piątek, 26 października 2012

Na rabacie, PORA NA PORA i wyróżnienia

Kochani ... naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem Waszej ciężkiej pracy przy zbieraniu, segregowaniu, suszeniu i opisywaniu nasion. Bardzo podobała mi się myśl Maszki na temat poznawania każdego nasionka ‘osobiście’ – faktycznie codziennie patrzymy na kwitnące za oknem kosmosy, nagietki czy powojniki – ale czy wiemy jak wyglądają ich nasionka? Wydaje mi się, że takie zbieranie i ‘obcowanie’ z  tymi maleńkimi, lecz jakże ważnymi nasionami to już wyższy stopień wtajemniczenia ogrodnika, to już całkiem dotyka duszy. Tworzy się bardzo spacjalna więź pomiędzy rośliną a człowiekiem, poznajemy się jeszcze lepiej ... a przez to nabieramy doświadczenia, pewności siebie i stajemy się lepszymi, odważniejszymi ogrodnikami. Dziękuję za takie duże zainteresowanie Klubem Pożądanego Nasionka!
 
 
 
 
Ale póki jesień i zima, to wysiew nasion tylko w marzeniach. Chociaż zawsze można działać. Zimą można planować co się gdzie posadzi na wiosnę, a teraz czas przygotować rabty w ogrodzie. Już pisałam TUTAJ, jak przygotowuję glebę na rabacie na kwiat cięty na przyszły rok. Poniżej kilka fotek z naszych działań:
 
 
 
 Gladiole już wykopane i osuszone. Pięknie się rozmnożyły. Bulwy ogromne. Wiosną kogoś drogiego nimi obdaruję.

 

 
 
Postanowiłam, że najwyższy czas odgrodzić moje rabatki na kwiat cięty od reszty warzywnika - jakoś zawsze wkradały mi się na ich tyły sałaty i pietruszki - teraz czystka rasowa: tylko kwiaty na rabacie. Andrew został wysłany do lasu po gałęzie ... widać, że gdzieś tu jest bo zawsze chodzi z kubkem gorącej herbaty, a kubek znalazłam. Mam nadzieję, że dzikom spodoba się mój Bolesławiec, już jeden podobno sobie wzięły :)
 
 
 
 
 
I zrobił mi Andrew super płotek, który pasuje do ogólnego wyglądu naszego wiejskiego ogrodu warzywnego. Dodatkowo łuki z gałązek jarzębiny będą pomagałay podtrzymywać wybujałe kosmosy i kleome. Jestem zadowolona. Fajnie jest mieć chociaż raz w roku taki porządek na rabacie!
 
 

 
 
Po ostatecznym oczyszczeniu rabaty i ustawieniu płotków zabrałam się za sadzenie tulipanów. W tym roku dwie wypróbowane odmiany: Ballerina i Uncle Tom. Niestety tak późno zabrałam się za kupowanie cebulkowych, że w sklepach internetowych było już wszystkiego po kilka sztuk, a w szkółkach tylko jakieś super wyfikane odmiany tulipanów o niebieskich lub niesamowicie karbowanych płatkach. Hmmmm ... w hurtowni udało mi się jeszcze złapać te dwie odmiany, które będą ładnie wyglądały wiosną również w wazonie. Posadziłam 200 sztuk - może coś więc się z tego wykluje.
 
 



Tam, gdzie są badylki planuję posadzić białe i błękitne ostróżki - jeszcze tej jesieni. Ostróżki są duże, więc na moich chudych rabatch zmieszczę tylko 20 sztuk. Widać też obcięte łubiny, wilczomlecze i przywrotniki ostroklapowe. Ścieżka czeka na ułożenie kamienia polnego.

