piątek, 18 lipca 2014

Lipcowa wycieczka do ANGIELSKICH OGRODÓW.

Kilka dni temu skończyła się moja lipcowa wycieczka. Z wielką radością wróciłam do domu na Kaszuby, ale nadal nie mogę przestać myśleć o tych wszystkich miejscach, które udało nam się tym razem odwiedzić - nawet w nocy śnią mi się bez przerwy angielskie ogrody! Poniżej foto i wspomnienia.
Poza ogrodami było ‘trochę’ kultury w przepięknym mieście Bath oraz prastarym Wells i duuuuuużo atrakcji kulinarnych. Dowiedzieliśmy się praktycznie wszystkiego o angielskiej pisarce Jane Austen, spróbowaliśmy XVII-wiecznej potrawki z wołowiny oraz tradycyjnej angielskiej Cream Tea w stylu regencji ... no i ‘zaogrodowaliśmy’ się maksymalnie.





Wycieczkę rozpoczęliśmy we czwartek od odwiedzin wystawy ogrodniczej Hampton Court Flower Show pod Londynem. Foto z wystawy TUTAJ – zapraszam - w tym poście i tak upchałam stanowczo za dużo zdjęć i już wystawa się nie zmieściła ;-)

Jak sama nazwa wskazuje, wystawa organizowana jest na terenie posiadłości Henryka VIII w Hampton Court Palace i tam również są przepiękne ogrody, które oczywiście nie omieszkaliśmy obejrzeć. Szczególnie piękna w tym roku była tam rabata. Typowa angielska rabata mieszana. Biegnie równiutko wzdłuż muru pałacowego i kortów tenisowych Henryka VIII przez jakieś 50m … albo i więcej.  Niesamowita.









Totalna mieszanka kolorów. Byliny, kwiaty jednoroczne, krzewy i pnącza. Tak wyglądały rabaty angielskie jakieś 20 lat temu, zanim nie nadeszła moda na kompozycje kolorystyczne ... pomimo chaosu robi baaaardzo duże wrażenie.



Werbena patagońska, krwawnik, rdest (Persicaria amplexicaulis) i lilie.

Bokkonia sercowata (Macleaya cordata) i ostnica cieniutka  (Stipa tenuissima).

Ognista trytoma i werbena patagońska.


Przez ostatnie kilka lat ogrody przy Hampton Court bardzo wypiękniały. Widać, że ogrodnicy wkładają w nie bardzo dużo serca, pracy i oczywiście pieniędzy. Poza wspaniałym, niedawno zrewaloryzowanym parterem renesansowym jest tu sporo bardzo ciekawych zakątków łącznie z labiryntem, obszernym ogrodem różanym i nowym warzywnikiem wkomponowanym w stare mury pałacowe (całkiem możliwe, że warzywnik oryginalnie był właśnie w tym miejscu wiele lat temu). Jest tu też dużo rabat kwiatowych oraz ciekawie zaaranżowanych klombów z roślinnością sezonową.


                                                               **************


Z Hampton Court pojechaliśmy autostradą z zachód w kierunku miasta Brystol, w którym znajdował się nasz hotel. Wieczorem jeszcze posiedzieliśmy w hotelowym pubie – nie wiem skąd mieliśmy na to w ogóle jakiekolwiek siły, ale była wreszcie okazja wszystkich lepiej poznać. Na wycieczce było 10 nowych osób, reszta to już weterani ;-)

Kolejny dzień spędziliśmy w Bath. Najpierw odwiedziliśmy tam starą katedrę Bath Abbey z niesamowicie pięknym sklepieniem wachlarzowym ...


... a potem spacerkiem przeszliśmy do Jane Austen Centre. Tutaj w świat XVIII-wiecznej Anglii oraz eleganckiego stylu regencji wprowadziła nas przewodniczka  ubrana w śliczną sukienkę i czepek z czasów Jane Austen. Zachęceni jej strojem sami poprzebieraliśmy się … nieźle się przy tym naśmialiśmy.



a to dopiero pyszna para ;-)

i pyszne ciasteczka dla nas od Jane Austen, ale były smaczne!!!.
Po dużej porcji Jane Austen czas na Ladies Afternoon Tea (chociaż byli równiez i Sir'owie ;-) w stylu regencji ... pod okiem samego Mr. Darcy z 'Dumy i Uprzedzenia' hihi




Potem Richard Pickwick (o jego pra pra-dziadku pisał Charles Dickens w powieści „Pickwick Papers” – serio!) zabrał nas na wycieczkę po Bath. 2 godziny kręciliśmy pomiędzy rzymskimi łaźniami, gregoriańskimi dzielnicami super eleganckich domów i regenckimi teatrami.
Swietłana z gołębiem na głowie!!!
Urocza kwiaciarnia na samym środku pięknego mostu Pulteney Bridge nad rzeką Avon.





