Lato jest dla mnie chyba najbardziej pracowitą porą roku. Nawał roboty na wszystkich frontach i jeszcze na kilku dodatkowych ;-) No, ale niestety latem są też wakacje - a tak się składa, że mieszkam w bardzo 'wakacyjnej' części Kaszub i generalnie ciężko mi w tej atmosferze w ogóle coś robić ... poza jeziorami, kajakami i pogaduszkami z moimi nowymi koleżaneczkami ze wsi na pomoście przy lemoniadowej shandy ;-) Tak więc wstaję już o 5 rano i w czasie, gdy 'normalny' świat śpi - nadrabiam zaległości, które mi się okropnie napiętrzyły po wycieczce do angielskich ogrodów. Jednym z priorytetów jest publikacja tego posta, który napisałam właściwie aż 2 tygodnie temu ...
Załóżmy więc, że jest pierwsza połowa lipca. Na rabacie jest baaaardzo niebiesko i totalny nieład artystyczny ... tak się to nazywa, żeby było dobrze ;-) ...
hmmmmmmmmm ....... wygląda słodko i naprawdę w bardzo wiejskim stylu, ja jednak wiem i męczy mnie to bardzo - w tym roku nie udało mi się poświęcić tym rabatom wystarczająco czasu i teraz nie jest najlepiej. Moje profesjonalne oko i dusza cierpią ... nie czepiam się, ale ja to widzę ;-(
Oczywiście ostróżeczki są boskie - trudno o drugi, tak śliczny kwiat. Jest delikatny, ale jednocześnie bardzo wyfikany. Może stać w bukiecie na stole w wiejskiej chacie, może zdobić pałace ... no i właśnie ostróżeczek mam bardzo dużo, ponieważ po zeszłym sezonie sporo się samo wysiało. To samo z szałwią powabną ... chociaż pewno powinnam była połowę wyrwać. Nie miałam serca ani czasu ... teraz te rabaty to totalny busz. Dla mnie nowe doświadczenie (chociaż czy nowa mądrość?) - rabata sama nie będzie perfekt, trzeba jednak poświęcić jej czasu i pomyślunku. Teraz się już za nią zabieram i czekam niecierpliwie na urozmaicenie scenerii ze strony czosnków główkowatych, które za 5 sekund rozkwitną ;-)
***********
Jak uchwycić ten moment?
No właśnie, wyglądam z okna znad projektu czy komputera i widzę, że jest pięknie i leniwie ... i tak się gapię w nieskończoność. Słońce akurat zachodzi u nas w miejscu, gdzie jest przerwa pomiędzy brzózkami - bajka. Strasznie zawsze chce się zatrzymać tę chwilkę na zawsze!
O! I koniec, już zaszło ... cisza, spokój. Dookoła wisi lekka mgła ... po słońcu pozostał tylko zapach ciepłych zbórz. Ha! Gdyby tylko jeszcze nie było komarów ;-) Chociaż ja i tak pracuję w chmurach tych ostro wkurzających insektów. Po zajściu gorącego słońca można wreszcie 'posiedzieć' w ogrodzie czyli raczej 'porobić' i żaden komar na drodze mi nie stanie - hobby czy obsesja? Cokolwiek to jest, ja mam nogi i ramiona w swędzących kropkach. Trudno ... warto.
Raniutko znowu słońce zagląda do ogrodu i od wschodu do zachodu zapieka mi warzywa z ziołami ;-) i kwiaty. Próbuję 'łapać' piękne chwile za pomoca aparatu o różnych porach dnia. Oczywiście rano jest najcudowniej, ale akurat w moim nowym żwirowym ogrodzie ziołowym słońce pojawia się dopiero około godz 8 - czyli jak na letniego fotografa, to dosyć późno ;-) Ale gdy już zaświeci, to wypala z mgły również i nasz warzywnik. Potem już jest patelnia ...
Jak widać - mamy co jeść - warzywnik pęka w szwach. Na mięso nawet nie chce mi się patrzyć. Ucztujemy przy wielkich michach warzyw strączkowych i przecudnych młodych ziemniaczków. Sporo też mrozimy - teraz właśnie bób, groszek i fasolę tyczną (pnącą).