O! A tak właśnie cudownie było kilka dni temu. Jak w lecie. Sandałki nawet musiałam wykopać spod kaloszy i cieplejszych butów na jesień. Tego dnia odkryłam straszną prawdę, której mieszkając na Wyspie nie znałam. Otóż podczas regularnego obmacywania roślin na rabacie zdiagnozowałam brak korzeni u 3 rosnących obok siebie łubinów (same zielone jeszcze czupryny, jak głowa biednej Marii Stuart po ścięciu). Tuż tuż wielka dziura wykopana przez Mazie - czyżby nornice????? OMG! Tak, nornice zmasakrowały kilka dobrych metrów kwadratowych warzywnika. Jestem spokojnym (po Nervomixie) człowiekiem więc z niedowierzaniem, lecz bez nerwów powyjmowałam więcej takich głów Królowej Szkocji - np cały rząd mocno wyrośniętej już pietruszki - ale ani kopru włoskiego ani szpinaku nie ruszyły. No i oczywiście panika - 3 łubiny przeżyję, ale co będzie z moimi tulipanami!!!
 



Mazie ryła w ogrodzie cały dzień (nie wiem jak ona oddycha pod tą ziemią) i oczywiście nic nie znalazła, bo w tym czasie nornice pewnie pływały już jachtem po spokojnych morzach karaibskich i popijały zmrożone drinki. Prawda jest taka, że labradory są lepsze na kaczaki - nie nornice, ale dziewczyna przynajmniej ma zajęcie. Ja zabrałam się za obronę ogrodu poważnie - sięgnęłam po stare zapiski Andiego. Pochodzą one z czasów, gdy uczęszczał do Moulton College na kurs ogrodnictwa ekologicznego - jego zapisaki to istna skarbnica wiedzy. Pierwsze kroki do podziękowania nornicom za współpracę to:
 

UTRZYMANIE PORZĄDKU W OGRODZIE - USUNIĘCIE STARYCH, ZESCHNIĘTYCH LUB ZGNIŁYCH ROŚLIN, WYGRABIENIE ŚMIECI (TYPU CHWASTY, DROBNE GAŁĄZKI, KAMIENIE)  - TAK ABY NORNICE NIE MIAŁY GDZIE SIĘ CHOWAĆ PRZED SOWAMI, LISAMI, MYSZOŁOWAMI I KOTAMI.
 
REGULARNE PRACE W OGRODZIE I HAŁAS - NORNICE NIE LUBIĄ HARMIDERU, WIĘC NIE ZNIOSĄ DZWIĘKÓW PRACY PRZY GLEBIE (KOPANIE, GRABIENIE, etc.).
 
A latem posadzę w ogrodzie odpowiednio nielubiane przez nornice rośliny. Myślę, że na topie oprócz jednorocznych będą szachownica cesarska i czosnek bułgarski - super śmierdziaki. Czy ktoś ma w ogrodzie czosnek bułgarski (ma dwie łacińskie nazwy Nectaroscordum siculum - dawniej Allium bulgaricum). Jestem bardzo ciekawa, jak znosi nasz klimat.


 Mazie na tropie potwora.
 
********

Zaczyna się pora na pora. Uwielbiam porę na pora - bo mogę zabrać się za robienie jednej z naszych najukochańszych zup. Była to jedna z pierwszych zup, które nauczyłam się robić 'na swoim' po ślubie. Mieszkaliśmy wtedy nad samym oceanem, obok misteczka Skibbereen w Irlandii. Andrew rewitalizował stary ogród kuchenny 'za murem' (czyli kitchen walled garden), w którym było naprawdę dużo warzyw. Były również wiktoriańskie szklarnie, inspekty, szkółka roślin, ogród ziołowy i ogromny wybieg dla wszelkiego rodzaju ptactwa domowego. Zimą opychaliśmy się brukselkami, pasternakami i oczywiście porami.
 
