Pomimo wszystkich okropności z nią związanych - chłodnego wiatru z Syberii, nieprzejezdnych dróg i wiecznych chorób, zima na Kaszubach jest przepiękna. Sroga, niebezpieczna, a nawet czasami okrutna - ale zapierająca duch w piersiach i autentyczna. A przetrwanie jej to dla nas każdego roku prawdziwy wyczyn. Jesteśmy przyzwyczajeni do łagodniejszego klimatu, co oczywiście związane jest z nieustającym marudzeniem ze strony mojego męża, a u mnie z łapaniem wszelkiego rodzaju wirusów i innych choróbstw. W tym roku byłam już 3 razy na antybiotykach - szok!
Ze względu na długie chorowanie nie mogłam ostatnio wystawiać nosa na zewnątrz i przegapiłam kilka pięknych mroźnych lecz słonecznych dni, gdy to moje chłopaki i pieso-koń Mazie wariowali w śniegu. Albercik zawzięcie odśnieżał warzywnik, a Andrew zawzięcie wabił do naszego ogrodu ptactwo - Mazie ganiała szczęśliwa dookoła, gdyż najlepiej czuje się w takich właśnie warunkach - to taki śnieżny pies. Mało znana nam jest jej rasa, ponieważ w Anglii jest rzadkością - jeśli ktoś wie więcej na temat flat coated retrievers to proszę o komentarz.
********
Przygotowania do świąt idą bardzo wolniutko. Pierwszym akcentem była przesyłka od Maszki, której zawartością był wielki, aromatyczny i przepyszny keks - co to za cudowna kobieta jest, ta nasza Maszka. Keks marzenie - z czekoladą! Dodatkowo w paczce były dwie śliczne bombeczki a'la vintage, dla których zrobiłam natychmiast lekką świąteczną dekorację z suszonych kwiatów. Inspiracją był również materiał o wiankach przesłany od Kasi i Moniki z internetowego sklepu tendom.pl, który publikowałam Na Ogrodowej. Nigdy nie używałam do robienia wianków podkładów z wierzby - w Anglii są trochę inne zwyczaje i tradycje, ale pokusiłam się:
Jestem ogrodniczką zatem na moich wiankach zawsze będą rośliny, ciągnie mnie do nich jak magnes. Podczas choroby nie miałam okazji zdobyć nić świeżego, więc postanowiłam użyć zebranych latem na łące, a potem zasuszonych chabrów i zaschniętych kwiatków narcyzów, które już kwitna jak zwariowane u nas w domu.
Oto narcyzy 'Peperwhite' o dość mocno podejrzanym zapachu, lecz pięknym wyglądzie - nawet pośród kuchennego bałaganu! Kwitną niesamowicie szybko po posadzeniu, wystarczy im miesiąc lub dwa. Za oknem nadal widać rusztowania - niestety zostało nam troszeczkę elewacji do przybicia, ale w takich ilościach śniegu to już damy sobie spokój do wiosny.
********
Kolejnym kroczkiem w stronę świąt jest wykonanie dżemu z ostrych papryczek. W rodzinie Andrew jest to już tradycją, a przepis pochodzi od jego siostry Claire. Sweet chilli jam to świetny pomysł na świąteczny prezent - szczególnie uwielbiają go panowie, dla nich przecież nie ma wystarczająco ostrych papryczek, nawet przy cieknących łzach ... a dla wielbicieli delikatniejszych smaków wkrótce będę robiła inne smakołyki, o krórych napiszę za kilka dni.
Chilli jam jest bardzo aromatyczny i wspaniale smakuje z zimnym oraz ciepłym mięsiwem, a także wszelkiego rodzaju serami. Najlepiej jest oczywiście robić go późnym latem i jesienią, gdy w ogrodzie czy szklarni jest sporo ostrych papryczek, ale składniki do dżemu są dostępne w naszych sklepach przez cały rok - na święta można się pokusić na mały grzeszek - papryczki z importu ...