Rabaty wzniesione sprawdzają się fantastycznie. Ja zawsze je uwielbiałam. Andrew je dla nas tej wiosny wybudował, ale czułam że nie do końca jest przekonany - on jest idealistą i wydawało mu się, że woli zagony 'normalne'. No i okazało się, że uwieeeeeeeeeeelbia teraz te rabaty. Nie wiem czemu dopiero teraz się do nich tak naprawdę przekonał, bo mieliśmy je już w tylu warzywnikach ... i swoich, i u klientów i w pracy. Tak to jest - 15 lat spędzam z człowiekeim i dopiero teraz dowiaduję się, co myśli o rabatach wzniesionych ;-))))
Tak więc dla niedowiarków - oficjalnie - warzywa rosną na rabatach wzniesionych lepiej! Szczególnie jeśli warzywnik jest na kiepskiej glebie! TUTAJ jest trochę więcej o tych naszych rabatch i jak je budowaliśmy.
Podczas warsztatów o eko-warzywniku opowiadam o tym, żeby pozwolić naturze załatwiać swoje sprawy. Zobaczcie - poniżej widać jak nam kardy zaatakowała mszyca. Nic nie robiliśmy i po 2 tygodniach po mszycy nie ma śladu - mamy za to kupę objedzonych biedronek i opitych sokami mszycowymi (fuj) mrówek! I tak to działa w przyrodzie, tylko musimy jej dać żyć!
Jeszcze kilka widoczków, bo nie mogę się powstrzymać. Uwielbiam ten mój ogród. To taka wielka skrzynia skarbów ... pełna żarcia, kwiatów i jeszcze w dodatku taka ładna - no i dobrze, że mam w domu tak wspaniałego kucharza, który potrafi z tych obfitości wyczarować nabardziej wyszukane potrawy ;-) Ogród użytkowy to naprawdę fajna rzecz! ... a dodatkowo całkiem zdrowe i modne hobby ... dla nas sposób na życie.
**********
Moja koleżanka - Magda z Łodzi (pozdrawiam ;-)) zapytała ostatnio kiedy najlepiej jest zbierać karczochy. Kiedy są już gotowe? My z Andrew właściwie zbieramy je już od kilku tygodni, gdyż ...
... karczochy, które najlepiej nadają się do spożycia są małe, ciężkie i mają jeszcze całkiem mocno zamknięte kwiatostany, na końcówkach których widoczne są purpurowe przebarwienia - nie ma co czekać, aż kwiaty będą duże. Często zjadamy nie ten duży, dorodny kwiatostan uwieńczający główny pęd wzrostu karczocha, tylko jego mniejszych kuzynów wyrastających z pędów bocznych – to właśnie one mają najsmaczniejsze, najdelikatniejsze tzw. ‘serce’ i małą ilość niejadalnych płatków. Nigdy nie wybieramy do spożycia karczochów ‘posiniaczonych’ ani przebarwionych. A jeśli zbieramy je na kilka godzin przed przyrządzeniem potrawy, to koniecznie zamaczamy je w chłodnej wodzie z cytryną - inaczej karczochy bardzo szybko ciemnieją.
NaOgrodowej.pl podaję super przepis na niesamowicie smaczne Karczochy w białym winie i ziołach TUTAJ - zapraszam ;-)
*******
Rustykalne frytki – najsmaczniejsze na świecie.
Uwielbiamy takie frytki i ciągle je wcinamy z sałatą lub po prostu same – szczególnie zrobione z naszych młodych ziemniaków z ogrodu i serwowane z sałatą rzymską i surowym, młodym bobem.
Nie są zbytnio podobne do ‘normalnych’ frytek z budki na plaży czy KFC - to bardziej ćwiarteczki niż słupeczki, ale smakowo są o niebo lepsze … i co ważniejsze są z pewnością zdrowsze, ponieważ nie smaży się ich na głębokim oleju w garnku, tylko zapieka na oliwie z oliwek w piekarniku. Koniecznie spróbujcie!
