środa, 23 lipca 2014

Karczochy, kartofelki ... ogród użytkowy to naprawdę FAJNA rzecz!


Lato jest dla mnie chyba najbardziej pracowitą porą roku. Nawał roboty na wszystkich frontach i jeszcze na kilku dodatkowych ;-) No, ale niestety latem są też wakacje - a tak się składa, że mieszkam w bardzo 'wakacyjnej' części Kaszub i generalnie ciężko mi w tej atmosferze w ogóle coś robić ... poza jeziorami, kajakami i pogaduszkami z moimi nowymi koleżaneczkami ze wsi na pomoście przy lemoniadowej shandy ;-) Tak więc wstaję już o 5 rano i w czasie, gdy 'normalny' świat śpi - nadrabiam zaległości, które mi się okropnie napiętrzyły po wycieczce do angielskich ogrodów. Jednym z priorytetów jest publikacja tego posta, który napisałam właściwie aż 2 tygodnie temu ...
 




Załóżmy więc, że jest pierwsza połowa lipca. Na rabacie jest baaaardzo niebiesko i totalny nieład artystyczny ... tak się to nazywa, żeby było dobrze ;-) ...
 
hmmmmmmmmm .......   wygląda słodko i naprawdę w bardzo wiejskim stylu, ja jednak wiem i męczy mnie to bardzo - w tym roku nie udało mi się poświęcić tym rabatom wystarczająco czasu i teraz nie jest najlepiej. Moje profesjonalne oko i dusza cierpią ... nie czepiam się, ale ja to widzę ;-(


 
 
Oczywiście ostróżeczki są boskie - trudno o drugi, tak śliczny kwiat. Jest delikatny, ale jednocześnie bardzo wyfikany. Może stać w bukiecie na stole w wiejskiej chacie, może zdobić pałace ... no i właśnie ostróżeczek mam bardzo dużo, ponieważ po zeszłym sezonie sporo się samo wysiało. To samo z szałwią powabną ... chociaż pewno powinnam była połowę wyrwać. Nie miałam serca ani czasu ... teraz te rabaty to totalny busz. Dla mnie nowe doświadczenie (chociaż czy nowa mądrość?) - rabata sama nie będzie perfekt, trzeba jednak poświęcić jej czasu i pomyślunku. Teraz się już za nią zabieram i czekam niecierpliwie na urozmaicenie scenerii ze strony czosnków główkowatych, które za 5 sekund rozkwitną ;-)  




 
***********
 
 
Jak uchwycić ten moment?
 
No właśnie, wyglądam z okna znad projektu czy komputera i widzę, że jest pięknie i leniwie ... i tak się gapię w nieskończoność.  Słońce akurat zachodzi u nas w miejscu, gdzie jest przerwa pomiędzy brzózkami - bajka. Strasznie zawsze chce się zatrzymać tę chwilkę na zawsze! 


 
O! I koniec, już zaszło ... cisza, spokój. Dookoła wisi lekka mgła ... po słońcu pozostał tylko zapach ciepłych zbórz. Ha! Gdyby tylko jeszcze nie było komarów ;-) Chociaż ja i tak pracuję w chmurach tych ostro wkurzających insektów. Po zajściu gorącego słońca można wreszcie 'posiedzieć' w ogrodzie czyli raczej 'porobić' i żaden komar na drodze mi nie stanie - hobby czy obsesja? Cokolwiek to jest, ja mam nogi i ramiona w swędzących kropkach. Trudno ... warto.
 




 
Raniutko znowu słońce zagląda do ogrodu i od wschodu do zachodu zapieka mi warzywa z ziołami ;-) i kwiaty. Próbuję 'łapać' piękne chwile za pomoca aparatu o różnych porach dnia. Oczywiście rano jest najcudowniej, ale akurat w moim nowym żwirowym ogrodzie ziołowym słońce pojawia się dopiero około godz 8 - czyli jak na letniego fotografa, to dosyć późno ;-)  Ale gdy już zaświeci, to wypala z mgły również i nasz warzywnik. Potem już jest patelnia ...









Jak widać - mamy co jeść - warzywnik pęka w szwach. Na mięso nawet nie chce mi się patrzyć. Ucztujemy przy wielkich michach warzyw strączkowych i przecudnych młodych ziemniaczków. Sporo też mrozimy - teraz właśnie bób, groszek i fasolę tyczną (pnącą).