Wykonanie dżemu jest niesamowicie proste: wszystkie składniki kroimy, siekamy, wyciskamy i wrzucamy do blendera. Po krótkim wizzzzz ... dolewamy trochę winnego octu i gotujemy około godzinki na średnim ogniu. Sprawdzamy czy aby dżemik już zgęstniał i przelewamy do wysterylizowanych słoiczków. Pyszny świąteczny prezent gotowy. Po dokładną ilość składników oraz opis wykonania zapraszam Na Ogrodową TUTAJ ;-)
Dziękuję serdecznie w imieniu swoim oraz Andrew za wyróżnienia, ze względu na przedświąteczne zawirowanie i całkowity brak czasu muszę odłożyć odpowiadanie na pytania oraz nominacje na później. Pozdrawiam ciepło, ostro, papryczkowo!!!
Kasiu,ja to muszę mojemu mężowi pokazać! ;)))
OdpowiedzUsuńPięknie tam u Was! Szczecin już prawie bez śniegu. Odwilż przyszła.
To niedobrze, że tyle antybiotyków musiałaś wziąć. My zaczęliśmy inwestować ;) w jedzenie (czyt. zdrowie)i tak kolejny sezon bez żadnych chorób nam mija. Generalnie inspiracją jest dla mnie św. Hildegarda (co za imię! ;)))). Stosuję jej przyprawy, orkisz. To co mogę Ci polecić, to zakupienie mąki kasztanowej. Mieszasz ją z miodem w proporcjach mniej więcej 2(3):1. Świetnie odkaża i pobudza naturalną odporność. Stosuje się tą słodką papkę też u takich dzieci jak Twój syn. Jest dobra, gdy zaczyna się coś dziać. Mojej dorastającej córce leciała niemal codziennie krew z nosa i kasztany pomogły natychmiast.
Druga warta uwagi rzecz to orkisz. Ale prawdziwy, nie modyfikowany genetycznie z pszenicą ;) Można w Polsce dostać, ale nie koniecznie w sklepach ze zdrową żywnością. Producenci mąk nie podają takich informacji na opakowaniach ;), trzeba poszukać. Ja mam w okolicach Słupska takie dobre źródło, prosto od Rolniczki ;))) Orkisz i kasztany mają podobne działanie, można więcej poczytać w necie. Pomaga też w odbudowaniu flory bakteryjnej, którą po antybiotykach tracimy. Jeśli nie ma się czasu na robienie własnego chleba, to warto robić z mąki orkiszowej (ciemnej lub nawet białej) np. wszelkie placki, ciasta, pierogi, pizze oraz kupować takie makarony (do rosołu, pomidorowej). Te też kupuję gotowe koło Słupska, sklepowe mi nie smakują, a kosztują podobnie... Do mąki orkiszowej dodaje się ciut mniej płynów, niż do pszennej. Ja stosuję w dużych ilościach białą mąkę (o dziwo też posiada troszkę cennych składników) z domieszką ciemnej. Robiłam już z niej chyba wszystko i da się. Najpyszniejsza chałka na świecie wyszła mi właśnie z orkiszowej, dzieci się zajadały. Piszę tak i piszę Kasiu, bo się przejęłam ;)Dobrze, że dziecko tak Wam nie chorowało !Chyba muszę jakiś post "hildegardowy" wystosować tą zimową porą :))) Pozdrawiam ciepło i życzę żelaznej odporności ! :)))
Pozdrowienia dla Andrew, Kasiu nie dziw się wyróżnieniom! Takich mężczyzn i kobiet jak na lekarstwo, hihihi :)))
Popieram, też jestem za wskazówkami dietetycznymi św. Hildegardy, o czym kiedyś pisałam, ale bez szczegółów. Najważniejsze, że naturalnie i skutecznie :) Agnieszko, jak będziesz się zbierała do tego hildegardowego postu, to napisz, razem będzie raźniej pościć :)