Składniki:
50 ml oliwy z oliwek
6 dużych ziemniaków (lub 10 mniejszych)
30 gr mąki
płatki soli Maldon lub morska sól gruboziarnista
świeżo zmielony czarny pieprz
Wykonanie:
Rozgrzewamy piekarnik do 230oC – musi być bardzo bardzo gorący i całkowicie nagrzany zanim zaczniesz zapiekanie frytek. Do dużej blachy lub naczynia żaroodpornego wlewamy olej i wkładamy do piekarnika na 3 – 4 minuty.
W tym czasie szykujemy ziemniaki: myjemy je dokładnie (nie obieramy) i kroimy wzdłuż na ćwiarteczki … i potem na połóweczki te ćwiarteczki.
Wyciągamy z piekarnika naczynie z rozgrzanym olejem i wrzucamy do niego pocięte ziemniaki. Wszystko posypujemy mąką, solą i pieprzem.
Zapiekamy dalej 45 minut aż ziemniaczki zrobią się złociste i chrupiące jak frytki. Aby je ‘rozluźnić’ przed podaniem – blaszkę można lekko potrząsnąć. I tyle. Smacznego!
A! Do ziemniaków (do blaszki podczas zapiekania) dorzucamy zazwyczaj młodego czosnku - prosto z zagonu. Obmywamy go tylko pod wodą, oczyszczamy z korzeni i łodyg ...
... i kroimy na mniejsze kawałki. Taki zapiekany czosnek jest przesmaczny - słodziutki, miękutki i o takim jakimś naprawdę pysznym smaku. Bardzo polecam!
No i jeszcze trzeba coś na deser ... w pierwszej połowie lipca królowały truskawki - które jakoś w tym roku szybko się skończyły - wcale się nimi nie zdążyłam najeść. A miałam na nie kilka super sposobów. Tu na zdjęciu jest coś w stylu deseru z bezą o nazwie Eton Mess. Baaaaardzo angielski deser, który tradycyjnie serwowany jest w słynnym Eton College podczas letnich rozgrywek w krykieta. Nic prostrzego - robimy bezy i kruszymy je na mniejsze kawałki, potem w szklaneczkach lub miseczkach do deseru mieszamy z truskawkami i bitą śmietaną - i tyle!!! Pychota taka ... Desery ze zdjęcia 'poszły' na piknik, więc podawane były w papierowych szklaneczkach z Ikea.
Teraz zamiast truskawek robię ten deser z malinami - równie smaczny ;-)
********
Jesteśmy bardzo dumni z naszego dzidziusia - nowego ogrodu żwirowego. Pośród 'normalnych' zioł (bo ma to być głównie ogród ziołowy) rosną tu i ówdzie gwiazdy z zupełnie innej bajki ... na przykład moje ulubione dziewanny - nie wyobrażam sobie bez nich ogrodu żwirowego! Teraz już przekwitają i zamiast nich zaczyna się czas malw. Bardzo malowniczo ... szkaoda, że tak rzadko mam czas posiedzieć tu na ławeczce.
Nie zapominajcie o konkursie ziołowym Na Ogrodowej - warto wziąć w nim udział, bo można wygrać prenumeraty czasopisma Zieleń to Życie. Wystarczy zrobić zdjęcie ziołu lub ziołom u siebie w ogródku/na balkonie czy parapecie albo gdziekolwiek ;-)
Moje mięty i bazylia rosną w glinianych donicach ustawionych w starych skrzynkach dla niosek - poniżej:
********
W mojej 'donicy rozmaitości', która jest najzwyczajniej na świecie ogromną, pomalowaną na zielonkawo plastikową donicą po drzewie - posadziłam w tym roku wszystko, co mi wpadło w ręce - z liliami rosną szczepione pomidorki pochodzące od firmy Volmary, funkia sebolda i sadzonki ostnicy cieniutkiej - która jest jeszcze malutka, więc mało co ją widać. Mam nadzieję, że w drugiej połowie lata ostnica zdominuje kompozycję - dosadzę do niej po przekwitnięciu lilii kolorowe kosmosy. Duża donica musi mieć duże rośliny!!!