 
 
Rabaty wzniesione sprawdzają się fantastycznie. Ja zawsze je uwielbiałam. Andrew je dla nas tej wiosny wybudował, ale czułam że nie do końca jest przekonany - on jest idealistą i wydawało mu się, że woli zagony 'normalne'. No i okazało się, że uwieeeeeeeeeeelbia teraz te rabaty. Nie wiem czemu dopiero teraz się do nich tak naprawdę przekonał, bo mieliśmy je już w tylu warzywnikach ... i swoich, i u klientów i w pracy. Tak to jest - 15 lat spędzam z człowiekeim i dopiero teraz dowiaduję się, co myśli o rabatach wzniesionych ;-))))
 
 



Tak więc dla niedowiarków - oficjalnie - warzywa rosną na rabatach wzniesionych lepiej! Szczególnie jeśli warzywnik jest na kiepskiej glebie! TUTAJ jest trochę więcej o tych naszych rabatch i jak je budowaliśmy.




Podczas warsztatów o eko-warzywniku opowiadam o tym, żeby pozwolić naturze załatwiać swoje sprawy. Zobaczcie - poniżej widać jak nam kardy zaatakowała mszyca. Nic nie robiliśmy i po 2 tygodniach po mszycy nie ma śladu - mamy za to kupę objedzonych biedronek i opitych sokami mszycowymi (fuj) mrówek! I tak to działa w przyrodzie, tylko musimy jej dać żyć!




Jeszcze kilka widoczków, bo nie mogę się powstrzymać. Uwielbiam ten mój ogród. To taka wielka skrzynia skarbów ... pełna żarcia, kwiatów i jeszcze w dodatku taka ładna - no i dobrze, że mam w domu tak wspaniałego kucharza, który potrafi z tych obfitości wyczarować nabardziej wyszukane potrawy ;-) Ogród użytkowy to naprawdę fajna rzecz! ... a dodatkowo całkiem zdrowe i modne hobby ... dla nas sposób na życie.





**********





Moja koleżanka - Magda z Łodzi (pozdrawiam ;-)) zapytała ostatnio kiedy najlepiej jest zbierać karczochy. Kiedy są już gotowe? My z Andrew właściwie zbieramy je już od kilku tygodni, gdyż ...




... karczochy, które najlepiej nadają się do spożycia są małe, ciężkie i mają jeszcze całkiem mocno zamknięte kwiatostany, na końcówkach których widoczne są purpurowe przebarwienia - nie ma co czekać, aż kwiaty będą duże. Często zjadamy nie ten duży, dorodny kwiatostan uwieńczający  główny pęd wzrostu karczocha, tylko jego mniejszych kuzynów wyrastających z pędów bocznych – to właśnie one mają najsmaczniejsze, najdelikatniejsze tzw. ‘serce’ i małą ilość niejadalnych płatków. Nigdy nie wybieramy do spożycia karczochów ‘posiniaczonych’ ani przebarwionych. A jeśli zbieramy je na kilka godzin przed przyrządzeniem potrawy, to koniecznie zamaczamy je w chłodnej wodzie z cytryną - inaczej karczochy bardzo szybko ciemnieją.

NaOgrodowej.pl podaję super przepis na niesamowicie smaczne Karczochy w białym winie i ziołach TUTAJ - zapraszam ;-)





 
 
 *******
 
 





Rustykalne frytki – najsmaczniejsze na świecie.

Uwielbiamy takie frytki i ciągle je wcinamy z sałatą lub po prostu same – szczególnie zrobione z naszych młodych ziemniaków z ogrodu i serwowane z sałatą rzymską i surowym, młodym bobem.
 





Nie są zbytnio podobne do ‘normalnych’ frytek z budki na plaży czy KFC - to bardziej ćwiarteczki niż słupeczki, ale smakowo są o niebo lepsze … i co ważniejsze są z pewnością zdrowsze, ponieważ nie  smaży się ich na głębokim oleju w garnku, tylko zapieka na oliwie z oliwek w piekarniku. Koniecznie spróbujcie!

