnego. Dodatkowo łuki z gałązek jarzębiny będą pomagałay podtrzymywać wybujałe kosmosy i kleome. Jestem zadowolona. Fajnie jest mieć chociaż raz w roku taki porządek na rabacie!
Po ostatecznym oczyszczeniu rabaty i ustawieniu płotków zabrałam się za sadzenie tulipanów. W tym roku dwie wypróbowane odmiany: Ballerina i Uncle Tom. Niestety tak późno zabrałam się za kupowanie cebulkowych, że w sklepach internetowych było już wszystkiego po kilka sztuk, a w szkółkach tylko jakieś super wyfikane odmiany tulipanów o niebieskich lub niesamowicie karbowanych płatkach. Hmmmm ... w hurtowni udało mi się jeszcze złapać te dwie odmiany, które będą ładnie wyglądały wiosną również w wazonie. Posadziłam 200 sztuk - może coś więc się z tego wykluje.
Tam, gdzie są badylki planuję posadzić białe i błękitne ostróżki - jeszcze tej jesieni. Ostróżki są duże, więc na moich chudych rabatch zmieszczę tylko 20 sztuk. Widać też obcięte łubiny, wilczomlecze i przywrotniki ostroklapowe. Ścieżka czeka na ułożenie kamienia polnego.
O! A tak właśnie cudownie było kilka dni temu. Jak w lecie. Sandałki nawet musiałam wykopać spod kaloszy i cieplejszych butów na jesień. Tego dnia odkryłam straszną prawdę, której mieszkając na Wyspie nie znałam. Otóż podczas regularnego obmacywania roślin na rabacie zdiagnozowałam brak korzeni u 3 rosnących obok siebie łubinów (same zielone jeszcze czupryny, jak głowa biednej Marii Stuart po ścięciu). Tuż tuż wielka dziura wykopana przez Mazie - czyżby nornice????? OMG! Tak, nornice zmasakrowały kilka dobrych metrów kwadratowych warzywnika. Jestem spokojnym (po Nervomixie) człowiekiem więc z niedowierzaniem, lecz bez nerwów powyjmowałam więcej takich głów Królowej Szkocji - np cały rząd mocno wyrośniętej już pietruszki - ale ani kopru włoskiego ani szpinaku nie ruszyły. No i oczywiście panika - 3 łubiny przeżyję, ale co będzie z moimi tulipanami!!!
Mazie ryła w ogrodzie cały dzień (nie wiem jak ona oddycha pod tą ziemią) i oczywiście nic nie znalazła, bo w tym czasie nornice pewnie pływały już jachtem po spokojnych morzach karaibskich i popijały zmrożone drinki. Prawda jest taka, że labradory są lepsze na kaczaki - nie nornice, ale dziewczyna przynajmniej ma zajęcie. Ja zabrałam się za obronę ogrodu poważnie - sięgnęłam po stare zapiski Andiego. Pochodzą one z czasów, gdy uczęszczał do Moulton College na kurs ogrodnictwa ekologicznego - jego zapisaki to istna skarbnica wiedzy. Pierwsze kroki do podziękowania nornicom za współpracę to:
UTRZYMANIE PORZĄDKU W OGRODZIE - USUNIĘCIE STARYCH, ZESCHNIĘTYCH LUB ZGNIŁYCH ROŚLIN, WYGRABIENIE ŚMIECI (TYPU CHWASTY, DROBNE GAŁĄZKI, KAMIENIE) - TAK ABY NORNICE NIE MIAŁY GDZIE SIĘ CHOWAĆ PRZED SOWAMI, LISAMI, MYSZOŁOWAMI I KOTAMI.
REGULARNE PRACE W OGRODZIE I HAŁAS - NORNICE NIE LUBIĄ HARMIDERU, WIĘC NIE ZNIOSĄ DZWIĘKÓW PRACY PRZY GLEBIE (KOPANIE, GRABIENIE, etc.).