W pierwszej połowie lipca lilie pachniały jak zwariowane. Wieczorami calutki ogród był zasłodzony ich perfumami. Ja to uwielbiam. Sadzę więc 'normalne' wysokie lilie w większych donicach i ustawiam wokół 'miejsc siedzących' w ogrodzie. Te białe to lilie królewskie, a różowe odm. 'Pink Perfection' .
Teraz jednak cudny zapach lilii zastępują już powoli słodkie groszki ...
Ciemne główki czosnków na pewno dodały charakteru Twoim rabatom i mam nadzieję, że już obecnie bardziej Ci się podobają niż na początku lipca :) Ogród jako skrzynia skarbów... świetne porównanie! Przy okazji podpatrzyłam, jak utrzymujecie w pionie bób - bardzo mi się ten sposób podoba, bo prosty, a nie wpadłam na niego. Z radością donoszę, że bardzo jestem dumna z mojego tegorocznego bobu w odmianie Karmazyn - udał się, żadne robactwo go nie zżarło i był pyszny, żałuję tylko, że tak mało go posiałam :) U mnie w tym roku komary odpuściły, za to gzy atakują gromadnie, więc po wypadzie na działkę drapię się potem przez cały tydzień. Nie dziwię się pracy w chmurach komarów - człowiek płacze, ale uparcie grzebie w ziemi ;) Dzięki Tobie wiem, jaką odmianę różowej lilii posadziłam w tym roku w ogródku - zachwyciła mnie swoim zapachem i trwałością. Piękne zdjęcia, piękne widoki i smakowite jedzonko - dziękuję za te doznania i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDoruś dzięki serdeczne za taki niesamowity komentarz - pełen energii i pasji. Bardzo się cieszę, że udał Ci się bób - u nas też zawsze wydaje się go mało. Jak możesz, to wysiewaj mniej, ale kilka razy w roku, tak co 3 tygodnie, to wtedy 'rozciągniesz' jego sezon.
UsuńNa rabacie w końcu zrobiliśmy rewolucję i póki co wygląda jeszcze gorzej ;-))) ale mam nadzieję że za 2 czy 3 tygodnie wszystko sie pięknie zagęści, pod koniec sierpnia i we wrześniu będzie się czym pochwalić. Ale czosnki główkowate faktycznie wyglądają cudnie i super komponują się z błękitnymi ostróżeczkami.
A z tymi komarami, to dawno się tak nie drapałam! Czasami ich nie ma, a czasami strasznie dużo -to pewno dzięki jeziorom i bagnom, których jest sporo wokół nas ;-) ale co tam ... za kilka miesięcy wszyscy o tym zapomną. Ściskam mocno! K
Cóż ja Ci mogę napisać... No cudnie u Ciebie i tyle!
OdpowiedzUsuńPięknie Wam żywopłot z głogu podrósł! A dopiero co był sadzony- niesamowite!
Ogród żwirowy też wygląda na starszy niż jest.
Oniemiałam z zachwytu i słów mi brak :-)
Buziaki!
Dzięki Iza serdeczne.
UsuńAle u Ciebie też się dzieje, co? Nie wiem, czy przeżyłabym jeszcze jedną budowę - życzę Ci samych sukcesów! A ogród piękny - a cebule dorodne! Podziwiam Waszą pracowitość i zapał. Pozdrawiam ciepło, K
Uwielbiam niebieskie kwiaty w ogrodzie, a latem to wygląda cudownie :) sama też mam niebieską ostróżkę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Zapraszam na mój blog http://makeperfectgarden.blogspot.com/
Hej Patrycja. Dzięki za zaproszenie na bloga, byłam i czytałam. Dużo ciekawych informacji. Piękne kwiaty (też uwielbiam jeżówki i ostróżki) - czy próbowałaś kiedyś obejść się bez chemii na ślimaki i bez nawozów sztucznych - polecam! Wychodzi o wiele taniej i wielka frajda, gdy można prowadzić ogród w harmonii z przyrodą.