Składniki:

50 ml oliwy z oliwek
6 dużych ziemniaków (lub 10 mniejszych)
30 gr mąki
płatki soli Maldon lub morska sól gruboziarnista
świeżo zmielony czarny pieprz

Wykonanie:

Rozgrzewamy piekarnik do 230oC – musi być bardzo bardzo gorący i całkowicie nagrzany zanim zaczniesz zapiekanie frytek. Do dużej blachy lub naczynia żaroodpornego wlewamy olej i wkładamy do piekarnika na 3 – 4 minuty.
 



W tym czasie szykujemy ziemniaki: myjemy je dokładnie (nie obieramy) i kroimy wzdłuż na ćwiarteczki … i potem na połóweczki te ćwiarteczki. 




Wyciągamy z piekarnika naczynie z rozgrzanym olejem i wrzucamy do niego pocięte ziemniaki. Wszystko posypujemy mąką, solą i pieprzem. 




Zapiekamy dalej 45 minut aż ziemniaczki zrobią się złociste i chrupiące jak frytki. Aby je ‘rozluźnić’ przed podaniem – blaszkę można lekko potrząsnąć. I tyle. Smacznego! 




A! Do ziemniaków (do blaszki podczas zapiekania) dorzucamy zazwyczaj młodego czosnku - prosto z zagonu. Obmywamy go tylko pod wodą, oczyszczamy z korzeni i łodyg ...




 
 
... i kroimy na mniejsze kawałki. Taki zapiekany czosnek jest przesmaczny - słodziutki, miękutki i o takim jakimś naprawdę pysznym smaku. Bardzo polecam!
 
 


No i jeszcze trzeba coś na deser ... w pierwszej połowie lipca królowały truskawki - które jakoś w tym roku szybko się skończyły - wcale się nimi nie zdążyłam najeść. A miałam na nie kilka super sposobów. Tu na zdjęciu jest coś w stylu deseru z bezą o nazwie Eton Mess. Baaaaardzo angielski deser, który tradycyjnie serwowany jest w słynnym Eton College podczas letnich rozgrywek w krykieta. Nic prostrzego - robimy bezy i kruszymy je na mniejsze kawałki, potem w szklaneczkach lub miseczkach do deseru mieszamy z truskawkami i bitą śmietaną - i tyle!!! Pychota taka ... Desery ze zdjęcia 'poszły' na piknik, więc podawane były w papierowych szklaneczkach z Ikea.
 
Teraz zamiast truskawek robię ten deser z malinami - równie smaczny ;-)



 
********



 
 
Jesteśmy bardzo dumni z naszego dzidziusia - nowego ogrodu żwirowego. Pośród 'normalnych' zioł (bo ma to być głównie ogród ziołowy) rosną tu i ówdzie gwiazdy z zupełnie innej bajki ... na przykład moje ulubione dziewanny - nie wyobrażam sobie bez nich ogrodu żwirowego! Teraz już przekwitają i zamiast nich zaczyna się czas malw. Bardzo malowniczo ... szkaoda, że tak rzadko mam czas posiedzieć tu na ławeczce.
 







Nie zapominajcie o konkursie ziołowym Na Ogrodowej - warto wziąć w nim udział, bo można wygrać prenumeraty czasopisma Zieleń to Życie. Wystarczy zrobić zdjęcie ziołu lub ziołom u siebie w ogródku/na balkonie czy parapecie albo gdziekolwiek ;-)
 
Moje mięty i bazylia rosną w glinianych donicach ustawionych w starych skrzynkach dla niosek - poniżej:


 
 
********
 
 
W mojej 'donicy rozmaitości', która jest najzwyczajniej na świecie ogromną, pomalowaną na zielonkawo plastikową donicą po drzewie - posadziłam w tym roku wszystko, co mi wpadło w ręce - z liliami rosną szczepione pomidorki pochodzące od firmy Volmary, funkia sebolda i sadzonki ostnicy cieniutkiej - która jest jeszcze malutka, więc mało co ją widać. Mam nadzieję, że w drugiej połowie lata ostnica zdominuje kompozycję - dosadzę do niej po przekwitnięciu lilii kolorowe kosmosy. Duża donica musi mieć duże rośliny!!!
 
