wtorek, 27 października 2015

Złota polska jesień w naszym OGRODZIE





Dzięki mojej pracy w radiu, od jakiegoś czasu orientuję się co się dzieje na świecie (no przynajmniej trochę) i wiem na bieżąco jaka ma być pogoda - bo prognoza pogody to właśnie samiuśki początek mojej audycji. Pan Tomasz zakłada okulary i poważnie odczytuje informacje o wiatrach, temperaturze i deszczach ... potem oczywiście dalej 'gadamy' o pogodzie - jak na ogrodników przystało. Z resztą w tym roku temat pogody, to chyba nasz ulubiony he he bo nieźle zwodzi. Najpierw niby wczesna wiosna, a potem chyba już wszystko poszło nie tak ... bardzo zimno w lipcu, ciepło ale sucho w sierpniu ... potem ulewa i znowu susza. Nie wiem jak w Waszych rejonach, ale na pomorzu ten sezon nie sprzyjał roślinności. Jeśli zaobserwowaliście dziwne zachowanie u swoich pupilków w ogrodzie - na przykład mocniejsze niż zazwyczaj kwitnienie i owocowanie (charakterystyczne dla tuj w tym roku), to niestety jest to objaw niesamowitego stresu. Rośliny chcą zachować gatunek i widząc nadchodzący dużymi krokami koniec - produkują ogromne ilości potomstwa - przy takim kiepskim sezonie nie dziwi mnie to wcale. 

Wiem, to brzmi strasznie - ale jeśli następny rok przyniesie im trochę ulgi, to z pewnością przeżyją stres i wszystko się uspokoi. Niemniej jednak wiele roślin już pokazuje oznaki śmierci - szczególnie te, które sadzone były wiosną (lub co gorsza latem) z donic, bez ściółkowania i potem zaniedbano ich podlewanie. Myślę, że  sporo z nich w przyszłym roku już nie wypuści pędów. Inne znowu choć wyglądają słabo - to po prostu wcześniej zrzuciły liście, żeby się ratować i pewnie w przyszłym sezonie dojdą do siebie. W okresach stresowych najlepiej sobie radzą rośliny sadzone z odkrytym korzeniem pomiędzy październikiem a kwietniem (głównie są to drzewa i krzewy) - widzę po naszym ogrodzie, że przeżyły w 100%. Sytuację ratuje też stosowanie ściółki (obornik ze stajni czy gospodarstwa, kompost, ziemia liściowa, kora przekompostowana, siano przekompostowane, ścinki trawy, otoczaki a nawet gazety, kartony czy słoma) i odpowiednie (!!!) podlewanie podczas suszy. Dobra koniec - już nie straszę ;-) 






Przez takie właśnie piękne poranki zupełnie zawalam wszystko to, co normalni ludzie robią o świcie - nie karmię dziecka śniadaniem, nie jem go sama i nie piję nawet porannej kawy. Wstaję o 6.30 i lecę do okna ... gapię się na ogród i las ze wszystkich stron, potem za aparat i w rabaty. Niesamowite kolory tej jesieni w promieniach słońca to najcudowniejszy obraz Matki Natury. Daje mi to tyle energii i chęci do pracy, a ostatnio bardzo tego potrzebuję. Sporo się wszystkiego nazbierało i przede wszystkim książka, którą piszę namiętnie pod okiem cierpliwego wydawcy ;-) ale jest i dużo dużo pomysłów na przyszły rok - więcej warsztatów, projektów i przede wszystkim bardzo chciałabym już otworzyć ogród dla wszystkich chętnych jego odwiedzin - wiadomo, że ogród jest w stałej budowie i rozwijać się pewnie tak będzie do końca świata ;-) ale muszę się nim podzielić inaczej zwariuję i będzie po mnie. A tak to pożyje sobie trochę i z wielka przyjemnością pochwale się to tym, to tamtym. Najważniejsze jest jednak to, że otwarcie ogrodu i warsztaty pozwolą mi bez wyrzutów sumienia spędzać w nim więcej czasu - no bo przecież musi być ładnie - i odciągną mnie od pracy przy komputerze.  