UsuńPozdrawiam serdecznie, K ;-)
Jakoś tak w tym poście znalazłam wszystko, co mi ostatnio w duszy gra. No bo właśnie truskawki zdecydowanie za krótko w tym roku były i czuje niedosyt; I to co piszesz o ogrodzie użytkowym - fajne hobby, u nas w mieście wzbudza niedowierzanie, ale i tak decyzja już zapadła, że na jesień warzywnik powiększamy kosztem części trawnika. I oczywiście będą to mini-rabatki wzniesione. Sałata, groszki i kalarepki własnymi rękami wyhodowane smakują o niebo lepiej niż wszystkie inne. Mszyce bób oblazły na amen, ale faktycznie po kilku tygodniach biedronki zrobiły swoje, a problem zniknął właściwie z dnia na dzień. To niesamowite jak na kawałeczku ziemi, który jeszcze rok temu był kompletnie pozbawiony życia (nawieziona ziemia i nasiana kiepska trawa), po kilku miesiącach ciężkiej pracy z naszej strony, matka natura zaczyna sama sobie pewne rzeczy regulować. Kwiaty na Twoich zdjęciach są zachwycające (zwłaszcza ten szałwiowy gąszcz) i ale ja chyba i tak najbardziej lubię Twój warzywnik. Pozdrawiam Cie ciepło i jeszcze raz dziękuję za poprzedniego posta, do którego znowu dziś musiałam wrócić.Nie mogę się nacieszyć tymi zdjęciami :)
OdpowiedzUsuńAga, nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że zostawiłaś te mszyce na bobie - trochę cierpliwości i wszystko się udaje ... no i (jak słusznie napisałaś) sporo pracy! Chyba w dzisiejszych 'szybkich czasach' ludzie chcą mieszć wszystko 'na wczoraj' - wiem, bo sama tak czasami mam, a w warzywniku nie możńa się spieszyć. W ogóle w życiu się to nie opłaca, bo potem w taki czy inny sposób wychodzi tak zwanym 'bokiem' ;-)
UsuńGratuluję Ci tych wszystkich osiągnięć warzywnikowych, bo to nie jest łatwe - coś na ten temat wiem! Najwyraźniej masz to 'coś' w sobie.
Pozdrawiam bardzo serdecznie, Kasia ;-)))
PS. Wreszcie udało mi się zapisać na obserwowanie Twojego bloga, więc będę na bieżąco ;-)))
UsuńNawet nie wiesz Kasiu jak bardzo się ucieszyłam widząc Cie wśród swoich obserwatorów. A to, co mi się w warzywniku udało, to także dzięki Tobie. Zaczynałam z zerową wiedzą i pilnie się uczę z Twojego bloga, wiec jeszcze raz dziękuję :)
UsuńWarzywnik i ogródek to dla mnie klucz do tego, żeby spieszyć się mniej. Glosowałabym za ustawą wprowadzającą obowiązkowy ogródek dla każdej miejskiej wspólnoty mieszkaniowej ;)
Bardzo fajny post, przyjemnie się czytało :)
OdpowiedzUsuńMacie wspaniały ogród, jak dla mnie - idealny. Narobiłaś w dodatku smaka na karchochy i na te frytki - ach.. zjadłoby się takie pyszności :)
Pozdrawiam serdecznie!
Dzięki serdeczne ;-) ja również pozdrawiam. K
UsuńJak zawsze po przeczytaniu Twojego wpisu jestem pełen zachwytu nad takim wspaniałym ogrodem, który może być jedynie dla mnie (na razie) niedoścignionym wzorem. Wygląda naprawdę przecudnie, aż mam ochotę, teraz w okolicy północy wyjść i zacząć coś robić przed domem, bo ostatnio naprawdę nie miałem zbyt wiele czasu na dopieszczenie mojego małego skrawka przyrody. I do tego wszystkiego te fryty... :D pychota, sam zazwyczaj takie przygotowuję, bo wolę widzieć na własne oczy ziemniaka, który później przeobraża się w aromatyczną frytkę ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Hej Paweł ;-) dzięki za komentarz! Udało mi się wreszcie 'skoczyć' do Ciebie i baaaaaaaaardzo podobał mi się Twój wpis o trawniku - niby takie to proste - a jak mało osób to widzi.