 
 
 
Od tego czasu na naszym jesienno-zimowym menu przynajmniej raz na tydzień pojawia się ta super prosta zupa-krem z pora i ziemniaków. Pewno każdy z Was zna i w jakiś sposób robi tę popularną na Wyspach zupkę, ale chciałabym się podzielić moim przepisem. Latem można wykonać jej zimną (a nawet zmrożoną) wersję zwaną z francuskiego vichyssoise, ale to już bez dodatku masła.
 
 
ULUBIONA ZUPA-KREM Z PORA I ZIEMNIAKÓW
 
Składniki:
  • 2 duże pory - umyte
  • 4 duże lub 6 małych ziemniaków - umytych lub obranych
  • 1 łyżka masła
  • 1 l. rosołku warzywnego lub z kury
  • 2 ząbki czosnku
  • 250 ml mleka
  • sól i pieprz do smaku 
 




Wykonanie:
 
  • Pory tniemy na plasterki, czosnek wyciskamy, ziemniaki kroimy na mniejsze części. Ja tym razem ziemniaki tylko umyłam, ponieważ są one prosto z ogrodu. Sklepowe raczej bym obrała.
  • W dużym garnku rozpuszczam masło i wrzucam pory, czosnek oraz ziemniaki. Uważam, aby warzywa się nie przypaliły. Na malutkim ogienku, pod przykrywką 'pocą się' przez 10 minut.
  • Przygotowuję litr rosołku i zalewam warzywa. Doprowadzam do wrzenia i gotuję około 20 minut - aż ziemniaki będą miękkie.
  • Po zdjęciu z ognia trochę można przestudzić, a następnie blenderem zmielić całą zupę. Ja nigdy nie czekam, gorącą zupę zamieniam w krem, dolewam mleko, sól oraz pieprz do smaku, mieszam i podaję. SMACZNEGO!
  • Zupę można spokojnie zamrozić. Przechowywać w lodówce.
     
Zupa ta jest świetnym dopalaczem na lunch - szczególnie dla pracującego w jesiennym chłodzie ogrodnika. Ma delikatną konsystencję oraz smak, więc lubią ją zarówno dzieci, jak i dorosłe marudy. Podobno jeśli się regularnie je zupy warzywne na luch, to można żyć 100 lat!


 
 
 
********


 
Serdecznie dziękuję za wyróżnienia, których otrzymywanie sprawia mi przeogromną przyjemność. Nie wiem jakie są zwyczaje przyjmowania tych słodkich plakietek - słyszałam, że trzeba o sobie coś napisać ... ale Wy już właścieiwe wszystko o mnie wiecie. Nie chcę zanudzać. Przekażę więc wyróżnienia dalej. Ciężko jest wybrać kilka najlepszych blogów, ponieważ tyle z nich jest tak szalenie inspirujących i pięknych ... wiem jak dużo ciężkiej pracy idzie na tworzenie postów - podziwiam Was wszystkich za chęć do działania, motywację, dostrzeganie piękna ... oto tylko kilka przykładów moich ulubionych blogów (mam 2 wyróżnienia, więc mogę poszaleć):
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

 
 A oto plakietki dla Was, które dostałam od:
 
Taliby z bloga  KOLORY MOICH PASJI
 
 
 
 
Dorany z bloga  POD NIEBIEM SZEROKIM
 
*******

 
Thanks to Aga of ZIELONA EKSPANSJA for my lovely award, Andrew xxx
 
 
 
Dziękujemy i pozdrawiamy!!!

poniedziałek, 22 października 2012

Andrew's LAWN i nasz projekt na Kowalach

 
OMG! I have always been impatient, a real jam today man, but it really isn't the best of conditions when trying to finish building a house, bring up a 3 and 1/2 years old and certainly not when it comes to gardening. I found myself on all fours for the 3rd time today, squinting expectantly at the non emerging grass seeds, that I sowed a few weeks ago to fill in the patches of what looks like becoming a very nice lawn - moles, voles, snow, rain, hail and builder's vans permitting!
 