Na samym końcu wylądowaliśmy wreszcie w Bath Botanic Gardens ...





Karolina i Pani Aleksandra odpoczywają w ogródku potager ... ale nie na długo ;-)

Pod koniec naszego maratonu w Bath podjechaliśmy jeszcze do Prior Landscape Park aby odetchnąć świeżym powietrzem wśród krajobrazów zaprojektowanych jakieś 250 lat temu przez słynnego Lancelota ‘Capability’ Browna . Bardzo ciekawe miejsce z fascynującą historią. Ralph Allen, który wybudował posiadłość Prior Park - pochodził z bardzo ubogiej rodziny i poprzez zmodernizowanie ówczesnego systemu pocztowego stał się jednym z najzamożniejszych ludzi w kraju. Później zainwestował w kopalnie kamienia (piaskowca Bath Stone), z którego w XVIII wieku zbudowano większość budynków w Bath - stał się bajecznie bogaty.


Dom Ralpha Allena, w którym od lat znajduje się szkoła z internatem.

Z domu rozpościera się niesamowity widok na park i w oddali miasto Bath.

Romantyczny most Palladian Bridge - jeden z 4 na całym świecie.

Jak to w angielskim parku krajobrazowym - za oknem krowy 'przycinają' trawę ;-)

I raz jeszcze Palladian Bridge zza drzew.


Prior Park jest obecnie w ostatnim stadium renowacji, która trwa już od 20 lat. Typowy park krajobrazowy, wspaniały na odpoczynek po długim dniu zwiedzania Bath – wypiłam tu przepyszną lemoniadę z płatków róż i ostatkiem sił doczłapałam do autobusu.

Ale to jeszcze nie koniec. Na godzinę 19tą wróciliśmy do centrum Bath, posiedzieliśmy chwilkę na placu pomiędzy katedrą a łaźniami rzymskimi słuchając ‘ulicznej’ śpiewaczki operowej - ładowaliśmy baterie ;-) Niektórzy zaopatrzyli się w różne fajne pamiątki … inni po prostu podziwiali piękno tego starożytnego uzdrowiska o super barwnej historii. Potem obiad w jednym z najstarszych budynków w Bath czyli u Sally Lunn’s. Sally Lunn’s przybyła do miasta wraz z innymi hugenockimi emigrantami z Francji w XVII wieku i zaczęła wypiekać bułeczki, które stały się niesamowicie popularne. Po niej recepturę oraz dom przejęły kolejne pokolenia i teraz bułeczki francuskiej hugenotki można nadal zajadać w starych pokojach tego fantastycznego budynku wzniesionego ponad 600 lat temu! My zjedliśmy tu obiad przygotowany według przepisów sprzed 100, 200 i 300 lat. Interesujące doświadczenie ;-)))




Tego wieczoru nie było już sił posiedzieć przy piwie. Po powrocie do hotelu wszyscy poszli na zasłużony wypoczynek … sporo żeśmy się nachodzili, a następnego dnia kolejne wyzwania.

W sobotę był dzień ‘totalus ogrodus’.  W planach było poznanie ogrodów o odmiennych stylach - powiązanych z bardzo różnymi projektantami. Rozpoczęliśmy od Hestercombe w hrabstwie Somerset, ogrodzie zaprojektowanym na samym początku XX wielu przez słynną parę:  Edwina Lutyens’a i Gertrudę Jekyll. Było suuuuuuuuuuuper ... oto kilka widoczków:









Nasza przewodniczka Rachel (która okazało się, że zna mojego Andrew ;-)) opowiedziała nam tu dużo dużo ciekawych rzeczy i oczarowała swoją wspaniałą angielskością. Okazuje się, że Gertruda i Edwin rozpoczęli tu prace od zaprojektowania terenu wokół istniejącego już domu i niewielkiego wiktoriańskiego tarasu z klombami (na który szkoda było mi aparatu - przykro mi ale klomby do mnie nie przemawiają, jako historyk ogrodów wiem że były i to mi wystarczy ;-) Tak więc wcale się nie dziwię, że właściciel posiadłości chciał zaszaleć - projektanci przeobrazili teren poniżej domu, teren - który był na stoku, tak więc rozplanowali go na tarasach ... jak na mnie to nadal dosyć formalnie, ale zobaczcie jak genialna Gertruda bawi się nasadzeniami - wspaniale! Zamiast aksamitek wreszcie byliny!!!