 




 
 
W pierwszej połowie lipca lilie pachniały jak zwariowane. Wieczorami calutki ogród był zasłodzony ich perfumami. Ja to uwielbiam. Sadzę więc 'normalne' wysokie lilie w większych donicach i ustawiam wokół 'miejsc siedzących' w ogrodzie. Te białe to lilie królewskie, a różowe odm. 'Pink Perfection' .
 



 
 
Teraz jednak cudny zapach lilii zastępują już powoli słodkie groszki  ...
 


35 komentarzy:

  1. Ciemne główki czosnków na pewno dodały charakteru Twoim rabatom i mam nadzieję, że już obecnie bardziej Ci się podobają niż na początku lipca :) Ogród jako skrzynia skarbów... świetne porównanie! Przy okazji podpatrzyłam, jak utrzymujecie w pionie bób - bardzo mi się ten sposób podoba, bo prosty, a nie wpadłam na niego. Z radością donoszę, że bardzo jestem dumna z mojego tegorocznego bobu w odmianie Karmazyn - udał się, żadne robactwo go nie zżarło i był pyszny, żałuję tylko, że tak mało go posiałam :) U mnie w tym roku komary odpuściły, za to gzy atakują gromadnie, więc po wypadzie na działkę drapię się potem przez cały tydzień. Nie dziwię się pracy w chmurach komarów - człowiek płacze, ale uparcie grzebie w ziemi ;) Dzięki Tobie wiem, jaką odmianę różowej lilii posadziłam w tym roku w ogródku - zachwyciła mnie swoim zapachem i trwałością. Piękne zdjęcia, piękne widoki i smakowite jedzonko - dziękuję za te doznania i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doruś dzięki serdeczne za taki niesamowity komentarz - pełen energii i pasji. Bardzo się cieszę, że udał Ci się bób - u nas też zawsze wydaje się go mało. Jak możesz, to wysiewaj mniej, ale kilka razy w roku, tak co 3 tygodnie, to wtedy 'rozciągniesz' jego sezon.

      Na rabacie w końcu zrobiliśmy rewolucję i póki co wygląda jeszcze gorzej ;-))) ale mam nadzieję że za 2 czy 3 tygodnie wszystko sie pięknie zagęści, pod koniec sierpnia i we wrześniu będzie się czym pochwalić. Ale czosnki główkowate faktycznie wyglądają cudnie i super komponują się z błękitnymi ostróżeczkami.
      A z tymi komarami, to dawno się tak nie drapałam! Czasami ich nie ma, a czasami strasznie dużo -to pewno dzięki jeziorom i bagnom, których jest sporo wokół nas ;-) ale co tam ... za kilka miesięcy wszyscy o tym zapomną. Ściskam mocno! K

      Usuń
  2. Cóż ja Ci mogę napisać... No cudnie u Ciebie i tyle!
    Pięknie Wam żywopłot z głogu podrósł! A dopiero co był sadzony- niesamowite!
    Ogród żwirowy też wygląda na starszy niż jest.
    Oniemiałam z zachwytu i słów mi brak :-)
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Iza serdeczne.
      Ale u Ciebie też się dzieje, co? Nie wiem, czy przeżyłabym jeszcze jedną budowę - życzę Ci samych sukcesów! A ogród piękny - a cebule dorodne! Podziwiam Waszą pracowitość i zapał. Pozdrawiam ciepło, K

      Usuń
  3. Uwielbiam niebieskie kwiaty w ogrodzie, a latem to wygląda cudownie :) sama też mam niebieską ostróżkę :)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    Zapraszam na mój blog http://makeperfectgarden.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Patrycja. Dzięki za zaproszenie na bloga, byłam i czytałam. Dużo ciekawych informacji. Piękne kwiaty (też uwielbiam jeżówki i ostróżki) - czy próbowałaś kiedyś obejść się bez chemii na ślimaki i bez nawozów sztucznych - polecam! Wychodzi o wiele taniej i wielka frajda, gdy można prowadzić ogród w harmonii z przyrodą.
      Pozdrawiam serdecznie, K ;-)

