poniedziałek, 28 maja 2012

Magiczny Ogród GAVINA

Westland Magic Tower Garden, Chelsea Flower Show 2012.   Fot. K Bellingham


W tym roku Chelsea Flower Show przywitała mnie gorącym słońcem, bezchmurnym niebem i ogromną ilością swobodnych naturalnych obsadzeń - co bardzo mnie cieszy!  Cała wystawa jak zawsze była niesamowita - ogrody, rośliny, zakupy ... nie wiem gdzie zacząć. Moja głowa pęka od nowych pomysłów, a w aparacie tysiące zdjęć! W przyszłym roku jadę na całe dwa dni - podczas jednego można się jedynie zestersować taką ilością interesujących mnie rzeczy ... no i nie zdążyłam się nawet napić Pimms'a !

Diarmuid Gavin podczas Chelsea flower Show 2011.
Fot. A. Hubeny-Żukowska

Ogólnie w tym roku nie było żadnych szokujących rozwiązań. Trendy idą coraz pewniej w stronę ekologii. Projektanci małych i dużych ogrodów uczą nas rozważnego korzystania z wody, gleby i roślinności. Ogromny nacisk w tym roku był na uprawę swoich własnych warzyw w najmniejszych nawet miejscach i najtrudniejszych warunkach. Chciałabym dokładnie napisać o tych ogrodach, które zaciekawiły mnie najbardziej - bez wahania przyznam, że osobiście złoty medal przyznałabym instalacji znanego chyba już wszystkim po jego pobycie w Warszawnie irlandczyka Diarmuid'a Gavin'a ( czyta się durmud gavin). Według mnie przedstawił on w tym roku najbardziej innowacyjny i ciekawy ogród pt. "Westland Magic Tower Garden" - tak więc zaczynam od niego.




Magiczny ogród Diarmuida to właściwie 7- piętrowa zielona piramida. Na każdym piętrze, na każdym skrawku  i w każdym zakamarku rosną piękne, dorodne rosliny. Naprawdę świetny pomysł - widać, że wszystko jest możliwe - rośliny można z powodzeniem uprawiać w maleńkich ogrodach, na balkonach, tarasach, dachach i parapetach. Drzewa, krzewy, byliny, warzywa i owoce posadzone w przeróżnych pojemnikach: wielkich metalowych skrzyniach, drewnianych skrzynkach po warzywach, donicach i starych beczkach. Fachowo obmyślany system nawadniający dostarczał wodę do wszystkich poziomów - oczywiście używano głównie deszczówki.

Piramida zbudowana została z rusztowań - podobno konstrukcja była stawiana przez prawie 2 tygodnie! Pomiędzy pietrami można poruszać się było windą, po metalowych schodach lub drewnianych drabinach - z górki na pazurki z ostatniego piętra można było zjechać metalową rurą aby wyladować w ogromnej skrzyni wypełnionej miekkimi workami siana. 
  



Jak sam projektant wyznał gazecie Telegraph ( którą z entuzjazmem kupuję zawsze w soboty, gdy jest z nią świetny dodatek ogrodniczy) jego ogród był  dedykowany  "ekologii, recyclingowi, uprawie własnych warzyw i ziół, zazielenianiu trudnych przestrzeni miejskich - wszystkiemu temu co nudziło mnie jeszcze jakieś 10 lat temu. Jest to ogród dorosłego człowieka, odpowiedzialnego ojca rodziny i mam nadzieję, że zainspiruje on wszystkich odwiedzających wystawę. Często odwiedzam szkoły i opowiadam dzieciom o mojej wysokiej piramidzie pełnej warzyw, owoców i ziół - dzieciaki sa zainteresowane, a oto przecież chodzi! Opowiadam im jak uprawiacć marchewki - a one słuchają."  

Poziom zero piramidy z wiadomych powodów był mocno zacieniony, więc rosły tu głównie rośliny leśne. Ale na pierwszym piętrze było coraz wiecej światła - szczególnie na obrzeżach. Tutaj projektant stworzył miejsca dla odpoczynku i relaksu. W skrzyniach i donicach posadzone zostały pachnące róże, kolorowe czosnki ozdobne, powiewajace na delikatnym wietrze trawy i precyzyjnie przycięte bukszpany. Barwne meble były ciekawym dodatkiem. W jednym rogu piramidy znalazłam nawet kawiarnię.