 
 
The lawn is such great achievement for us this year. Until a month ago it was just a huge patch of muddy soil - actually mainly useless sand. We decided to have a pond dug back in May and moved all the peat and really lovely black soil onto the lawn-to-be area, then it was leveled by a bulldozer, ploughed, limed and harrowed.
 
 


BEFORE ...
 
 
Unfortunately the wettest summer on record didn't allow us to do much more with it until early September - finally the hundreds of stones which appeared after ploughing were picked up, I leveled the whole area with a rake (yes!) as best as I could and happily sown the grass seeds.
 
                                    ... AFTER
 

 
 
Nasz kierownik budowy :) wygodnie nadzorował zabiegi pielęgnacyjne nowego trawnika z bezpiecznej odległości i w pełnym okaskowaniu ...
 
Well, that's gardening! But there you go, finally we have an almost lovely lawn and I can do what I really really love - play golf!
 

 
GET IN THE HOLE ...
 
It really is one of life's never ending mysteries of how to get the most out of the little time available. I have always had so much respect for the great gardeners of old, who must have been so level headed and to think the likes of Capability Brown would think nothing of designing features into landscapes, knowing full well that it would be 50 or 100 years to be fully appreciated!
 
Trawa faktycznie jest super w porównianiu z pozostałościami po budowie. Można po niej chodzić a nie ślizgać się po błocie. Oczywiście nasz cudny pies wykopał w niej już tysiąc dziur, a Albert regularnie znęca się nad nią  grabiami, widelcami i taranuje swoim małym traktorem. Ale mamy nadzieje, że zimę przeżyje. W sobotę została pierwszy i ostatni raz skoszona, teraz dobrze byłoby ją przewalcować i dokarmić jesiennym nawozem. A potem już sama musi sobie poradzić ...
 
*********
 
Obiecałam pokazać kilka fotek z ogrodu na Kowalach (Gdańsk), który założyliśmy latem. Pisałam o tym w lipcowym poście TUTAJ. Jest to niewielki ogródek na nowoczesnym osiedlu domków jednorodzinnych przy ulicy Kwiatowej. Działka o powierzchni około 450m2, ale samego ogrodu pewno około 300m2.
 
 
 
 
 
Oto jak to wyglądało na początku:
 
 
 
 
I po zakończeniu przez nas prac:
 
 


 

 
Mam nadzieję, że się Wam podoba :)
 
*********
 
Do Albercika z dalekiej Szkocji przyjechali w zeszłym tygodniu kuzyni. Pogoda była poprostu perfekt - lepsza niż latem! W dodatku te przebarwiające się drzewa ... bardzo im się podobało i planują wrócić tu zimą na narty. Mnie po wielu wielu latach 'spoczynku' zaciągnięto na wycieczkę konną i niestety teraz mam takie zakwasy, że aż wstyd się przyznać! Dzieci spędziły większość czasu trenując naszego nowego psa, ale udało im się powycinać buźki w dyniach ... nic tylko życzyć wszystkim HAPPY ALL HALLOWS EVE!
 
 

Więcej o buźkach w dyniach można poczytać na Na Ogrodowej.
 
Przez te wszystkie rodzinne sielanki miałam lekki zastój w ogrodzie, więc od kilku dni intensywnie to naprawiam. Napiszę o tym w następnym poście. Ściskam wszystkich mocno!

czwartek, 11 października 2012

Klub Pożądanego Nasionka





 
 
Gdybyśmy zapytali kogoś 1000 lat temu, czemu warto jest zbierać i wymieniać się własnymi nasionami, to pewnie popatrzyłby na nas i pomyślał "crazy". Wiadomo - kiedyś nie było katalogów, sklepów ani targów ogrodniczych ... a jednak ludzkość jakoś przetrwała i zbudowała cały znany nam dzisiaj świat na podstawie rolnictwa i ogrodnictwa. Zwyczajni ludzie jesienią zbierali nasiona kwiatów, ziół, warzyw oraz owoców, aby następnej wiosny obsiewać nimi swój kawałek Ziemi. Hmmm ... może coś w tym jednak jest.
 