A ogólnie w ogrodzie pracy jesienią dużo. Zostawiamy w spokoju wszystkie rośliny, które nadal stoją dumnie choć już suche i martwe - pamiętajmy, że są  potrzebne ptakom i małym zwierzętom a dodatkowo wyglądają ładnie, zapewniają ogrodowi trójwymiarowości i same siebie chronią przed mrozami. Tak więc poza 'rozpuszczonymi' przez niskie temperatury daliami, kosmosami, bazyliami czy begoniami wszystko pozostaje (a na wolnych miejscach po jednorocznych możemy sadzić na przykład cebulki tulipanów). Teraz energia idzie na robienie kompostu, bo po sezonie sporo się nazbierało materiału ... i oczywiście sadzenie roślin z odkrytym korzeniem. 

O tym sadzeniu roślin z odkrytym korzeniem mówię i pisze zawsze, wszędzie ile się da - wiele ludzi jednak nadal uważa, że sadzenie roślin z doniczek zakupionych w szkółce jest lepsze - NIE, NIE JEST - no może najwyżej o wiele droższe he he. Piszę o tym dużo w mojej książce, oto maleńki urywek:

   Bez względu na to, czy planujemy żywopłot, sad czy też nasadzenia swobodne na rabatach lub w trawniku - sadzenie w ogrodzie drzew i krzewów z odkrytym korzeniem jest zawsze wskazane bardziej, niż sadzenie roślin zakupionych w doniczkach. Jest lepsze dla roślin, dla środowiska i naszej kieszeni. Wiąże się to między innymi z tym, iż rosnąc na specjalnie przeznaczonych dla nich polach (bo rośliny uprawiane do sprzedaży z odkrytym korzeniem są kopane właśnie z pola) są mniej narażone na przesuszenie, niż stojąc w szkółkach czy centrach ogrodniczych w całkowicie sztucznych warunkach. Naturalne opady atmosferyczne zapewnią im często lepsze nawadnianie niż najdroższy system irygacyjny.  Dodatkowo ich podłożem jest 'normalna' gleba, a nie mieszanka torfu i nawozu – jak wiemy torf trzyma wodę jak gąbka, ale gdy ją straci to bardzo mocno się przesusza i później trudno jest odpowiednio go nawilżyć. 
        Drzewa i krzewy uprawiane na sprzedaż w donicy,  podczas wielu lat spędzonych w pojemnikach są całkowicie uzależnione od pracowników ogrodnictwa czy szkółki – jeśli nie zostaną na czas i regularnie podlane, to mają powód do stresu. Podobnie jak u ludzi – stres szybko prowadzi do nadmiernej podatności na choroby, szkodniki … co później (czasami nawet kilka lat po posadzeniu w ogrodzie) powoduje słaby wzrost i sztuczne utrzymywanie jej przy życiu za pomocą środków chemicznych (nawozów sztucznych, oprysków przeciw szkodnikom i chorobom). Kupując więc rośliny z odkrytym korzeniem możemy mieć większą pewność, że podczas swojego życia w szkółce miały minimum stresu - dzięki czemu nasz ogród będzie rósł szybko i zdrowo, a także bez potrzeby dodatkowych zabiegów pielęgnacyjnych i w sposób całkiem przyjazny dla środowiska.

Niestety nie wszystkie rośliny można kupić z odkrytym korzeniem - na przykład przeróżne kaliny pachnące, którymi też lubimy się otaczać, kupujemy w donicach. Ale z odkrytym korzeniem w tym roku nadal sadzimy derenie - ich nigdy nie jest za wiele, kaliny koralowe, leszczyny, trzmieliny europejskie, głogi oraz sosny,  a w okolicy stawu olchy coby się skutecznie od sąsiada odsłonić ;-) 


Rośliny zakupione z odkrytym korzeniem obowiązkowo chronimy przed
słońcem i wiatrem.  

Do czasu sadzenia na miejsca stałe można je z powodzeniem zadołować
na przykład w warzywniku. 

O! I jeszcze butem docisnąć ;-) 

Rośliny te nie maja korzenia, więc aby zapowiedz zbytniemu
'bujaniu na wietrze' zawsze dołujemy je w ziemi pod kątem.