Ma samym środku każdego z dolnych poziomów a także na obrzeżach i "zawieszone" na rusztowaniach pomiedzy piętrami - posadzone były dosyć duże brzozy, gęste bluszcze i różne rośliny okrywowe - wszystko to sprawiało, iż czułam sie jak w parku lub lesie. 




Każdy kolejny poziom był coraz jaśniejszy, więc można uprawiać na nim coraz to bardziej praktyczne rośliny. Tu i ówdzie rozmieszczono wygodne siedziska, przesłodkie domki ogrodowe wysłane kolorowymi poduszkami oraz wiszace fotele. Na drugim i trzecim piętrze rosły coraz to inne gatunki bylin, krzewów i drzew ... 




A wyżej pojawiły się już rośliny użytkowe. Zioła takie jak rozmaryn, tymianek czy szałwia gesto porastały specjalnie zbudowane siedziska-skrzynie. Można z tego miejsca było podziwiać widok na całą wystawę Chelsea!




Kolejny poziom to warzywnik ... jakieś 15 metrów nad ziemią znalazłam się pomiedzy przepysznymi rabatami warzywnymi i ziołowymi (w starych metalowych pojemnikach "po czymś"). Była tam również śliczna turkusowa szklarnia w stylu wiktoriańskim oraz praktyczny inspekt ... ojej i oczywiście kompostowniki! Bylam naprawdę zaskoczona - dla Diarmuida chyba nie ma rzeczy niemożliwych. 






Na szóstym piętrze zaczęłam się martwić ... jak zejdę? Do piątego dowiozła mnie winda, ale od teraz musiałam wchodzić do góry po drabinie. Nie jestem wielką fanką wysokosci - samolotami latam bo muszę, najlepiej po lampce mocnego czerwonego wina! Dodatkowo po coraz to mniejszych piętrach przeciskałam się pomiędzy pojemnikami z roślinami a przystojnymi irlandczykami  - jak przy nich zejść bez poślizgu jeszcze z aparatem i torba pełną informacji prasowych? Metalowa rura-zjeżdzalnia raczej nie była dobrym wyjściem - chociaż przy mnie zjechało nią kilka całkiem "normalnie" wyglądających osób! 




Rosnące tu zioła posadzono w różnej wielkości starych metalowych beczkach, które sprytny projektant pomalował na cudne pastelowe kolory. Pomysł ten wykorzystam niebawem i u siebie - mam stare pojemniki po tłuszczu do frytek, które planuję obsadzić pomidorkami koktajlowymi (pojemniki znalazłam rzucone w swoim lesie). 






Na ostatnim poziomie rusztowania zostały odziane w różne kolorowe ubranka. Nie wiem kto je zrobił - może babcia lub żona projektanta? Pomiędzy nimi rozciągał się niesamowity widok ... niestety dzień był upalny, widocznośc słaba - ale za szumiacą Tamizą i głośnym od przejeżdzających samochodów moście widać było groźną sylwetkę starej porzuconej elektrowni. Z drugiej strony obserwowałam z góry tłumy odwiedzające wystawę i piękny budynek Royal Chelsea Hospital. Dla tych widoków warto było wdrapać się na samą górę - bardzo szkoda, że tylko prasa miała możliwość zobaczenia piramidy Gavina od środka. Władze wystawy zamknęły ten ogród dla zwiedzajacych z powodów bezpieczeństwa. Ludzie nie mieli okazji dotrzeć do tego, co chciał  przekazać im Diarmuid i wielu z nich nie zrozumiała pomysłu ani przesłania. Ach dziwny jest ten świat ...







piątek, 18 maja 2012

Z wizytą u FOXTAIL LILLY




Miałam wielkie szczęście, ponieważ udało mi sie trafić do Anglii akurat na czas fantastycznej imprezy u blogowiczki Tracey z FOXTAIL LILLY. Od dłuższego czasu podczytuję jej bloga i podziwiam przepiękne zdjęcia bukietów, które układa w swoim małym sklepiku w Oundle, hrabstwie Northamptonshire. Sklepik znajduje się zaraz obok jej domu i ogrodu, przy spokojnej wiejskiej uliczce. Tracy uwielbia starocie w stylu vintage i shabby chic - w zeszłą sobotę postanowiła zorganizować kameralny Vintage Day. Zaprosiła do współpracy innych pasjonatów i na swoim podwórku wystawiła kilka cudnych stoisk pełnych kolorowych drobiazgów. Obok mebli, sprzętów domowych i dekoracji retro były materiały w stylu Cath Kidston i ciekawe stare narzędzia ogrodnicze. Mój Albercik natychmiast wybrał sobie prześliczne rozkładane krzesełko ogrodowe dla dzieci z lat 1950-tych, ja kupiłam turkusowy wieszak na kapelusze, a Andrew tradycyjnie złapał się za stare dobre narzędzia. Nie obyło się bez angielskiej herbaty i ciasta. Świetna impreza i wielka inspiracja dla mnie ... dziękuję Tracey za tak miła atmosferę! Trzeba to zrobic u nas ...