Moje rośliny, które przybyły do ogrodu jako nasionka - prezent od Mamy czy June, koleżanki czy sąsiadki - są dla mnie najcenniejsze. Jak bezcenny obraz czy piękna rzeźba mają swoją historię czyli tzw. provenir. Nie wspominam już o oszczędzeniu pieniędzy i sprawie marnowania nasion, które zamiast zebrać jesienią zabijam motyczką na wiosnę.
 
Dodatkowo (!) - zbieranie własnych nasion łączy ludzi. Przecież nie wykorzystamy ich wszystkich na wiosnę, prawda? Zapraszam więc wszystkich zainteresowanych do zabawy w
 
 
 Klub Pożądanego Nasionka  

 
Jeśli masz nasiona nawet jednego gatunku i masz ochotę się nimi podzielić, a jednocześnie chętnie otrzymasz nasiona zebrane przez kogoś innego -  to ten klub jest właśnie dla Ciebie. Mogą to być kwiaty jednoroczne i dwuletnie, byliny, warzywa, owoce i zioła - ZAPRASZAM DO ZABAWY.
 
 




Jeśli nadal nie jesteś pewna/pewny jak zebrać własne nasiona w ogrodzie to TUTAJ wcześniej o tym pisałam na blogu, jest również o nasionach artykuł na  Na Ogrodowej. A jeśli wypchaliście już koperty nasionami po jesiennym szabrowaniu na rabatach to napiszcie w komentarzach poniżej co uzbieraliście  do końca października 2012 roku. Ja potem te wszystkie nazwy zbiorę, dla ułatwienia rozpoznawania dodam do nich zdjęcia i opublikuję na blogu na samym początku listopada. Potem będziemy kojarzyć zakochane pary i  zacznie się wielka wymiana !!!
 
Uprzejmie proszę sobie wziąć powyższy banerek i umieścić na blogu, jeśli bierzecie udział w zabawie. A ja nurkuję do moich nasion i rozpoczynam zabawę!
 
 


czwartek, 4 października 2012

Jesienne ogrodowanie i PAPRYKOMANIA

Przyszła ...  szczególnie upodobała sobie polne klony, których liście dosłownie płoną w słońcu. Ach ta jesień - nie można się nadziwować jak pięknie się dookoła zrobiło. Komu potrzebne ogrody, kiedy dzika przyroda itak taka cudna ... no, dobra dobra ... nam wszystkim są potrzebne ogrody, jak dla mnie - to szczególnie te produktywne. Proszę jakie wspaniałości nam powyrastały w warzywniku:




Spodziewaliśmy się większego plonu dyniowatych, ale niestety mokre i dosyć chłodne lato nam w tym przeszkodziło. Wiem, że w inncyh częściach kraju pogoda była bardziej sprzyjająca uprawie wszelakich dyń, patisonów, tykw czy kabaczków ... u nas klęska. Sąsiad miał całe pole dyń i wielkie nadzieje, że jesienią sprzeda je do zaprzyjaźnionego ośrodka wczasowego prowadzącego wczasy zdrowotne - i nic z tego, wszystko choruje i wogóle nie rośnie bo zimno. Ale udało nam się zebrać chociaż po kilka owoców z większości odmian i gatunków, które wysialiśmy wiosną. Niestety o gigancie nie było wogóle mowy - dawno temu zgnił ...





Te malutkie dynieczki są bardzo słodkie i nadają się do dekoracji jesiennego stołu. A ta o dziwnym szarym kolorze jest naprawdę przepyszna - wystarczy obrać skórkę, pociąć na kawałki (tak jak melona tniemy dynie w podłużne kawałki), wrzucić do brytwanki, polać oliwą i posypać na to posiekane zioła, sól, pieprz - zapiekać w nagrzanym piekarniku przez około 190 - 200oC do miękkości. Wychodzi słodka pycha! Nawet mój Albercik to je.