      Usuń
  4. Jakoś tak w tym poście znalazłam wszystko, co mi ostatnio w duszy gra. No bo właśnie truskawki zdecydowanie za krótko w tym roku były i czuje niedosyt; I to co piszesz o ogrodzie użytkowym - fajne hobby, u nas w mieście wzbudza niedowierzanie, ale i tak decyzja już zapadła, że na jesień warzywnik powiększamy kosztem części trawnika. I oczywiście będą to mini-rabatki wzniesione. Sałata, groszki i kalarepki własnymi rękami wyhodowane smakują o niebo lepiej niż wszystkie inne. Mszyce bób oblazły na amen, ale faktycznie po kilku tygodniach biedronki zrobiły swoje, a problem zniknął właściwie z dnia na dzień. To niesamowite jak na kawałeczku ziemi, który jeszcze rok temu był kompletnie pozbawiony życia (nawieziona ziemia i nasiana kiepska trawa), po kilku miesiącach ciężkiej pracy z naszej strony, matka natura zaczyna sama sobie pewne rzeczy regulować. Kwiaty na Twoich zdjęciach są zachwycające (zwłaszcza ten szałwiowy gąszcz) i ale ja chyba i tak najbardziej lubię Twój warzywnik. Pozdrawiam Cie ciepło i jeszcze raz dziękuję za poprzedniego posta, do którego znowu dziś musiałam wrócić.Nie mogę się nacieszyć tymi zdjęciami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aga, nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że zostawiłaś te mszyce na bobie - trochę cierpliwości i wszystko się udaje ... no i (jak słusznie napisałaś) sporo pracy! Chyba w dzisiejszych 'szybkich czasach' ludzie chcą mieszć wszystko 'na wczoraj' - wiem, bo sama tak czasami mam, a w warzywniku nie możńa się spieszyć. W ogóle w życiu się to nie opłaca, bo potem w taki czy inny sposób wychodzi tak zwanym 'bokiem' ;-)

      Gratuluję Ci tych wszystkich osiągnięć warzywnikowych, bo to nie jest łatwe - coś na ten temat wiem! Najwyraźniej masz to 'coś' w sobie.
      Pozdrawiam bardzo serdecznie, Kasia ;-)))

      Usuń
    2. PS. Wreszcie udało mi się zapisać na obserwowanie Twojego bloga, więc będę na bieżąco ;-)))

      Usuń
    3. Nawet nie wiesz Kasiu jak bardzo się ucieszyłam widząc Cie wśród swoich obserwatorów. A to, co mi się w warzywniku udało, to także dzięki Tobie. Zaczynałam z zerową wiedzą i pilnie się uczę z Twojego bloga, wiec jeszcze raz dziękuję :)
      Warzywnik i ogródek to dla mnie klucz do tego, żeby spieszyć się mniej. Glosowałabym za ustawą wprowadzającą obowiązkowy ogródek dla każdej miejskiej wspólnoty mieszkaniowej ;)

      Usuń
  5. Bardzo fajny post, przyjemnie się czytało :)

    Macie wspaniały ogród, jak dla mnie - idealny. Narobiłaś w dodatku smaka na karchochy i na te frytki - ach.. zjadłoby się takie pyszności :)

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak zawsze po przeczytaniu Twojego wpisu jestem pełen zachwytu nad takim wspaniałym ogrodem, który może być jedynie dla mnie (na razie) niedoścignionym wzorem. Wygląda naprawdę przecudnie, aż mam ochotę, teraz w okolicy północy wyjść i zacząć coś robić przed domem, bo ostatnio naprawdę nie miałem zbyt wiele czasu na dopieszczenie mojego małego skrawka przyrody. I do tego wszystkiego te fryty... :D pychota, sam zazwyczaj takie przygotowuję, bo wolę widzieć na własne oczy ziemniaka, który później przeobraża się w aromatyczną frytkę ;)
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Paweł ;-) dzięki za komentarz! Udało mi się wreszcie 'skoczyć' do Ciebie i baaaaaaaaardzo podobał mi się Twój wpis o trawniku - niby takie to proste - a jak mało osób to widzi.
      Pozdrawiam i życzę samych sukcesów w ogrodzie i oczywiście w kuchni, K ;-)))

      Usuń
  7. Kasiu znowu zabrałaś mnie do swojej bajki i bardzo Ci za to dziękuję :).
    Powiedz mi co zrobiłam nie tak że do mojego bobu Karmazyn dopadło się trochę robali ?
    Czy mogę jeszcze posiać fasolkę szparagową ?
    Buziam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, my cały czas dosiewamy fasolkę szparagową, myślę że jeszcze spokojnie możesz ;-)