Większość kwiatów i roślin, które Tracey sprzedaje w swoim sklepie pochodzi z jej własnego ogrodu. Nie jest on bardzo duży, ale widac w nim fachową rękę właścicielki. Główna część wypełniona jest niskimi wzniesionymi rabatami, na których rosną kwiaty. Obsadzenia są świetnie przemyślane - obok wczesnych, kwitnących już roślin właśnie wschodzą siweki czarnuszki i maków, a już prawie kwitnące ozdobne czosnki pomieszane są z ozdobnymi trawami, które po wiosennym przycięciu dopiero teraz zaczynaja tworzyć duże kępy. Oczywiście nie może zabraknąć tu pachnącego groszku, wieczornika damskiego i miesięcznicy, a podczas letnich miesięcy kosmosów, przywrotnika ostroklapowego i ostróżki.

Podczas Vintage Day cały ogród "owinięty" był słodkim BUNTING w kwiatowe wzorki. W związku z nadchodzącym jubileuszem Królowej Elżbiety - tu i ówdzie widać było również flagi brytyjskie. 





**********


Serdecznie dziękuję BUSTANI z (NIE)ZWYKŁYCH OGRODÓW za wyróżnienie. Jest to dla mnie wielki zaszczyt. Jak tylko wrócę do domu to prześlę zielone rozety dalej. Pozdrawiam wszystkich ciepło z Anglii!