UsuńPozdrawiam i życzę samych sukcesów w ogrodzie i oczywiście w kuchni, K ;-)))
Kasiu znowu zabrałaś mnie do swojej bajki i bardzo Ci za to dziękuję :).
OdpowiedzUsuńPowiedz mi co zrobiłam nie tak że do mojego bobu Karmazyn dopadło się trochę robali ?
Czy mogę jeszcze posiać fasolkę szparagową ?
Buziam
Tak, my cały czas dosiewamy fasolkę szparagową, myślę że jeszcze spokojnie możesz ;-)
UsuńA z tym bobem to nie jestem pewna. Robaki do bobu czasami się wkradają - czasami tylko do kilku strąków - wtedy jakoś to można jeszcze przeżyć. Jak bardzo zniszczone są Twoje plony? A czy bób jest na słońcu i czy nie przesuszona gleba - bo jak roślina ma stres, to bardziej narażona na szkodniki. Ale jak to jest tylko trochę robali, to nic - chłopaki też muszą coś jeść ;-)))
Ściskam mocno, K
Witaj
OdpowiedzUsuńCudny zachód słońca.
Ale Ci zazdroszczę warzyw z ogrodu.
Przepis na zapiekane ziemniaki znam, ale muszę spróbować tak jak radzisz wsadzić do rozgrzanego pieca oliwę, a potem wsadzić ziemniaki ( już na nagrzaną oliwe)
Pozdrawiam gorąco, na przekór aurze, bo u nie zimno i pada
Hej Fuerto - życzę Ci super fryt! My się chyba uzależniliśmy od nich - raczej wagi nie stracę tego lata haha
UsuńPozdrawiam serdecznie K ;-)
Niesamowity! Normalnie jakby czytała "tajemniczy ogród" - jedna z ulubionych książek z dzieciństwa :) Tak pięknie u Was - duży szacunek za ogarnianie tak dużego obszaru, świetnie Wam to wychodzi! Trzymam kciuki za dalsze zbiory, oby jak najbardziej pomyślne:)
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam :)
Oj ... ja też uwielbiam 'Tajemniczy Ogród' - cudna książka. Dziękuję serdecznie za komentarz i gorąco pozdrawiam, K
UsuńPocieszyłas mnie z tymi mszycami, choc mam wrażenie, ze moje ogrodowe mrówki nie dają im rady. Mrówek mam zatrzęsienie i mszyc mam zatrzęsienie :)
OdpowiedzUsuńCzarna fasola pnąca, którą dostałam od Ciebie jesienią pnie się jak szalona mimo kiepskiej ziemi, bo sadziłam jaw miejscu, w którym nie maiło być nic a nagle stanął metalowy łuk do roślin pnących. W przyszłym roku będą tam pachnące groszki, które w tym roku mi się nie udały :(
A "frytki" w podany przez Ciebie sposób robię od lat, ostatnio zaczęłam piec teraz inne warzywa i wszyscy się tym zajadamy :) Podaje to z domowym sosem czosnkowym (jogurt naturalny+czosnek+sól).
Twój ogród jest prześliczny, nawet nie taki perfekcyjny :)
Mrówki podobno "pielęgnują" mszyce, żywiąc się ich spadzią. Biedronki są o wiele lepsze w walce z mszycami.
UsuńJeśli jednak ani jedne, ani drugie nie dają sobie rady, to są jeszcze naturalne metody zwalczania mszyc. W tym roku plaga jest spora, więc stosowałam kilka metod. Królowały opryski z jednodniowego zimnego wyciągu z pokrzywy, albo mieszanka coli z odrobiną mydła potasowego, czasem rozcieńczona wodą. To zdecydowanie lepsze dla ogrodu metody, niż wytaczanie ciężkich, chemicznych dział.
Swoją drogą, to u mnie też "urodzaj" mrówek niesamowity w tym roku. Są po prostu wszędzie i już nawet z nimi nie walczę.