      A z tym bobem to nie jestem pewna. Robaki do bobu czasami się wkradają - czasami tylko do kilku strąków - wtedy jakoś to można jeszcze przeżyć. Jak bardzo zniszczone są Twoje plony? A czy bób jest na słońcu i czy nie przesuszona gleba - bo jak roślina ma stres, to bardziej narażona na szkodniki. Ale jak to jest tylko trochę robali, to nic - chłopaki też muszą coś jeść ;-)))

      Ściskam mocno, K

      Usuń
  8. Witaj
    Cudny zachód słońca.
    Ale Ci zazdroszczę warzyw z ogrodu.
    Przepis na zapiekane ziemniaki znam, ale muszę spróbować tak jak radzisz wsadzić do rozgrzanego pieca oliwę, a potem wsadzić ziemniaki ( już na nagrzaną oliwe)
    Pozdrawiam gorąco, na przekór aurze, bo u nie zimno i pada

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Fuerto - życzę Ci super fryt! My się chyba uzależniliśmy od nich - raczej wagi nie stracę tego lata haha
      Pozdrawiam serdecznie K ;-)

      Usuń
  9. Niesamowity! Normalnie jakby czytała "tajemniczy ogród" - jedna z ulubionych książek z dzieciństwa :) Tak pięknie u Was - duży szacunek za ogarnianie tak dużego obszaru, świetnie Wam to wychodzi! Trzymam kciuki za dalsze zbiory, oby jak najbardziej pomyślne:)
    Serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj ... ja też uwielbiam 'Tajemniczy Ogród' - cudna książka. Dziękuję serdecznie za komentarz i gorąco pozdrawiam, K

      Usuń
  10. Pocieszyłas mnie z tymi mszycami, choc mam wrażenie, ze moje ogrodowe mrówki nie dają im rady. Mrówek mam zatrzęsienie i mszyc mam zatrzęsienie :)

    Czarna fasola pnąca, którą dostałam od Ciebie jesienią pnie się jak szalona mimo kiepskiej ziemi, bo sadziłam jaw miejscu, w którym nie maiło być nic a nagle stanął metalowy łuk do roślin pnących. W przyszłym roku będą tam pachnące groszki, które w tym roku mi się nie udały :(

    A "frytki" w podany przez Ciebie sposób robię od lat, ostatnio zaczęłam piec teraz inne warzywa i wszyscy się tym zajadamy :) Podaje to z domowym sosem czosnkowym (jogurt naturalny+czosnek+sól).

    Twój ogród jest prześliczny, nawet nie taki perfekcyjny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mrówki podobno "pielęgnują" mszyce, żywiąc się ich spadzią. Biedronki są o wiele lepsze w walce z mszycami.
      Jeśli jednak ani jedne, ani drugie nie dają sobie rady, to są jeszcze naturalne metody zwalczania mszyc. W tym roku plaga jest spora, więc stosowałam kilka metod. Królowały opryski z jednodniowego zimnego wyciągu z pokrzywy, albo mieszanka coli z odrobiną mydła potasowego, czasem rozcieńczona wodą. To zdecydowanie lepsze dla ogrodu metody, niż wytaczanie ciężkich, chemicznych dział.
      Swoją drogą, to u mnie też "urodzaj" mrówek niesamowity w tym roku. Są po prostu wszędzie i już nawet z nimi nie walczę.

      Usuń
    2. Dziękuje za porady :) Wyobraź sobie, ze tu gdzie mieszkam nie ma pokrzyw! Całe moje dzieciństwo naznaczone było bąblami z pokrzyw, a teraz przeprowadziłam się w inny region kraju i ich nie ma :) Ale tej metody z colą i mydłem musiałabym spróbować, bo oblazły tez róże i kosmosy.

      Ja nic nie mam przeciw mrówkom, generalnie chyba nie szkodzą uprawom, szpaki się nimi żywią, a ja lubię ptaki. Ciężkie działa przeciw mrówkom wytaczam tylko, gdy włażą do domu. W domu, niestety, ich nie toleruję zupełnie.