Niesamowite, gigantyczne dziewanny olimpijskie Verbascum olympicum - oczywiście nasionka zakupione ;-)))

Podobno bergenia sercolistna była ulubioną rośliną Gertrudy Jekyll.














Na koniec odwiedzin w Hestercombe, na terenie dawnej stajni i dziedzińca – przygotowano dla nas przepyszny lunch.



W Tintinhull House and Garden podziwialiśmy ogród, który był dziełem Phyllis Reiss. Ta wielka pasjonatka roślin podzieliła w roku 1933 teren w Tintinhull na bardzo modne na początku XX wieku 'pokoje ogrodowe' i stworzyła w każdym odmienną zielona przestrzeń.  Natomiast w latach 90-tych XX wieku obsadzała ogrody zamieszkująca tu wówczas Penelope Hobhouse – znana angielska pisarka i ogrodniczka. 




Obok domu znajduje się bardzo ładna rabata obsadzona roślinnością jednoroczną: rącznikiem, arctotis, gazanią i titonią w rolach głównych. Fajne kolory - są tu również czekoladowe kosmosy i ciekawe odmiany szałwii. Wiosną pewnie rabata ta obsadona jest tulipanami i lakami pachnącymi ;-)

Szałwia w odmianie.


Ciekawe było zobaczyć, jak Penelope Hobhouse poradziła sobie z zagospodarowaniem wiekowego terenu stworzonego 100 lat wcześniej i otaczającego 400-letni dom.


Zbieramy nasionka? Jak coś wyrośnie to poproszę hihi

Na gęstych angielskich rabatach Penelope posadziła penstemony z przetacznikiem i miskanetem. A także dzielżany ogrodowe z rozchodnikiem 'Matrona' oraz omżynem.



Bokkonia sercowata (Macleaya cordata) i liliowce.


Prawdziwą gwiazdą wśród nasadzeń była tu ogromna Dierama pulcherrimum - bardzo rzadko u nas spotykana roślina o potocznej nazwie 'dzwony weselne'.


Dierama pulcherrimum na rabacie.


Wszyscy zakochaliśmy się w tej roślinie i zaopatrzyliśmy się w jej sadzonki jak zahipnotyzowani - chyba wykupliliśmy wszystkie ;-))) teraz będzie w ogrodzie fajna pamiątka tego cudownego dnia. Poza rabatami w Tintinhull jest też ogró warzywny, wodny i rozległy sad.





Uwielbiam tak obsadzone donice ;-))))))))  piękny misz-masz.


W następnym ogrodzie - East Lambrook Manor, była naprawdę świetna szkółka roślin. Taka najbardziej autentyczna na świecie. Ogrodnik w dużym białym kapeluszu podlewał tam kwiaty i opowiedał o roślinach, które stały na ławach – wszystkie rozmnożył sam z nasion lub sadzonek, same rarytasy – niektóre z nich nawet dla niego były nowością.






Taka szkółka to jest dla mnie raj i inspiracja dla założenia mojej własnej. Nieźle się tu obkupiłam – mam ciekawe odmiany dziewanny, bodziszka oraz tajemniczą i bardzo rzadką szałwię Salvia przewalskii, której nie znam, ale według ogrodnika w kapeluszu jest niesamowicie odporna na mrozy i będzie się świetnie czuć w moim ogrodzie żwirowym - jupiiiiiiiii!

Biegałam po szkółce jak opętana i prawie zapomniałam o ogrodzie. Jego twórczynią była bardzo popularna angielska ogrodniczka i pisarka z połowy XX wieku - Margery Fish, która była mocno zwariowana na punkcie roślin.  Chociaż przeprowadziła się do East Lambrook z samego serca Londynu, to dzięki pasji i zaangażowaniu po kilku latach stała się prawdziwą guru ogrodnictwa w stylu Cottage Gardens i napisła w sumie aż 7 książek.