sobota, 12 maja 2012

Anglicy mają ogrody we krwi - wywiad




WYWIADY

Anglicy mają ogrody we krwi

Czwartek, 10 maja 2012 23:10

Polska mistrzyni ogrodnictwa Katarzyna Bellingham pracę w High Grove, prywatnym ogrodzie przy rezydencji księcia Karola wspomina jak jedną z ciekawszych przygód w swoim życiu. Poznała następcę tronu osobiście, ale zdarzało się jej przed nim chować. – Niełatwo kłaniać się pchając ciężką taczkę pełną chwastów – wyjaśnia w rozmowie o największej pasji Anglików.
Z Katarzyną Bellingham gdańszczanką, absolwentką Historii Sztuki oraz Historii Starożytnej Uniwersytetu w Milton Keynes, która zdobyła doświadczenie zawodowe m.in. w Hever Castle, irlandzkim Creagh Gardens oraz w prywatnym ogrodzie księcia Karola w High Grove, rozmawia Anna Dobiecka.
Dlaczego, według różnych badań, aż 50 do 66 proc. Brytyjczyków deklaruje ogrodnictwo jako swoje hobby? 
Anglicy miłość do ogrodów mają we krwi. Myślę, że to ciekawe zjawisko można spokojnie nazwać „English Love Affair”. Kubek gorącej herbaty, sekator i ubłocone kalosze – oto typowe atrybuty szczęśliwego Anglika. Miłość ta jest wynikiem wydarzeń w historii społecznej oraz politycznej Wysp, a także uwarunkowań klimatycznych i geologicznych tego kraju.
Już w czasach starożytnych, gdy wyspiarze jeszcze jako prymitywne plemiona Brytów wynajmowani byli przez zamożnych Rzymian do pracy w ogrodach przy willach uczyli się uprawy winnic, sadów oraz ogrodów warzywnych. Gdy po odejściu Rzymian w V wieku n.e. plemiona Anglów i Saxonów zaczęły osiedlać się na Wyspie, zastali oni bogato obsadzone ogrody tubylców. Już od tamtych, odległych czasów, tradycja uprawy ogrodów zaczęła być przekazywana z pokolenia na pokolenie. 
Dlaczego każdy dom musi mieć choćby namiastkę ogrodu? Czasem jest to trawniczek wielkości znaczka pocztowego, czasem tylko donica z kwiatami na wybetonowanym podjeździe. 
Nie ma się co dziwić Anglikom. Zielone dziedzictwo Anglii jest masowo odwiedzane przez mieszkańców Wysp. Piękne parki, ogrody i pałace są dostępne dla każdego, kto gotowy jest zakupić bilet. Ten zwyczaj również zakorzeniony jest w historii. Anglicy od dawna są przyzwyczajeni do odwiedzin ogrodów innych pasjonatów, poznawania nowych roślin i przenoszenia pomysłów na własny skrawek ziemi. Bez względu na status społeczny, płeć czy wiek – od roku 1625 każdy chętny mógł za opłatą 6 dukatów odwiedzić pierwszy ogród publiczny w Anglii. Założony w dzielnicy Lambeth w Londynie, przez ogrodnika królewskiego Johna Tradescanta „The Ark” zapoczątkował tę typową angielską tradycję.
Wtedy pojawiły się również pierwsze szkółki roślinne oraz sprzedaż nasion i nawet poradników ogrodniczych! Gdy rewolucja przemysłowa epoki wiktoriańskiej przyniosła ze sobą rozwój kolejnictwa i umożliwiła ludziom łatwe podróżowanie – odwiedzanie parków i ogrodów stało się hobby na masową skalę. Posiadając tak bogate dziedzictwo, każdy Anglik naturalnie dąży do posiadania najmniejszego nawet ogródka wokół domu. 
Pomijając, że czasami trawnik jest wydeptany i uschnięty, a donica pusta…
Pomimo tego, że nie każdy ma czas na ich pielęgnację i często wyglądają na zaniedbane – to większość domów ma ogród, a właściwie dwa: front i back garden. Za domem organizowano ogródki praktyczne obsadzane warzywami, owocami, ziołami oraz kwiatami przeznaczonymi na kwiat cięty. Często była tu również szklarnia oraz zimny inspekt, a czasami nawet zagroda dla kur i chlewik na prosiaka. Anglicy od wieków sami uprawiali i hodowali żywność.