A latem posadzę w ogrodzie odpowiednio nielubiane przez nornice rośliny. Myślę, że na topie oprócz jednorocznych będą szachownica cesarska i czosnek bułgarski - super śmierdziaki. Czy ktoś ma w ogrodzie czosnek bułgarski (ma dwie łacińskie nazwy Nectaroscordum siculum - dawniej Allium bulgaricum). Jestem bardzo ciekawa, jak znosi nasz klimat.
Mazie na tropie potwora.
********
Zaczyna się pora na pora. Uwielbiam porę na pora - bo mogę zabrać się za robienie jednej z naszych najukochańszych zup. Była to jedna z pierwszych zup, które nauczyłam się robić 'na swoim' po ślubie. Mieszkaliśmy wtedy nad samym oceanem, obok misteczka Skibbereen w Irlandii. Andrew rewitalizował stary ogród kuchenny 'za murem' (czyli kitchen walled garden), w którym było naprawdę dużo warzyw. Były również wiktoriańskie szklarnie, inspekty, szkółka roślin, ogród ziołowy i ogromny wybieg dla wszelkiego rodzaju ptactwa domowego. Zimą opychaliśmy się brukselkami, pasternakami i oczywiście porami.
Od tego czasu na naszym jesienno-zimowym menu przynajmniej raz na tydzień pojawia się ta super prosta zupa-krem z pora i ziemniaków. Pewno każdy z Was zna i w jakiś sposób robi tę popularną na Wyspach zupkę, ale chciałabym się podzielić moim przepisem. Latem można wykonać jej zimną (a nawet zmrożoną) wersję zwaną z francuskiego vichyssoise, ale to już bez dodatku masła.
ULUBIONA ZUPA-KREM Z PORA I ZIEMNIAKÓW
Składniki:
- 2 duże pory - umyte
- 4 duże lub 6 małych ziemniaków - umytych lub obranych
- 1 łyżka masła
- 1 l. rosołku warzywnego lub z kury
- 2 ząbki czosnku
- 250 ml mleka
- sól i pieprz do smaku
Wykonanie:
- Pory tniemy na plasterki, czosnek wyciskamy, ziemniaki kroimy na mniejsze części. Ja tym razem ziemniaki tylko umyłam, ponieważ są one prosto z ogrodu. Sklepowe raczej bym obrała.
- W dużym garnku rozpuszczam masło i wrzucam pory, czosnek oraz ziemniaki. Uważam, aby warzywa się nie przypaliły. Na malutkim ogienku, pod przykrywką 'pocą się' przez 10 minut.
- Przygotowuję litr rosołku i zalewam warzywa. Doprowadzam do wrzenia i gotuję około 20 minut - aż ziemniaki będą miękkie.
- Po zdjęciu z ognia trochę można przestudzić, a następnie blenderem zmielić całą zupę. Ja nigdy nie czekam, gorącą zupę zamieniam w krem, dolewam mleko, sól oraz pieprz do smaku, mieszam i podaję. SMACZNEGO!
- Zupę można spokojnie zamrozić. Przechowywać w lodówce.
********
Serdecznie dziękuję za wyróżnienia, których otrzymywanie sprawia mi przeogromną przyjemność. Nie wiem jakie są zwyczaje przyjmowania tych słodkich plakietek - słyszałam, że trzeba o sobie coś napisać ... ale Wy już właścieiwe wszystko o mnie wiecie. Nie chcę zanudzać. Przekażę więc wyróżnienia dalej. Ciężko jest wybrać kilka najlepszych blogów, ponieważ tyle z nich jest tak szalenie inspirujących i pięknych ... wiem jak dużo ciężkiej pracy idzie na tworzenie postów - podziwiam Was wszystkich za chęć do działania, motywację, dostrzeganie piękna ... oto tylko kilka przykładów moich ulubionych blogów (mam 2 wyróżnienia, więc mogę poszaleć):
A oto plakietki dla Was, które dostałam od:
Taliby z bloga KOLORY MOICH PASJI
Dorany z bloga POD NIEBIEM SZEROKIM
*******
Thanks to Aga of ZIELONA EKSPANSJA for my lovely award, Andrew xxx
Dziękujemy i pozdrawiamy!!!