  


********
 



Mamy też nareszcie sporo kwitnących słoneczników, które wraz z nadal świetnie rosnącym groszkiem pachnącym regularnie tnę i wstawiam do wazonów. Większość słoneczników, szczególnie tych dużych - zostawiam dla ptaków, zaczynają już coraz częściej zaglądać do ogrodu. Wkrótce trzeba będzie pomyśleć o dokarmianiu ...
********
Ja ruszyłam już na moje rabaty z widłami - no może narazie tylko z widełkami, ale chciałabym już je oczyścić i przygotować do wiosny. Uprzedzam - robięto tylko dlatego, że są to rabaty do produkcji kwiatów ciętych do mojego domostwa - jeśli byłaby to normalna rabata ogrodowa to poza lekkimi uprzątnięciami chorych i martwych roślin, ociepleniem niektórych gatunków oraz dosadzeniu cebulkowych nic bym na niej nie robiła. Z wielu wielu powodów jestem zwolenniczką pozostawiania rabat aż do wczesnej wiosny i dopiero wtedy odbywania głównych prac pielęgnacyjnych. Najwyżej przytnę jakieś bardzo wybujałe rośliny do połowy aby nie połamał ich śnieg. Ale wracając do moich rabat 'na kwiat cięty' to twardo wszystko usuwam.



  • W tym roku mam tylko dwie byliny na tych rabatach: łubin i przywrotnik ostroklapowy - przytnę je i zostawię na przyszły rok. Przywrotnik na tysiąc procent zostanie, ba ... dosadzę go więcej. Łubin jak przeżyje to fajnie, a jak nie to zobaczymy - może posadzę na jego miejsce coś nowego, mam jeszcze nasiona więc mogę wiosną wyprodukować więcej łubinu.
  • Wielkie czerwone mieczyki OUT i odchodzą za las, pole i staw do ogrodu sąsiadki.  Na ich miejsce przyjdą mieczyki botaniczne - mniejsze, delikatniejsze.
  • Wszystkie jednoroczne piękności idą na kompost. Oczywiście z najpiękniejszych okazów zbieram nasiona. Szałwię powabną po wyrwaniu ułożę na gazecie w ciepłym, suchym pomieszczeniu -  nasionka same wypadną.
  • Rabatę od razu oczyszczam z chwastów - gleba akurat teraz jest świetna - pulchna, lekka - chociaż zazwyczaj trochę gliniasta. Jejku czyżbym trafiła na super glebę na stare lata! W Anglii pracowałam na koszmarnej glinie albo glebie suchej jak pył!
  • Uszczknę Andiemu kilka taczek obornika z jego świętej pryzmy i rozrzucę na rabacie, potem ją delikatnie spulchnę widłami.
  • Na takiej oczyszczonej rabacie sadzę masę cebulowych, które wiosną będę mogła z czystym sumieniem ciąć i wkładać do wazonów. Tulipany, narcyzy i na lato czosnki - więcej nic. Hiacynty i szafirki będą rosły sobie w małych indywidualnych doniczkach - ale o tym innym razem ...
  • W miejscach gdzie sadzę cebulki ułożę na glebie po kilka gałązek iglaków, tak dla ochrony przez mroźną bezśnieżną zimą (chociaż podobno ma być mokra).