Często konieczność ta była podyktowana wojnami i kryzysami ekonomicznymi. Przestrzeń przed domem zarezerwowana była dla ogrodu ozdobnego, stanowiącego wizytówkę rodziny. Pięknie obsadzony i regularnie pielęgnowany, front garden był częścią reprezentacyjną. Tutaj ustawiano bogato obsadzane donice, wywieszano kosze kwiatowe i tworzono klomby. W dzisiejszych czasach ta część ogrodu coraz częściej przenoszona jest na tyły domu, a przód wykłada się kostką i przerabia na parking dla samochodów.
– Na pewno nie bez znaczenia dla Anglików jest fakt, że rodzina królewska, a szczególnie książę Karol jest pasjonatem ogrodnictwa. Pracowała pani dla niego. To musiało być ciekawe! Czy miała z nim pani styczność?
Pracę w High Grove, prywatnym ogrodzie przy rezydencji księcia Karola wspominam jak jedną z ciekawszych przygód w moim życiu. Było to bardzo przyjazne i niesamowicie piękne miejsce. Karol nie szczędzi środków dla rozwoju swojego ogrodu oraz rozległej farmy, wszystko uprawiane i hodowane jest w sposób ekologiczny, wiele produktów z High Grove dostępnych jest w dobrych sklepach na terenie całego kraju.
Odczuwało się tam prawdzie domową atmosferę, wszyscy pracownicy osobiście znali księcia i jego rodzinę. Często spacerował z psami po terenie posiadłości i chętnie rozmawiał z każdym napotkanym ogrodnikiem. Na miejscu byli również Gurkowie, kucharze, panie sprzątające, policjanci z ochrony i pracownicy farmy oraz stajni – wszyscy żyli w zgodzie i zawsze byli gotowi rzucić żartobliwe słówko w moim kierunku.
A co szczególnie utkwiło pani w pamięci?
Najlepiej wspominam pracę w ogromnym Kitchen Garden, czyli ogrodzie warzywno-owocowym za murem. Wszystko odbywało się tu według wiekowych tradycji. Dużo się tam nauczyłam. Można też łatwo było się tu chować przed spacerujących księciem – naprawdę nie jest łatwo kłaniać się pchając ciężką taczkę pełną chwastów!
Czy są jakieś różnice w ogrodnictwie polskim i angielskim? 
Tak, choć mówiąc o tym należy uwzględnić polityczne i klimatyczne warunki tych państw. Jedno jednak jest pewne: Polacy powinni uczyć się ogrodnictwa od Anglików. Nie chodzi tu o styl czy zastosowanie jakiegoś gatunku roślin. Chodzi o podejście do gleby, która jest najważniejszą częścią ogrodu, ekologii oraz miłość do wielowiekowej tradycji.
Ogromny wpływ na rozwój angielskiego ogrodnictwa mają mało mroźne zimy i raczej brak upalnych dni podczas lata, dużo opadów oraz wpływ ciepłego prądu oceanicznego Gulf Stream. Dzięki takim warunkom roślinność na Wyspie zawsze charakteryzowała się bujną i zdrową zielenią, co doskonale widać z okien samolotu podczas letnich i zimowych miesięcy – gdy w Polsce dla kontrastu pola są wypalone słońcem lub pokryte śnieżną pierzyną. Te zalety angielskiego klimatu poznali już dwa tysiące lat temu Rzymianie, który najechali Wyspy z pomysłem zakładania tu winnic i ogrodów ozdobnych, których resztki można oglądać na przykład przy Willi Fisbourne Roam Palace w Sussex.
Również w dzisiejszych czasach sprzyjające warunki klimatyczne pozwalają na ekstrawagancję przy tworzeniu i pielęgnacji ogrodów. Beth Chatto w swoim słynnym nadmorskim ogrodzie w Essex ma istną dżunglę, a ogrodnicy pielęgnujący Tresco Abeby Garden na wyspach Scilly zajmują się uprawą delikatnych frezji na rabacie przez cały rok.
Ale rozkwit ogrodnictwa to jednak czasy późniejsze?