UsuńHihi! ;))) Miałam na myśli posta blogowego ;))) Jeśli chodzi o poszczenie, to planuję na Wielki Post ;), ale życie pisze czasem własne scenariusze, więc zobaczymy :)Ja z tych chudych, słabo wchłaniających jestem, niestety. Choć po przejściu na nową dietę przybyłam trochę w oczach :) Ale ta perspektywa większość osób odstrasza, więc cicho sza! Zdrowie się liczy, a jak mówił mój znajomy najdoskonalszy kształt, to kula ...;)))
UsuńPiękniutko...siedzę w biurze, za oknem szare sześć pasów jezdni, po tych pasach zasuwają szare samochody robiąc prze tym szaro-bury hałas...drzewka zapobiegawczo (haha...w tym zeszłotygodniowym mrozisku:)) owinięto włókniną...zeszłoroczną, szarą, brudną jak święta ziemia...no i wpadłam do Ciebie na kawkę, a tam BIAŁO, BIELUTKO, BIELUSIEŃKO:))) Bardzo dziękuję za poprawę humoru. Buźka i zdrówka życzę:))
OdpowiedzUsuńPrześliczne takie widoki. Święta powinnym być właśnie białe a u mnie, taj jak u Ondrasza, mokro, szaro i ponuro.
OdpowiedzUsuńTa patyczana furtka i aleja z brzozami pod śniegiem... jak romantycznie :)
OdpowiedzUsuńKasiu mam bardzo podobnego pieska, wzięliśmy go ze schroniska, też tak wariacko się zachowuje. Zazdroszczę śniegu, u nas na Kujawach szaro-buro:)))
OdpowiedzUsuńAle ślicznie biało :) U mnie już śnieg się prawie cały stopił, brzydko się zrobiło, szaro i buro. Na dżem z tak ostrej papryczki się nie skuszę chociaż wygląda bardzo apetycznie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Kasiu, życzę dużo zdrowia pomimo ostrej kaszubskiej zimy! Pomyśl może w przyszłym roku o jakiś zdrowotnościowych roślinach w Twoim ogrodzie - róże, czarny bez, zioła...? Nigdy nie widziałam suszonych narcyzów, jak je suszyłaś? Może w piasku? Wianek piękny - bardzo mi się w nim podoba ta asymetria :) Na zagranicznych blogach widziałam zdjęcia kwitnących narcyzów, które prezentujesz, nie wiedziałam co to jest.Śliczne są, ciekawa jestem czy do dostania u nas, rozejrzę się. A tymczasem pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńWianek świąteczny niemal wiosenny przez te suszone narcyzy.
OdpowiedzUsuńKiedy patrzę na dżem z chili, pieką mnie usta:). Never, tym bardziej że tam są nasionka, które jeszcze bardziej dodają ostrości.
Powiedz Andrew, że ja też cierpię od tego białego, u mnie właśnie od paru dni znowu zrobiło się zielono na trawniku, cały śnieg się stopił i temperatura jest powyżej zera. Prawie jak w Anglii:).
Piękne zdjęcia, takie ciepłe, miłe i pachnące. Życzę miłych świątecznych przygotowań i pozdrawiam całą rodzinkę!
OdpowiedzUsuńIza
Mam jakiś problem z zamieszczaniem odpowiedzi pod komentarzami, więc wpiszę się tutaj - zawsze coś!
OdpowiedzUsuńAgnieszko bardzo ciekawe rzeczy piszesz. Myślę, że powinnam zacząć od tej mąki kasztanowej, ile takiej pasty trzeba jeść?
Zgadzam się całkowicie z podąrzaniem za naturalnymi metodami lecznia i przede wszystkim zapobiegania. Jestem zdziwiona jak kiepsko się czuję w Polsce, ale chyba nie tylko ja choruję. Lekarze przepisują litanie lekarstw - jesteśmy z Andrew w szoku, jak w Polsce ludzie wierzą i kupują lekarstwa! Ile jest aptek i reklam w telewizji dotyczących leków - nie wiem czy tak jest jeszcze gdzieś na świecie, chyba w Europie nie ma takiego drugiego 'lekowego' państwa. Nie podoba mi się to i bardzo chętnie się wyłamię.