Dziękuje za porady :) Wyobraź sobie, ze tu gdzie mieszkam nie ma pokrzyw! Całe moje dzieciństwo naznaczone było bąblami z pokrzyw, a teraz przeprowadziłam się w inny region kraju i ich nie ma :) Ale tej metody z colą i mydłem musiałabym spróbować, bo oblazły tez róże i kosmosy.
UsuńJa nic nie mam przeciw mrówkom, generalnie chyba nie szkodzą uprawom, szpaki się nimi żywią, a ja lubię ptaki. Ciężkie działa przeciw mrówkom wytaczam tylko, gdy włażą do domu. W domu, niestety, ich nie toleruję zupełnie.
Tak jest - mrówki mi w niczym nie przeszkadzają. Czasmi wchodzą do donić w szklarni i 'wywalają' z nich podłoże - ale trzeba dać im żyć, na pewno są ważną częścią łańcucha pokarmowego, który jakoś ... kiedyś dociera i do nas.
UsuńNie pryskaliśmy mszyc w tym roku. Jeśli jakaś roślina miała gorszy sezon, to trudno. Głęboko wierzę w to, że naturę trzeba zostawić w spokoju - szczególnie jak się mieszka na jej łonie, tak jak w naszym przypadku. Może w ogrodzie w mieście natura nie mogłaby sobie tak poradzić, bo samo miasto jest jednak sztucznym wytworem ludzkich rąk. Ale wśród lasów, łąk i jezior - nie mieszam się, a kilka strat na sezon jakoś przeżyję. Pozdrawiam bardzo serdecznie!!! K :-))))
Kasiu, no ja mieszkam prawie na wsi. Oficjalnie to jest miasto, ale z dwóch stron nasza działka otoczona jest pastwiskiem i zwykłą łąką. Jeszcze w zeszłym roku sąsiad pasał krowy naprzeciw naszych okien. W tym roku zaprzestał, bo krowy ponoć boja się samochodów, które jeżdżą po naszej ulicy :)
UsuńA poza tym chyba nasiąknęłam tym Waszym slow trendem i za leniwa jestem by wytaczać działa przeciw mszycom i mrówkom. Co prawda kupiłam szare mydło ale trudno znaleźć chwilę by je rozpuścić :D Tyle czasu zajmuje delektowanie się wiejskim życiem :)
Och, jak ja lubie przechadzac sie po waszych rabatkach... czuję zapach kwiatów i ziemi rozgrzanej słońcem... i robi mi sie tak błogo na sercu!
OdpowiedzUsuńUściski najserdeczniejsze
Ewa
Cudowny post , karmiący wszelkie zmysły. Jakże Wam wszystko pięknie urosło od moich odwiedzin. Ogród żwirowy się zagęszcza pięknie i aż się prosi ,żeby przysiąść na ławeczce. Nie zaniedbuj jej Kasiu. Ja wiem ,że pracy teraz macie po łokcie ale warto się zatrzymać i cieszyć tym co się stworzyło. Następnym razem poproszę o ziemniaczki w tej formie a może i sama sobie zrobię bo też już mam swoje zbiory. Pod tym postem z Anglii nawet nie potrafię komentarza sklecić . Zastanawiam się jedynie czy powinnam takie rzeczy oglądać bo jak się tak napatrzy na te ideały to można się tylko załamać ,że tak się nie ma . No ale oko i tak się cieszy mimo wszystko.Ściskam mocno.