Prawdziwe szaleństwo ogrodnicze zapanowało w Anglii dopiero w XIX wieku, gdy rozwój tańszych metod druku i reprodukcji barwnych ilustracji sprawił, że coraz szersze grono czytelników zyskiwało dostęp do stosunkowo niedrogich czasopism i książek ogrodniczych. Słynne wyprawy botaniczne wyruszały do najodleglejszych zakątków kolonii brytyjskich, aby po wielu miesiącach powrócić do Londynu z nowymi gatunkami roślin, insektów czy zwierząt.
W roku 1804 założono Królewskie Towarzystwo Ogrodnicze, które miało na celu propagowanie ogrodnictwa wśród mieszkańców Wyspy. Doprowadziło to do zorganizowania pierwszych wystaw ogrodniczych – między innymi słynnej dzisiaj Chelsea Flower Show, już w latach 20. XIX wieku! Od tamtego czasu angielscy entuzjaści roślin nieustannie organizują się w drobne towarzystwa ogrodnicze i poświęcają każdą wolną chwilę na dyskusje, wizyty oraz imprezy z tym związane.
Głównym punktem sezonu ogrodniczego są coroczne londyńskie wystawy Królewskiego Towarzystwa Ogrodniczego w Chelsea, Hampton Court oraz Tatton Park w Manchesterze, gdzie lansuje się trendy na nadchodzący rok i prezentuje najnowsze projekty ogrodów. 
Które ogrody i parki w Anglii trzeba obowiązkowo zobaczyć?
W porównaniu z resztą świata Wielka Brytania oraz Irlandia mają największą liczbę historycznych i współczesnych ogrodów udostępnionych do zwiedzania. Wiele z nich jest nadal prywatnych, właściciele jednak chętnie dzielą się swoimi ogrodami z innymi pasjonatami – organizują dni otwarte, herbatki w ogrodzie, a nawet sprzedaż roślin (The National Gardens Scheme, czasami nazywana The Yellow Book). Inne prywatne ogrody są otwierane regularnie jako atrakcja turystyczna i oferują również odwiedzającym herbaciarnie, restauracje, sklepy ogrodnicze oraz szkółki.
Jednym z najciekawszych ogrodów prywatnych jest Coton Manor w hrabstwie Northampton. Jego właściciele, państwo Pasley-Tyler sami w nim pracują, oprowadzają po kolorowych rabatach i opowiadają historię tego czarującego miejsca. Większość dużych założeń parkowo-ogrodowych w Anglii jest w rękach The National Trust, The English Heritage lub Royal Horticultural Society. Organizacje te zostały stworzone wiele lat temu w celu zabezpieczenia dziedzictwa angielskiej architektury oraz ogrodów dla przyszłych pokoleń. Są to organizacje charytatywne, które zatrudniają na terenie swoich placówek głównie wolontariuszy. Sam National Trust otworzył już dla turystów ponad 200 historycznych miejsc, wśród nich najsłynniejsze angielskie ogrody takie jak: The Hidcote Manor, Sissinghurst Castle Gardens czy Sheffield Park Garden. 
Polecałabym odwiedzić też Aglesey Abbey (szczególnie zimą!), Audley End (jeden z najlepiej zachowanych ogrodów za murem czyli The Kitchen Garden), Levens Hall (z kilkusetletnimi topiarami z cisów (drzewa i krzewy przycięte w formy geometryczne), Stourhead (angielski park krajobrazowy przepiękny jesienią) oraz Biddulph Grange. Warte odwiedzin są również współczesne ogrody, np. The Eden Project oraz Pensthorepe Wildlife Reserve, a także takie perełki jak The Lost Gardens of Heligan, The Great Dixter czy Tresco Abbey Gardens. 
Co można jeszcze polecić miłośnikowi angielskich ogrodów? 
Najważniejszym wydarzeniem ogrodniczym w Anglii jest niewątpliwie coroczna wystawa Chelsea Flower Show w Londynie, która odbywa się 22-26 maja na terenie parku w Chelsea Royal Hospital. Organizatorem wystawy już od ponad 140 lat jest Królewskie Towarzystwo Ogrodnicze (RHS). W ciągu pięciu dni Chelsea Flower Show odwiedza około 160 tysięcy miłośników ogrodów oraz roślin ze wszystkich stron świata. Tutaj spotykają się najbardziej wpływowi projektanci i szkółkarze, aby lansować trendy ogrodnicze na nadchodzący rok.
Wystawę uświetnia swoją obecnością rodzina królewska oraz znane osobistości świata polityki i kultury. Warte odwiedzin są również wystawy The Edible Garden Show (marzec), Malvern Flower Show (początek maja oraz jesień), BBC Gardeners’ World Live (czerwiec) oraz Hampton Court Flower Show (początek lipca). Zawsze należy wcześniej zakupić bilety przez internet, szczególnie w przypadku Chelsea biletów brakuje już na kilka miesięcy przed wystawą!
Katarzyna Bellingham jest ogrodniczką z pasji i wykształcenia. Wiele lat projektowała i pielęgnowała ogrody w Anglii i Irlandii. Niedawno wróciła z rodziną do Polski i teraz tworzy swój własny ogród na 7 ha ziemi, która jest częścią Kaszubskiego Parku Krajobrazowego. Prowadzi również portal ogrodniczy www.naogrodowej.pl
Wybierając się do ogrodów zawsze najpierw warto sprawdzić godziny otwarcia, ponieważ często dostępne bywają tylko kilka dni w tygodniu w godzinach popołudniowych. The National Trust otwiera ogrody zazwyczaj od godziny 11.00, a prywatni właściciele zrzeszeni w The National Gardens Scheme tylko w wybrane dni roku o ściśle określonych godzinach. Sprawdzić to można na stronie www.gardenvisit.com.