Zapraszam wszystkich bardzo serdecznie do zamieszczania pomysłów i receptur korzystających z darów natury ... tylko żeby jeszcze można było żyć bez stresu ... marzenie!
Doranma - pościsz? Ja kiedyś robiłam głodówki zdrowotne (tak 5-7 dni na płynach), a moi rodzice to pościli nawet do 30 dni i więcej. Niestety nie dla każdego jest to zdrowa opcja. Osoby chorujące na Hashimoto lub ogólnie na tarczycę mogą bardzo ucierpieć poszcząc - wiem to z doświadczenia. A i dla zdrowych nie jestem pewna czy to działa na dłuższą metę ... w czasach św. Hildegardy było inne życie ... my w świecie tak potężnego zanieczyszczenia chyba nie mamy szans.
I tym miłym akcentem ;-) ... pozdrawiam i ściskam, K
Kasiu, tej pasty kasztanowo - miodowej je się po łyżeczce/łyżce kilka razy dziennie, zależy od stanu zdrowia. Ja robię tę pastę gdy zaczyna kogoś boleć gardło. Właśnie córa się skarży więc może coś napiszę na ten temat u mnie. Mąkę kasztanową dodaję systematyczne do placków, które lubią moje panny. Daję łyżkę na porcję ciasta. Jakoś nam ta mąka jednak nie schodzi tak szybko, jakby się mogło wydawać. Kilogram na około rok.
UsuńAcha, odnoszę wrażenie, że u św. Hildegardy poszczenie, to po prostu zmiana diety na skromniejszą. Chyba w bardzo wyjątkowych sytuacjach stosowała (?) całkowity post, jeśli w ogóle, nie pamiętam. Z tego co wiem, to post "hildegardowy" u benedyktynów w Tyńcu trwał krótko i codziennie były posiłki, stopniowo ograniczane w ilości. Mi taki post odpowiada. Nie wiem co musiałoby się dziać, żebym tak o samej wodzie przez cały dzień wytrzymała. Ale to była by raczej kwestia życia duchowego niż zdrowia ;) Trzymaj się Kasiu ciepło i zdrowiej nam !
UsuńDoranma - a teraz o narcyzkach. Głupio tak nie móc wpisać pod komentarzem, trudno. Więc te narcyzy ze zdjęcia kupiłam albo w OBI albo innym markecie budowlanym - czasami właśnie w takich miejscach można dostać ciekawe cebulki.
OdpowiedzUsuńNarcyzy w odmianie Paperwhite nie nadają się całkowicie na wysadzanie na dworze i sa tylko do pędzenia w domu. Kocham je, chociaż pachną bardzo dziwnie - mocno, ale czy to są wyrafinowane perfumy to nie wiem ;-)
Zasychają bardzo łatwo bez żadnych przygotowań. One były wplecione do wianka jako 'żywe' i dopiero w wianku zaschły. Chyba tak najlepiej je suszyć - bez łodyg (które są wypełnione płynem) - czyli pewno najlepszą metodą tak jak piszesz byłoby suszenie w piasku.
Ściskam mocno i bardzo polecam te narcyzy na przyszły rok, Kasia
PS Tu jest więcej o narcyzach:
http://www.naogrodowej.pl/artykul,Narcyzy_na_Boze_Narodzenie,303
A u mnie już po śniegu.Może to wiosna? Żeby ją skusić na parapecie stoją hiacynty.Fajnie byłoby żeby się nabrała ta ten trik.Już wiem kto będzie głównym wyżeraczem papryczkowego dżemu. Juniorowi jest zawsze za mało pikantnie to się wreszcie zdziwi.Kasiu, zdrowiej już wreszcie i czaruj żeby wiosna szybko przyszła.