Nadal sadzimy też drzewa i krzewy owocowe. O drzewkach napiszę później, bo ich najzwyczajniej na świecie jeszcze nie mamy, ale za to mamy maliny, porzeczki, borówki oraz agrest i zabieramy się za tworzenie jagodnika.  O właśnie tutaj on będzie ;-) 




Poznajecie może poletko, które latem obsiane było zielonym nawozem? Najpierw był tu 'samosiewkowy' kiepski lasek, który został wycięty zeszłej zimy (takie prace robi się zimą ze względu na ptaki). Pozostałości po drzewach zostały wyciągnięte (nie zepchnięte!!!) koparką dla zachowania jak największej ilości oryginalnego czarnoziemu. A potem już same przyjemności - nasz zaprzyjaźniony gospodarz Marian zaorał poletko parę razy swoim pługiem (oj sporo było korzeni itd), rozrzucił gówienko ze swojego gospodarstwa (mix z obory i chlewika) i na koniec zbronował ... aż strach patrzeć na te zdjęcia ile to roboty było ... 


Andrew 'ogarnia' swój nowy ogród na początku maja.

Marian i Albercik na ciągniku. 

Andrew wysiewa zielony nawóz.


Późną wiosną Andrew posiał mieszankę łubinu oraz facelii i na początku lipca było tak cudnie - również dla pszczół i motyli ... 




Teraz nadszedł czas sadzenia pierwszych krzewów owocowych. Zielony nawóz został przez Mariana zmieszany z gleba za pomocą pługa we wrześniu. Teraz ziemia wygląda tu naprawdę świetnie. Oto pierwsi kandydaci do jagodnika, który będzie częścią tego nowego ogrodu ... 






Maliny wczesne i późne, jeżyny i porzeczki z odkrytym korzeniem oraz borówki amerykańskie w donicach (przynajmniej były zadołowane w tych donicach w szkółce, a to już dobrze) kupiliśmy w poniedziałek i natychmiast zadołowaliśmy je w ziemi. Wielkie sadzenie w czwartek ;-)  relację zdam obowiązkowo.








Nasze psiaki nigdy nie próżnują i w czasie gdy my dołowaliśmy rośliny - nasza mała Molly zajmowała się zrywaniem pozostałych jeszcze na wigwamach dyń - uwielbia je, choć nie mam pojęcia co z nimi robi ... jakoś słoików w spiżarce nie przybywa he he






Tak jak pisałam mieliśmy też trochę pracy przy kompostowniku. Wiadomo - jesienią zawsze nazbiera się sporo materiału z ogrodu i kuchni (jak zawsze).   Na początku trzeba było zrobić miejsce w jednej z 'zatoczek', więc Andrew przerzucił gotowy już kompost do drugiej kupki gotowego już kompostu ;-)  Jak widać na zdjęciu materiał czeka na dużej pryzmie - wszystko teraz będzie przemieszane i w razie potrzeby rozdrobnione za pomocą szpadla ...





 ... i oto gotowa pryzma, którą teraz przykryjemy starym kocem.






Mamy też w jednym z kompostowników siano, które ścinamy każdego roku z naszej łąki i układamy na pryzmę pod przykryciem. Materiał, który z tego powstaje jest naprawdę niezastąpiony jeśli chodzi o ściółkowanie w sadzie, jagodniku, warzywniku i przy rabatach ozdobnych oraz kwiatach ciętych.  Nie posiadamy własnych zwierząt hodowlanych, które zapewniałyby nam obornika, więc zginęlibyśmy bez tego sianka ;-)






Ten materiał ma jednak to do siebie, że jest dosyć suchy - a więc przy układaniu 
pryzmy kolejne warstwy podlewamy obficie. Na wiosnę będzie pyszna ściółka, bo ściółka to podstawa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!