Obecny właściciel Mike opowiedział nam fascynująca historię tego miejsca i zaprosił do zwiedzania. East Lambrook to typowy przykład ogrodu wiejskiego z licznymi rabatami, ścieżynkami, żywopłotami i rzadko uprawianymi roślinami. Ogród nie jest wielki, ale spokojnie można się w nim zagubić ...











Jak tylko wyszliśmy z ostatniego ogrodu zaczęło padać. Wielkie rozczarowanie, bo planowaliśmy spacer po ślicznym angielskim miasteczku Wells. Ogólnie pogoda była świetna, ale tym razem lunęło jak z cebra. Musieliśmy ewakuować się do pubu, w którym zjedliśmy pyszny obiad .




Widać, że pod koniec dnia było cięzko już ruszyć nogą czy ręką ;-) Tu właśnie wychodzę z pubu po obiedzie w Wells.




W tym czasie znowu się rozpogodziło i z pełnymi brzuchami mogliśmy pozwiedzać Wells ‘by night’. A to, co zobaczyliśmy trudno opisać. Chyba nie widzieliśmy bardziej imponującej katedry na całym świecie – na myśl zaraz przychodzi książka Follett’a ‘Pilary Ziemi’ – byliśmy oczarowani i zaczarowani. Ogromna!!! 


Nadal myślę o tym wieczornym spacerze. Stare mury i XIV wieczna uliczka Vicar’s Close – to wszystko w pomarańczowym świetle latarni ulicznych … stary bruk, ostre łuki, przeogromna sylwetka katedry wśród nocnej ciszy – tego się nie zapomina.







W niedzielę niestety nadszedł czas myśleć o powrocie. Rano odwiedziliśmy jeszcze przepiękny ogród przy Iford Manor. Przywitała nas tu przemiła i bardzo arystokratyczna właścicielka Elizabeth, która opowiedziała o jego twórcy - Haroldzie Peto.

Ogród Ilford Manor (założony w tak zwanych czasach edwardiańskich czyli na przełomie XIX i XX wieku) to mieszanina stylów, ale zdecydowanie przeważa tu klimat włoski z wstawkami rzymskiego i japońskiego – wszystko zorganizowane na tarasach obniżających się ku domowi, rzece i dolinie.




Mieliśmy wielkie szczęście, bo wiosną tego roku całkowicie zmieniono stare, przerośnięte obsadzenia na głównej rabacie – po 40 latach wykopano z niej wszystkie byliny i zaprojektowano w stylu bardziej dla nas nowoczesnym. Myślę, że Gertruda – która zresztą była koleżanka Peto, byłaby zadowolona z tak trafnego  doboru bylin.








Ciekawostki na temat ogrodu Harolda Peto oraz posiadłości w Iford Manor znajdziecie TUTAJ, a o wiele wiele więcej zdjęć z tego ogrodu jest w galerii TUTAJ.


Pod koniec zwiedzania Iford koniecznie trzeba było 'zarzucić' angielskiej herbatki i kejka.


Na samiutki koniec jeszcze ogród o nazwie The Courts Gardens – tu opowiedziano nam, że zadaniem projektanta tworzącego ogród było umiejętne zagospodarowanie całkowicie płaskiego terenu, czyli zupełnie odwrotnie niż w Iford Manor.








Projektant całośc podzielił na różnej wielkości oraz kształtu pomieszczenia ogrodowe tzw. ‘courts’. Bardzo podobały mi się tutaj rabaty ... jedna w kolorach złota, gorącej czerwieni i palonej cegły ...







 ...   inne znowu w spokojniejszych kolorach pastelowych  ...





... była też rabata obsadzona lekką, naturalną roślinnością z perowskią, żeleźniakiem (Phlomis), krwawnikiem i omanem (Inula helenium) w rolach głównych.











– bardzo ciekawie im to tutaj wyszło z tymi różnymi rabatami – podobno nowa starsza ogrodniczka jest naprawdę dobra w tym, co robi - widać ;-)


                                                         ***********************


Wycieczka udana - zawdzięczam to przede wszystkim wspaniałemu towarzystwu oraz naszemu niesamowicie pomocnemu i profesjonalnemu kierowcy Tomowi Willsonowi, który tak jak my jest wielkim pasjonatem ogrodów. Wszystkich bardzo bardzo serdecznie pozdrawiam!