OdpowiedzUsuńMaszko - ja znowu uważam, że Twój ogród jest perfekt!!! Normalnie bajka. Cudnie. ;-))) Kiedy przyjedziesz do Nas??? ;-)
Usuńco za POST!!!!!!!!!!!!!! :) nie narzekaj moja droga, spojrz na te rabate innym okiem ;) a wiesz u mnie w ogrodzie tez nielad... tak sobie rosnie wszystko troche bez miary, a ostatnie wichury i deszcze wymieszaly wszystko dokladnie ze soba... ostrozki tez posadzilam i mam nadzieje ze sie tez u mnie wysieja... ale w zeszlym roku tego nie zrobily. aminki pozzeraly mi slimaki. a jak zobaczylam twoje karczochy to przezylam szok :D moje ponoc juz w pierwszym roku maja kwitnac, ale jakos na to nie wyglada... ale za to pelno wszyedzie owocow i juz nie nadazam z gotowaniem dzemow :)
OdpowiedzUsuńnie wiedzialam ze bob mozna jesc na surowo, ale dobrze ze o tym piszesz bo rosnie mi dzielnie w ogrodzie. powiedz jaki wysoki on wlasciwie bedzie??? bo juz jest chyba wiekszy ode mnie!
ziemniaki tez tak przyrzadzam, bo sa smaczne, lekkie i dzieci je uwielbiaja :)
zwirowy ogrod bardzo mi sie podoba.
aaaa no i cudowne sa te wasze zachody slonca miedzy brzozami!
pozdrawiam serdecznie!
aneta
Kasiu!!! dzisiaj przed śniadaniem poczytłam Twojego posta i powaliłaś mnie totalnie. Jak u Ciebie bajecznie ,kolorowo i zdrowo. Jak ja zazdroszczę Wam tych Kaszub i tego miejsca na ziemi zwłaszcza, że mieszkają same "twórcze" dziewczyny mam na myśli Asię z zielonego czółna i Kasię autorkę powyższego posta z mężem (muszę przyznać że jestem pełna podziwu dla Andrew ) tacy mężczyźni to tylko chyba w Anglii :) :) gratuluję !!!!!.Kasiu bardzo proszę powiedz mi co o za kwiaty te niebieskie na banerze wysiały się u mnie na działce i nie wiem jak się nimi zaopiekować. Kasiu gratuluję taaaaaaaaaaakego ogrodu pozdrawiam Marylka
OdpowiedzUsuńKasiu, ogród żwirowy ziołowy - cud nad cuda. Pomysł, wykonanie i rośliny - wszystko tak mądrze dobrane i wielka prostota tego widoku mnie urzeka. Ściana lasu - czegóż chcieć więcej? Żeby nie było komarów. U nas nie ma - za wysoko i za zimno i wody stojącej nie ma.
OdpowiedzUsuńPszczelarnia
Z maszynami miałam podobnie. Zaatakowały różę, co mnie przeraziło, więc zaraz zakupiłam preparat na nie, jednak... Nie mogłam się przekonać by użyć tej "chemii" i dałam sobie spokój. Jedyne co zrobiłam to ściągnęłam kilka dłońmi "gniazd" i polałam wodą, potem przyszły deszcze.. Po nich po mszycach ani śladu ;)
OdpowiedzUsuńPodziwiam jak zwykle i z uśmiechem czytam
Pozdrawiam
Violetta :)
Mamy podobne podejście do ogrodu. Ma być miejscem odpoczynku, ale też domową spiżarnią pełną cudownych, pachnących składników. U mnie również jest pełnia ogrodowej obfitości, a zarazem pełnia pracy. Na szczęście czasu nie brakuje również na korzystanie z bliskości morza i na leniwe poranki lub popołudnia. Na pracę wykorzystuję głównie wieczory, kiedy temperatura pozwala na oddech. Komary to chyba nieodłączny towarzysz ogrodniczego życia ;-)
OdpowiedzUsuńOch !!! Kasiu, taki post, że aż nie wiem co pisać i co pochwalić najbardziej, bo wszystko mi się podoba. Ogród cudny i żyje swoim życiem - jak każdy zakątek zielony. Podobają mi się te rabaty wzniesione i muszę i ja o takich pomyśleć. A jeśli chodzi o frytki - to ja w bardzo podobny sposób piekę ziemniaki przez całe lato, bo smakują lepiej niż gotowane. Pozdrawiam serdecznie :))
OdpowiedzUsuńJeszcze raz ja ! Chciałam dodać, że u mnie w zachodniopomorskim jeszcze groszki pachnące nie kwitną, ale lilie tak i mieczyki również.
OdpowiedzUsuń