wtorek, 8 maja 2012

Wiosenne donice, NOWY STAW, majówka i groszek pachnący



Od paru dobrych miesięcy mój ogródek zdobią przeróżne donice i starocie obsadzone wiosenną roślinnością. Muszę przyznać, że są dla mnie ogromną radością a nawet czasami jestem zaskoczona ich bujnością i różnorodnością. Miały trudne początki. Jesienią, wkrótce po przeprowadzeniu się do naszego nowego domu, nie miałam głowy do roślinek. Nawet nie myślałam o przyszłej wiośnie. Przerażał mnie trochę ogrom prac, które nas czekały - wiosenne donice były odległą abstrakcją.

Ale są - kolorowe i radosne - a ja mogę teraz wszystkim zainteresowanym i zapracowanym miłośnikom ogrodów  przekazać wypróbowany sposób na  "wiosenne donice w pośpiechu".




  • przez całą jesień zbierałam to tu, to tam przeróżne cebulki. Nie jeździłam po szkółkach tylko kupowałam co mi się spodobało w biegu - czasami w supermarkecie budowlanym, czasami w warzywniaku. Późną jesienią trafiłam na przecenę niechcianych już cebulek w UK - i tam upchałam tego trochę do kosza z zakupami. Tak zbierałam, chomikowałam w garażu wszystko aż do późnego listopada. Taka mieszanina to dobra rzecz - odmiany wczesne, średnie i późne -  wszystkie wrzuciłam do jednego wiaderka. Pomieszałam również gatunki: narcyzy, tulipany i szafirki. Sama nie wiedziałam aż do teraz co tam jest!
  • w listopadzie poświęciłam im jedno popołudnie. Zebrałam wszystkie donice - a także stare wiadro i komin z anglii, wypełniłam podłożem ogrodniczym i posadziłam cebulki wymieszane w wiaderku "na maxa" - tak aby było ich w donicach jak najwięcej. Uwaga! w związku z różną wielkością cebulek sadziłam je "piętrowo". Pożyczyłam im Wesołych Świąt i wstawiłam do garażu (ciemnego i dosyć zimnego - woda zamarzła w styczniu) na kilka miesięcy. Nic więcej z nimi nie robiłam;
  • w marcu w donicach widać było już 10cm pędy. Wyjęłam donice z garażu, dosadziłam pierwiosnki, niezapominajki, bratki małe i duże - znowu "na maxa" i w pośpiechu. Nic nie planowałam. Wycieczka na Sierakowski targ w celu zakupu bratków była wystarczającym wyczynem. Wszystko podlałam i tyle. Teraz już tylko czekałam na wyniki ...
  • najpierw wśród bratków, niezapomianjek i pierwiosnków pokazały się narcyzki Tete-a-Tete, a wkrótce po nich duże narcyzy o złotych kwiatach. Po dużych narcyzach zaczęły kwitnąć małe, bardzo pachnące odmiany naryzów  i wczesne tulipany. Teraz całą resztę dogania reszta tulipanów. Szkada, że wyjeźdzam - mogłabym się nimi jeszcze cieszyć. Po powrocie zaraz zmieniam wszystkie obsadzenia donic na letnie - ale tu już będzie troszkę więcej pracy.




**********





U nas dzisiaj bardzo wesoło - przed oknem głośno, kolorowo i same spaliny! Mam tu spychacz, koparkę, wywrotkę i ciągnik z przyczepą - właśnie dopijam kawę - już właściwie ice coffee - pycha, lubię taką ... ale jakieś 3 godziny temu była jeszcze całkiem ciepła. Wszystko idzie dobrze - narazie tylko rozrusznik w Tatrze się zepsuł, ale jakoś jeździ ... trochę mnie to wszystko stresuje ponieważ "robi się" tu naraz dużo rzeczy: kopiemy staw, rzucamy na ogród torf i czarnoziem, a sprytny pan w spychczu wszystko jeszcze równa. Każdy ma swój pomysł na to, jak ogród ma wyglądać: jakie schodki, płotki, drzewka itd ... ciężko się dogadać, ale po budowie domu nauczyłam się jak delikatnie rozmawiać z pracownikami, i jak robić dobrą kawę ( no ... jeden poprosił dzisiaj o piwo - może będzie jeszcze równiej ...).




 Głupio było tak stać i się gapić, więc Andrew ukratkiem pracuje w warzywniku - a ja z biura mam dobry widok przez okno. "Będzie dobrze" - to ulubione powiedzenie pracowników ... ale chyba faktycznie nie jest tak źle, bo wychodzi wreszcie słońce. Ogólnie potrzebujemy około 30 wywrotek czarnoziemu i torfu - ze stawu wychodzi cudna ziemia. Wszystko zostanie rzucone (warstwa około 30cm) na przyszły ogród Dla Motyli i Ptaków i Fruit Cage, a także tam gdzie będzie sad i kurnik, a następnie zostanie tam na jakoś miesiąc do wyschnięcia. Potem wapnowanie i oranie itd. Na końcu posiejemy tam polną trawę i przez sezon lub dwa będziemy tylko kosić w niej ścieżki. Może za dwa sezony zaczniemy sadzić tam ogród - może wcześniej. Najpierw muszę sama wyprodukować wszystkie rośliny (oczywiście oprócz drzew i krzewów) - więc potrzebuję tunelu foliowego ... jejku - to się nigdy nie kończy!
Ale jest fajnie ... podczas kopania zeszli się wszyscy sąsiedzi - zarówno ci starsi jak i dziciaczki. Opowiadają co tu u nas kiedyś było, jak to "za knypa" tu przychodzili do pracy na polu - tylko teraz gdzie to pole? Wyrabiają prawdziwe cuda - mój angielski mąż się dziwuje, jakie to nasze chłopy poradne. Za oknem piękna wielka plama czarnej ziemi rośnie, a w górze szybuje bocian - może też lubi oglądać duże maszyny ...




No i mamy piękny staw! Nie mogę się doczekać powrotu - będziemy planować i obsadzać - cudo!
Serdecznie polecam ekipę wykonawczą, ponieważ spisali się na szóstkę plus! Dziękujmy ...