Papierowe torby świetnie nadają się do podsuszania nasion. Kosmosy obcięłam u nasady i włożyłam 'do góry nogami' do takich właśnie torebek, które powiesiłam pod sufitem w kuchni - kilka tygodni sobie tam powiszą, wyschną, a potem je porządnie oczyszczę i włożę do indywidualnych kopertek.
********


Bardzo bardzo lubię paprykę. Ta zielona i żółta z moich krzaczków miała cudowny smak , ale była dzięki słabemu latu mała i w małych ilościach. Pokusiłam się więc na kupienie całego wora na kościerskim targu, żeby było co przerobić w kuchni.  Najbardziej smakuje mi papryka grillowana więc po umyciu wszystkie papryki natarłam oliwą i wsadziłam do piekarnika. Potem długie, nudne ściąganie skórek (w tym pomogła mi moja Mama :) ) i mam - pyszna, słodka, miękka, ciepła papryczka mniam - teraz to dopiero jest pole do popisu. Taką paprykę można wykorzystać na tysiąc sposobów.
Ale moje paprykowa obsesja ciągle trwa. Nadal nie mogę zrobić czegoś, co kiedyś jadłam i nawet nie wiem co to było!!! - dlatego piszę "czegoś". Muszę poszperać w internecie i poszukać przepisu ... robiła to pewna niesamowita kobieta, którą znałam dawno dawno temu w Irlandii. Ona czyli Nini Vas Dias - była moją przyjaciółką, mentorką i pracodawczynią, a ja byłam jej prawą ręką i towarzyszką. Nini miała już prawie 100 lat i przeciekawe życie za sobą. Gotowała świetnie. Całe życie mieszkała i pracowała na Manhattanie jako psychoanalityk, ale właśnie Baltimore w Irlandii wybrała na swoje stare lata - i tu spędzałyśmy razem czas na przygotowywaniu wyszukanych potraw, organizowaniu przyjęć dla jej nietuzinkowych znajomych i grze na fortepianie (mojej bardzo słabej, a jej super) - Nini była również organistką w kościele w Skibbereen. Ale to była kobieta ... taka energia ... no dobrze, trochę się zagalopowałam z tymi wspomnieniami ... Nini grillowała te papryki i potem w kawałkach, na zmianę z jeszcze czymś układała je w słoiczkach i wstawiała do lodówki. Przepis przywędrował od jej córki z USA - czy ktoś może wiec co to było?



Jak widać pokusiłam się na zrobienie tarty, ponieważ tarty uwielbiam. Najczęściej właśnie robię je z grillowanymi warzywami. Przepis jest bardzo prosty: przygotowuję kruche ciasto, wkładam je po rozwałkowaniu do formy i piekę przez 10min "na sucho" (tylko z ceramicznymi kulkami). Potem do takiej "podpieczonej" tarty wrzucam przygotowane wcześniej grillowane warzywa - tym razem jest to tylko papryka (ale w dużej ilości!) z kilkoma listkami bazylii, ale zazwyczaj mieszam z papryką bakłażany, czerwoną cebulę i młodą cukinię. Wszystko zalewam mieszanką wybuchową: jajko + słodka śmietanka  +  mleko  +  sół  +  pieprz + trochę startego parmezanu lub cheddar. Na górę rzucam jeszcze trochę sera - i do piekarnika na jakieś pół godziny. Dokładny przepis na taką mieszankę wybuchową znajdziecie TUTAJ, nadaje się ona do większości tart i jest pyszna!




Dodatkowo z tego wielkiego wora udało mi się zrobić paprykę w zalewie z oliwy i octu winnego na tradycyjną włoską Peperonatę, która smakuje szczególnie dobrze podczas chłodnych zimowych dni ...




... a w szczególnie gorący letnio-jesienny dzień przyrządziłam zupę z grillowanej papryki z dodatkiem słodkiej śmietanki oraz lodu! Mniammmm.





*********


Jak widać po ogrodach i blogach nastał już ten kolorowy czas dyniowatych. Robimy z nich piękne dekoracje, pyszne dania i nawet nalewki. Jeśli ktoś z was nie uprawia jeszcze tych cudeniek w swoim ogordzie, to zapraszam do przeczytania artykułu  "Dynie, tykwy, patisony"  na  Na Ogrodowej.



Ściskam mocno i życzę pięknego jesiennego weekendu!