Nadal nie mogę uwierzyć, że wycieczka minęła tak szybko! Dużo się naśmialiśmy, nadyskutowaliśmy na różne ciekawe tematy i naobsesjowaliśmy roślinnością, ogrodami. Myślę, że śmiało można powiedzieć, że jest z nas banda totalnie zwariowanych pasjonatów eleganckiej zieleniny!!! Ja po powrocie mam więcej energii i motywacji to zorganizowania wycieczki za rok ... właściwie mam już pomysły. A jeśli ktoś chciałaby pojechać ze mną w sierpniu, to gorąco zapraszam. W drugiej połowie lata rabaty będą jeszcze piękniejsze, bo w pełnym rozkwicie będą wszystkie byliny, letnie rośliny cebulowe i jednoroczne - bajka! Są jeszcze wolne miejsca i szykuje się naprawdę super wyjazd ;-))) Więcej info o wycieczce 2015 TUTAJ.

26 komentarzy:

  1. Przepiekna wycieczka, uwielbiam angielskie ogrody, z przyjemnoscia pospacerowalam razem z Toba, pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Werbena w takich ilościach powala na kolana :) U mnie nie pokazała się po zimie, niestety nie wysiała się. Piękne te ogrody, takie kolorowe, zadbane, rabaty przyciągają oczy.
    Pozdrawiam serdecznie, miłego wieczoru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie też kiepsko z werbeną, przezimowała chyba tylko jedna sztuka. Ale i tak zawsze wiosną wysiewam rozsadę, bo nie mogę bez niej żyć! Pozdrawiam, K

      Usuń
  3. Dziękuję za wspaniałą wycieczkę na ekranie komputera :)) Urzekła mnie roślinność i architektura. Niektóre rośliny w Polsce nie występują - u nas jest jednak inny klimat. Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele roślin może rosnąć w Polsce. Trzeba wypróbować ;-) to zależy od województwa, terenu i nawet miejsca w ogrodzie. Przekonałam sie o tym na własnej skórze. Pozdrawiam, K ;-)))

      Usuń
  4. Rezczywiście wspaniała przygoda! Tyle różnorodnych wrażeń. Miło było popatrzeć na pięne ogrody i zabytki. Dziękuję :)
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  5. Te wszystkie rabaty bylinowe obsypane są kwiatami, jakby stale kwitły. Jestem ciekawa czy to za przyczyną klimatu, czy akurat taka pora. U mnie ostróżki już przekwitły, a werbena dopiero zaczynaj mieć pąki. Werbenę patagońską i kleomę ciernistą oczywiście nabyłam dzięki Tobie, tak mi się spodobały u Ciebie na rabatkach:)))
    Piękna wycieczka po angielskich ogrodach, sama bym tak chciała, ach;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pora roku fajna, bo akurat zaczynają kwitnąć wszystkie już właściwie byliny, a i jednoroczne robią się coraz piękniejsze. Tak w sierpniu będzie najładniej - bo dodatkowo powinny powtórzyć kwitnienie wczesne byliny takie jak jak ostróżki, przywrotnik i kocimiętka.Angielskie rabaty faktycznie wydaje się że stale kwitną, ponieważ sadzi się na nich mieszankę roślin zapewniających coś pięknego przez większość sezonu - wiedzą co robią ;-))) Pozdrawiam K

      Usuń
  6. zazdroszczę wycieczki i możliwości podpatrzenia tak różnorodnych kompozycji kwiatowych!
    przepiękne zdjęcia, robią wrażenie, a co dopiero w rzeczywistości :)

    zapraszam do mnie http://makeperfectgarden.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  7. cudowne zdjecia wspanialych ogrodow :) pare ciekawych kompozycji, ktore moze kiedys wyprobuje :) agaphantus juz od dawna mi sie podoba - tak mi sie przypomnialo przy okazji tych fotografii ;)

    pozdrawiam serdecznie!
    aneta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam agapanty - kupiłam wisoną 10 małych roślin i teraz 'wyciągam' je oczami. Pozdrawiam!