 ******

W ogródku rosną nie tylko rośliny, ale i wszelkiego rodzaju konstrukcje. Płotki już dokończone, nawet ten maluśki, który biegnie wdłuż rabat kwiatowych. Duża podpora z gałązek leszczyny na fasolę oraz fasolkę szparagową pnącą też już jest. Wczoraj, po wysadzeniu do dobrze zaprawionej obornikiem gleby naszej olbrzymiej dyni - Andrew jeszcze zmajstrował specjalnie dla niej mały namiocik, który okrył agrowłókniną. Teraz w kolejce czekają 3 wigwamy z gałęzi leszczyny dla moich pachnących groszków. Wysadziłam już dalie, a teraz zabieram się za pomidory w workach.




Spieszymy się bardzo, ponieważ jutro jedziemy na nasze 3-tygodniowe tourne po Anglii. Aż trudno uwierzyć, że za tydzień będę w pięknej Kornwalii, a za dwa zobaczę co w trawie piszczy na Chelsea Flower Show - ale fajnie! Pozdrawiam wszystkich, którzy do nas wkrótce dołączą. Obiecuję również zamieszczać posty z najciekawszych miejsc - wracam w czerwcu.


**********


 

Ogród to najlepsze miejsce na wspólne posiłki, zabawę i odpoczynek. Nawet na naszym pobojowisku można zorganizować wiosenne party. Wyrzucamy na zewnątrz duży stół i misz-masz krzeseł oraz foteli - uwaga -  musi być wygodnie! Uwielbiam te kiczowate kolorowe szkło, babcine zastawy oraz haftowane obrusy i serwetki. Wreszcie mogę się pochwalić wszystkimi moimi rupieciami, a także zdolnościami kulinarnymi swoimi i Andrew. Obowiązkowo słodkości czyli wielki tort a'la Pani Masza, a z niechcianych białek bezy przekładane śmietanowym kremem. Tartletki z dojrzałym serem i szczypiorkiem - hmmmmmmm - uwielbiam! Do tego, dla przyzwoitości, sałatka z młodych ziemniaczków, duża micha zielonej sałaty i grillowe mięsko. Najważniejszym składnikiem jest jednak dobre towarzystwo, którego szczęśliwie w moim lesie nie brakuje. Pozdrawiam więc serdecznie moich leśnych "garden partowców"!


Przepisy potraw są TU



*********




Pierwszy raz w życiu wysiałam nasiona groszku pachnącego dopiero wiosną. Zawsze sieje je w październiku. Spore już siewki zimują w inspekcie i w marcu rośliny idą już do gruntu. Nie weim czy ta metoda zda egzamin w Polsce, ale jesienią na pewno spróbuję.

Zawsze staram się zaopatrzyć w odpowiednie cylindrowe donice lub palety. W związku z tym, że groszki spędzają w nich kilka miesięcy, a ich korzenie są silne i rosną bardzo szybko - muszą mieć dużo miejsca. Jeszcze ich w Polsce nie szukałam - w UK kupiłam na lata plastikowe ROOT TRAINER'y:


Poniżej widać groszki rosnące w ekologicznych cylindrach, które się rozkładają po posadzeniu do gleby, ale każda głębsza doniczka będzie OK.

Kiedy siewki wyrosną już do około 20cm, to zawsze uszczypuję pęd nad 4-tym dobrze wykształconym liściem - 4 mocne pędy będą lepszej jakości niż 8 czy 10 chuderlaków, które będą produkować słabe kwiaty. Przy sadzeniu na miejsca stałe, do gleby dobrze jest dodać łopatkę kompostu, a później wyściółkować miejsca wokół roślin - groszek lubi wilgotną glebę. Im dłużej uda się wam zapewnić mu wilgoć (ale nie bagno) , tym dłużej będzie produkować kwiaty - oczywiście musimy je regularnie zbierać - po zawiązaniu nasion roślina już nie myśłi o kwitnięciu !!! Groszek koniecznie musi mieć podpory. Może to być zwykły płot - wąsiki łatwo czepiają się wszystkiego, ale lepsze są wigwamy, obeliski ogrodowe, pergole itd - pomagamy przywiązując pędy sznurkiem ogrodowym.

TU znajdziecie anglojęzyczny przepis na sukces z prowadzeniem groszku pachnącego po podporach.
siewki groszku pachnącego wschodzą szybko, najlepiej rosną w cylindrowych doniczkach

groszek pachnący to niezastąpiony kwiat cięty