********






20-go któregoś tam października odbyło się też obowiązkowe, jesienne sadzenie czosnku ozimego (innego w ogóle nie uprawiamy). Tym razem z pomocą przyszedł nasz młody ogrodnik ;-) i udało nam się posadzić go naprawdę sporo, bo jednak każdego roku zbyt szybko kończą się jego zapasy - a ten sklepowy jest wiadomo jaki ...  Trochę więcej o tym na naszym facebook'u TUTAJ






*********








Warzywnik nadal obdarowuje nas pysznym jedzeniem. Zajadamy się zdrową zieleniną czyli liśćmi szpinaku, jarmużem, brokułem szparagowym i burakiem szpinkaowym (ojej można sobie język połamać od tych nazw).  Kopiemy ziemniaczki, marchew i seler. Zaczynamy podkradać się do pasternaków ;-) 

Pasternak jest super warzywem. W Anglii bardzo popularny - jedno z głównych warzyw podawanych na stół podczas Świąt Bożego Narodzenia! U nas mało znany z różnych dziwnych powodów, ale to nic nie znaczy ...  do odważnych świat należy. Jest warzywem dosyć twardym , a więc najlepiej smakuje zapiekany w piekarniku lub gotowany na parze a potem ucierany dla dzieciaczków - maluchy uwielbiają go, bo jest słodki, a mamy cieszą się bo oczywiście jest zdrowy - tak więc kto spodziewa się maleństwa powinien na 100% uprawiać pasternak w ogrodzie. My robimy z niego czipsy lub zapiekamy. Sposób jest taki:

- myjemy i obieramy pasternak

-  podgotowujemy delikatnie w wodzie w całości

- wyjmujemy z wody i ostrożnie skrobiemy 
do góry i na dół widelcem, żeby go 'pochropowacieć' 

- smarujemy oliwą, solimy i pieprzymy (możemy też posmarować miodem) 
i wkładamy do rozgrzanego piekarnika na 200oC do czasu aż pasternak będzie miękki, 
chrupki i złocisty (pewnie jakieś 30-40 min)

I tyle - pycha!!!!


Po więcej pasternakowych (parsnip ang.) przepisów zapraszam do BBC GoodFood ;-) 






Rabaty przed domem też jeszcze cieszą oko. Rudbekie rozsiały się, więc będę mogła posadzić je do indywidualnych doniczek i powiększyć swoja kolekcję - wszystko się kiedyś przyda. Przesadzam do indywidualnych doniczek wiele innych roślin, które same się u nas wysiewają i dziele już sporo bylin z przeznaczeniem do mojej szkółki ;-) Ale jak pisałam wcześniej - niewiele przycinam. Nie boję się martwych (uschniętych) roślin ani na rabatach ozdobnych, ani w warzywniku - bo przecież to całkiem naturalne, aby zostawić je aż do wczesnej wiosny, gdy zaczynają wypuszczać młode pędy - wtedy dopiero złapię się za sekator. Jeżeli stworzymy teraz w ogrodzie zimową pustynię - to będzie to moim zdaniem przestępstwo. 






Wprowadzamy trochę zmian w ogrodzie ziołowym (przesadzamy, dosadzamy) i koncentrujemy się na ogrodzie leśnym za szklarnią (na zdjęciu powyżej). Posadziliśmy w nim wiosną sporo cieniolubnych bylin i trochę krzewów. Latem wszystko strasznie pozarastało chwastami i siewkami topoli (okropność!!!) - ale po jednym dniu pracy spośród zielska wyłoniły się miodunki, bodziszki, epimedium, telimy, rutewki, serduszki piękne i dwa gatunki ciemierników.  Teraz wreszcie widać co i jak, i gdzie trzeba dosadzić więcej roślin i oczywiście cebulek. Wiosna będzie bajka!


Ach uwielbiam tego bodziszka w odmianie 'Ann Folkard' - tutaj oszroniony
i troszkę podmrożony, ale nadal bardzo ozdobny w porannym słońcu jesiennym.

Wiaderka już puste ... czekają na kolejne obsadzenia. Lada dzień posadzę
w nich narcyzy i laki pachnące - akurat będzie uczta na kwiecień/ maj.
Takie wiaderka nie rozpadną mi się pod wpływem mrozu, więc
spokojnie mogę sobie je zostawić przy ławeczce na zimę. 


O i jeszcze kilka fotek cykniętych dziś rano z dużego pokoju ;-) nie mogłam się powstrzymać ... 







UWAGA UWAGA ;-)  na zakończenie coś miłego ...