      Usuń
  8. Kasiu, ależ cudny post!!! I jaka wspaniała wyprawa! Zazdraszczam, ale pozytywnie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jejku! Pot otarłam z czoła, jaki wypasiony post! Muszę jeszcze , choć z trzy raz do niego wrócić, to wszystko wchłonę :) Ogrody niesamowite, zazdroszczę wycieczki. Ewka.

    OdpowiedzUsuń
  10. Zaszumiało mi w głowie od tej kipieli kolorów i bajecznych obsadzeń. Co za uczta dla oczu! Aż trudno sobie wyobrazić poziom zachwytów w realu. Myślę, że wszyscy uczestnicy wycieczki mieli podwyższony poziom endorfin. Nie mogło być inaczej :))
    Ja tymczasem spoglądam przez okno na moje ugory wypalone -Ty wiesz czym :/ ...i tylko skrzypy dumnie się zielenią szczerząc swoje soczyście zielone wąsiska.
    To może wrócę jeszcze sobie do Twoich fotorelacji z tych bajecznych angielskich ogrodów i powzdycham do marzeń ;)
    Uściski przesyłam znad Wielkiego :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku ... mnie też zarasta skrzyp ;-( ale nic, wspólnymi siłami zmienimy i Twoje ugory w coś pięknego, niech ja tylko nadrobię trochę po tej wycieczce! Ściskam mocno, K

      Usuń
  11. Kasiu, czy ta roślinka, którą wszyscy nabyli (skrzyżowanie trawy i liliowca), zimuje u nas (mam i ja ale nic o niej nie wiem). Pszczelarnia.
    Dziękuję za relację.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewuniu teoretycznie tak, ale jak to będzie w praktyce - zobaczymy. W tym ogrodzie rosła na rabacie, chociaż zawsze sadziliśmy ją przy zbiornikach wodnych - tak więc nasza póki co jeszcze w donicy, czeka na moment wolności od komputera i natchnienie ;-)))

      Usuń
  12. Wells jest najmniejsza miejscowoscia o statusie miasta w Anglii, ale chyba z jedna z najwiekszych katedr.
    A przy okazji nastepnej wizyty w tych okolicach, polecam wybrac sie na herbate do tea room'u w Bradford-on-Avon http://www.thebridgeatbradford.co.uk
    Pozdrowienia z Bristolu
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za podpowiedź, w Bradford-on-Avon wyglądało bardzo ładnie. Pozdrawiam K ;-)

      Usuń
  13. ale miałaś wycieczkę !!
    ja to bym tam piszczała chyba z radości :))
    super,zazdroszczę!

    OdpowiedzUsuń
  14. Wspaniała wycieczka!!! A osóbkę zbierającą nasionka znam hihi, to moja przesympatyczna koleżanka, i ... wcale się nie dziwię, ze uchwyciłaś ja na tym procederze, bo pewnie zbierała gdzie się dało:)
    Pozdrawiam Kasiu, pozdrawiam Iwuś:)
    Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda tak, że wszysty mamy coś na sumieniu z tym zbieraniem nasion hihi!
      Pozdrawiam również, K ;-)))

      Usuń
  15. Kasiu, czy mogłabyś tak choć pobieżnie podać, co było nasadzone na tej złoto-czerwonej rabacie w The Courts Gardens? Planuję rabatę w tych kolorach przed domem, mam już jedną podpowiedź z NaOgrodowej, ale im bogaciej tym piękniej :)

    Cała wycieczka w moich klimatach, zwłaszcza w tej części dotyczącej J. Austen :) Piękne zdjęcia, czuje ze będę się nimi długo delektować i tymi zalinkowanymi również :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Kasiu, musiałam przeczytać ten post trzy razy i pewnie na tym się nie skończy. Zdjęcia zachwycające! Ileż wrażeń i kolorów - fajnie, że dzięki Tobie możemy pozwiedzać również wirtualnie. Cudne są te pozornie bezładne i wielokolorowe rabaty. U nas nieczęsto można takie spotkać.
    PS. Muszę Ci jeszcze raz podziękować za bezcenne rady co do uprawy bakłażanów. Przesadziłam do większych skrzynek, nawożę zgodnie z zaleceniami :) i kwitną, a nawet jeden owoc już się zawiązał. Może coś z tej tarasowej uprawy będzie.

    OdpowiedzUsuń