OdpowiedzUsuńAgnieszko już tę Hildegardę lubię - bo takie poszczenie na płynach (oprócz wody można zaszaleć ;-) i popić ziołowe herbatki, wywar z warzyw bez warzyw i jak już całkiem Ci słabo wodę z cytryną i miodem) to jest dobre na chwilkę, a potem zawsze wracają stare problemy. Nie jestem fanką drastycznych metod, lepiej faktycznie delikatnie zmienić dietę.
OdpowiedzUsuńA styl życia mnichów i mniszek można podziwiać i faktycznie starać się podążać za ich wskazówkami - między innymi prowadzeniem ogrodów kuchennych. Wielu z nich żyło w zdrowiu do 100 lat i więcej - można to zobaczyć na własne oczy czytając nagrobki przy starych klasztorach itd. Muszę się tą Hildegardą pointeresować.
Ściskam mocno z okolic Kartuz ;-) Kasia
Maszko wyobraż sobie, że podobno w UK już wychodzą z gleby pierwsze cebulki! A u nas biało całkowicie - z czego bardzo się cieszę, bo śnieg fantastycznie chroni rośliny przed mrozem. W Gdańsku też szaro-buro, ale na wsi cudnie.
OdpowiedzUsuńDżem już do Ciebie jedzie - oby cały dotarł!
Buziaków sto, K
Skutecznym i prostym sposobem na bakterie górnych dróg oddechowych jest syrop z cebuli zasypanej cukrem.
OdpowiedzUsuńJako dziecko moi rodzice mi go podawali a ja również swoim dzieciom przy "brzydkim" katarze.
Życzę dużo zdrówka, zapewne spadek odporności spowodowany jest zmianą klimatu ( przeprowadzka), ciekawe czy tak było w drugą stronę?
zapraszam do mnie po wyróżnienie:http://mywayofgardening.blogspot.com/2012/11/wow-i-thanksgiving.html
Kasiu rozumiem doskonale, sama od kilku dni leżę ze wściekła gorączką i to co dotychcas było oczekiwane jakoś mnie przestało obchodzić, najbardziej pragne aby mnie minął hang over, Wszystkiego najlepszego na święta
OdpowiedzUsuńj
Way - dziękuję z całego serca za wyróżnienie - już lecę na Twojego bloga.
OdpowiedzUsuńMasz całkowitą rację jeśli chodzi o syrop z cebuli, też jako dziecko go piłam i bardzo mi smakował. Niestety moje małe szczęście go bardzo bardzo nie lubi - wszelkie próby przemytu legły w gruzach ...
Ściskam mocno, K
Jadziu - uważaj na siebie i koniecznie zdrowiej. Ja niestety już 3 raz coś załapałam i od nowa czuję się strasznie. Wszyscy dookoła chorują, faktycznie koniec świata! Kuruj się, buziaki, K
OdpowiedzUsuńWpadłam do Ciebie na chwilkę i wsiąkłam na dłużej. A to z wielu powodów. Po pierwsze kocham rośliny i grzebanie w ziemi :)walczę 4 rok z naszym kawałkiem gliniastej i mokrej działki i niestety z braku czasu i funduszy powalczę jeszcze ale dzięki takim blogom jak Twój odnoszę sukcesy. Powód drugi: kocham angielskie wiejskie ogrody i stare wiejskie domostwa! Kolejny powód do miłośc do takiego kudłatego czarnego psiula marki Flat. Pozostałych nie będę już wymieniać żeby nie przynudzać! Dodam tylko że Flat jak każdy Retriever jest wspaniałym psem rodzinnym, nasz jest zaadoptowany i po przejściach więc nie jest typowym przedstawicielem rasy. Jest bardzo towarzyski i za bardzo przytulaśny, pakuje się z łapami na kolana a wazy 58 kg! Jest posłuszny na spacerach dopóki nie zobaczy lub wywęszy dzikiej zwierzyny, Acha, i jest strasznym łakomczuchem, ostatnio na kamie light, bo ma nadwagę :)
OdpowiedzUsuń