Z wielką przyjemnością zapraszam wszystkich czytelników ogrodników do wymiany nasionek - w tym roku już 4-ty raz (jejku jak ten czas szybko leci!) będziemy ruszać z Klubem Pożądanego Nasionka. Zabawa ta jest darmowa i naprawdę bardzo fajna, więc zaglądajcie do portalu NaOgrodowej.pl bo to właśnie przez tamtejsze FORUM będziemy mogli się wymieniać. A ja oczywiście jeszcze dam znać na blogu co i jak ... ale szykujcie się na początek listopada czyli już już za moment ;-) 


Życzę wszystkim dużo słońca na ten tydzień, a w szczególności na weekend. Z pewnością będziecie odwiedzać groby swoich bliskich i znajomych, ja osobiście bardzo lubię spacerować po pięknym cmentarzu Srebrzysko we Wrzeszczu - szczególnie jesienią. A w poniedziałek o 11.00 zapraszam do słuchania mojej audycji w Radio Gdańsk ;-) 




środa, 7 października 2015

Letni wrzesień, CHILI FIESTA i nornica w podróży ...



No już jednak jesień. Wprawdzie dopiero od kilku dni, ale nie ma już wątpliwości co do pory roku. Niestety u nas na Kaszubach jesień jest bardzo ciepła ale też i bardzo sucha - martwimy się o to, czy przed nadejściem zimy niebo w ogóle uraczy nas jakąś wodą ... 




Wiadomo - deszcz i ogólnie pogoda to najczęstszy powód marudzenia ogrodników i rolników ;-) tak więc nie mam zamiaru Was tym zanudzać. Mam trochę zaległości do nadrobienia - jeszcze nic nie pisałam o wrześniu, a tyle się u nas działo! W ogrodzie prawdziwe szaleństwo plonów. Zaczynając od pięknie kwitnących dalii i kwiatów jednorocznych - narobiliśmy się sporo cudnych bukietów, które w tym roku zrobiły świetną karierę w sklepie Oficyna w Gdyni. Z dumą mogę Wam napisać, że mam już stałych klientów i bukiety są już nawet zamawiane - o! czy to nie super?  hehe szkoda tylko, że dziś w nocy ma być przymrozek i będzie bye bye dalie :-(  






... a kończąc na fantastycznie kolorowych i ogólnie bardzo ciekawych roślinach takich jak na przykład papryczki ;-) W tym roku zaszaleliśmy (głównie z powodu posiadania WRESZCIE!!!! wspaniałego i ogromnego tunelu foliowego) i wysialiśmy sporą ilość różnych odmian tych intrygujących warzyw. W środku lata na krzaczkach różnej wielkości i pokroju zaczęły pojawiać się przeróżne owoce papryczek, które tak w połowie sierpnia zaczęły się delikatnie wybarwiać i nabierać smaku. Tak jakby bombki na świątecznej choince - papryczki mieniły się na krzaczkach i kusiły spróbuj mnie







Te papryczki w słoikach i rozwieszone pod sufitem w kuchni wyglądają ślicznie, ale chyba jeśli chodzi o mnie to na tym się zakończy przygoda papryczkowa - przewinę do przodu moment ich jedzenia (zostawię to Andrew i wszelkim innym lubującym się w takiej ostrzyźnie panom) i zajmę się wybieraniem oraz kupowaniem nasion na kolejny sezon ;-) 








Różnorodność odmian naszych papryczek, a także pomidorków oraz bakłażanów świętowaliśmy równo miesiąc temu podczas Tomato & Chili Fiesta. Było też dużo próbowania i trochę łez ... hihi Ja jak zawsze podczas takich imprez biegałam po ogrodzie jak opętana i niestety tradycyjnie już zaniedbałam mój aparat - dodatkowo byłam całkowicie przemoczona z powodu ulewy trwającej przez całą imprezę!!!! Co za szczęście, he? ... i od tego dnia nie padało ani razu! No ale nic, mam co Wam pokazać dzięki uprzejmości Ani z bloga Brzezina Moja ;-) 






A tu właśnie podczas tej mokrej imprezy ja z Anią oraz Atką z bloga Niezapominatka - dziewczyny przyjechały do nas szmat drogi! Dziękuję ;-) 






Częścią imprezy było próbowanie różnych odmian papryczek chili i pomidorków ... 





... z bakłażanów wcześniej Andrew przygotował zakąski inne pyszne ...





... mmmm ale smakołyki ;-) 





... zobaczcie jakie wielkie bakłażany nam urosły - to chyba dzięki tym sztucznym 
nawozom i opryskom hehehehe ...


A oto najmocniejsza papryczka - oj były łzy ...




... niezastąpione chlebki pita made by Andrew i podgrzane na grillu ;-) 





A tak prezentował się tego mokrego dnia ogród - oczywiście brakowało słońca, szczególnie że tematem imprezy były tak gorące rośliny rodem z Południowej Ameryki, ale wydaje mi się że było całkiem fajnie i teraz z niecierpliwością czekam na sezon 2016 :-) a w nowym sezonie będzie dużo nowości! 






PS. Dziękuję kochana Aniu za fotki i taki cudowny wpis o nas!!!


No.... niestety na papryczki skusiły się także nornice ;-) ja wiem, że to aż grzech tak mówić, ale te małe włochate misiowate gryzonie (hehe) naprawdę rozkochały się w tych naszych drogocennych warzywkach i zabrały do norek spooorą ich ilość! Andrew bardzo zdenerwowany jednej nocy w ciemnościach przeniósł większość donic do szklarni bliżej domu (bez nornic ;-) a w tunelu zostawił pułapkę z ... papryczką oczywiście!




Wprawdzie Albercik (uczestniczący we wszystkich tego typu operacjach) dołożył do klatki kawałek swojego sera - ale nornica się nie zniechęciła i zapakowała się do klatki.  Następnego dnia nastąpiła przymusowa eksmisja i nornica została 'przeprowadzona' jakieś 15 km na południowy-wschód ;-) 




Od tego czasu jednak moja maleńka, biedna szklarnia jest zawalona papryczkami ... powolutku zbieramy z nich owoce i suszymy lub przetwarzamy.  Póki jeszcze temperatury im na to pozwalają, to dojrzewają sobie spokojnie w jesiennym słoneczku (w szklarni w ciągu dnia robi się naprawdę ciepło), ale dużymi krokami zbliżają się wielki jesienne porządki ;-)  



 


Mojej audycji radiowej poświęconej papryczkom chili można odsłuchać TUTAJ.






*********






A to już chyba ostatnie widoczki rabat z kwiatami przeznaczonymi do cięcia - za chwilkę przymrozek je pochłonie. Oczywiście w tym roku wydaje mi się, że miałam ich stanowczo za mało - tak mi się wydaje każdego roku hehe. Dalie ze sklepu NaOgrodwej były cudowne i na wiosnę koniecznie je podpędzę i pobiorę sadzonki - chcę ich mieć więcej!!! 








*******






A teraz kilka obrazków kapuścianych - bo jesienią to jarmuże, brukselki i kapusty zaczną pojawiać się na zdjęciach coraz częściej. Po pierwszych przymrozkach wszystkie kolorowe gwiazdy ogrodu zgniją i umrą (no przynajmniej do następnego sezonu) ... ale błękitno-stalowo-zielono-purpurowe kapuchy wyjdą na prowadzenie.  Warto je uprawiać chociażby z tego powodu - po prostu są piękne!!! 













*****


Pomidorki 'Balkoni Red' nadal świetnie trzymają się w niewielkich donicach w szklarni.
Polecam tę super łatwą w uprawie odmianę pomidorków - szczególnie na balkon czy taras. 





W ogrodzie żwirowym (czyli głównie ziołowym) i w okolicy szklarni robi się już trochę jesiennie. Donice z roślinami ciepłolubnymi wypełnione są wylewającymi się z nich pelargoniami, kocankami, tunbergią, komarzycami, surfiniami i tytoniem ozdobnym ...






W ziołowym kolejna zmiana szat  - nie wiem czy pamiętacie jak zupełnie inaczej było tu na początku lata, ale teraz tylko delikatne kolory (w czerwcu same purpury i zielenie).






... kocimiętki przycięte były do samej ziemi a już kwitną ponownie ...










I to koniec tego mega długiego fotograficznego wpisu. Idziemy do lasu po grzyby, których w tym roku są jakieś ogromne ilości. Coś czuję, że zima będziemy mieli zupę grzybowa przynajmniej 7 razy w tygodniu hehe