      Usuń
    3. Tak jest - mrówki mi w niczym nie przeszkadzają. Czasmi wchodzą do donić w szklarni i 'wywalają' z nich podłoże - ale trzeba dać im żyć, na pewno są ważną częścią łańcucha pokarmowego, który jakoś ... kiedyś dociera i do nas.

      Nie pryskaliśmy mszyc w tym roku. Jeśli jakaś roślina miała gorszy sezon, to trudno. Głęboko wierzę w to, że naturę trzeba zostawić w spokoju - szczególnie jak się mieszka na jej łonie, tak jak w naszym przypadku. Może w ogrodzie w mieście natura nie mogłaby sobie tak poradzić, bo samo miasto jest jednak sztucznym wytworem ludzkich rąk. Ale wśród lasów, łąk i jezior - nie mieszam się, a kilka strat na sezon jakoś przeżyję. Pozdrawiam bardzo serdecznie!!! K :-))))

      Usuń
    4. Kasiu, no ja mieszkam prawie na wsi. Oficjalnie to jest miasto, ale z dwóch stron nasza działka otoczona jest pastwiskiem i zwykłą łąką. Jeszcze w zeszłym roku sąsiad pasał krowy naprzeciw naszych okien. W tym roku zaprzestał, bo krowy ponoć boja się samochodów, które jeżdżą po naszej ulicy :)
      A poza tym chyba nasiąknęłam tym Waszym slow trendem i za leniwa jestem by wytaczać działa przeciw mszycom i mrówkom. Co prawda kupiłam szare mydło ale trudno znaleźć chwilę by je rozpuścić :D Tyle czasu zajmuje delektowanie się wiejskim życiem :)

      Usuń
  11. Och, jak ja lubie przechadzac sie po waszych rabatkach... czuję zapach kwiatów i ziemi rozgrzanej słońcem... i robi mi sie tak błogo na sercu!
    Uściski najserdeczniejsze
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudowny post , karmiący wszelkie zmysły. Jakże Wam wszystko pięknie urosło od moich odwiedzin. Ogród żwirowy się zagęszcza pięknie i aż się prosi ,żeby przysiąść na ławeczce. Nie zaniedbuj jej Kasiu. Ja wiem ,że pracy teraz macie po łokcie ale warto się zatrzymać i cieszyć tym co się stworzyło. Następnym razem poproszę o ziemniaczki w tej formie a może i sama sobie zrobię bo też już mam swoje zbiory. Pod tym postem z Anglii nawet nie potrafię komentarza sklecić . Zastanawiam się jedynie czy powinnam takie rzeczy oglądać bo jak się tak napatrzy na te ideały to można się tylko załamać ,że tak się nie ma . No ale oko i tak się cieszy mimo wszystko.Ściskam mocno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maszko - ja znowu uważam, że Twój ogród jest perfekt!!! Normalnie bajka. Cudnie. ;-))) Kiedy przyjedziesz do Nas??? ;-)

      Usuń
  13. co za POST!!!!!!!!!!!!!! :) nie narzekaj moja droga, spojrz na te rabate innym okiem ;) a wiesz u mnie w ogrodzie tez nielad... tak sobie rosnie wszystko troche bez miary, a ostatnie wichury i deszcze wymieszaly wszystko dokladnie ze soba... ostrozki tez posadzilam i mam nadzieje ze sie tez u mnie wysieja... ale w zeszlym roku tego nie zrobily. aminki pozzeraly mi slimaki. a jak zobaczylam twoje karczochy to przezylam szok :D moje ponoc juz w pierwszym roku maja kwitnac, ale jakos na to nie wyglada... ale za to pelno wszyedzie owocow i juz nie nadazam z gotowaniem dzemow :)
    nie wiedzialam ze bob mozna jesc na surowo, ale dobrze ze o tym piszesz bo rosnie mi dzielnie w ogrodzie. powiedz jaki wysoki on wlasciwie bedzie??? bo juz jest chyba wiekszy ode mnie!
    ziemniaki tez tak przyrzadzam, bo sa smaczne, lekkie i dzieci je uwielbiaja :)

    zwirowy ogrod bardzo mi sie podoba.

    aaaa no i cudowne sa te wasze zachody slonca miedzy brzozami!

    pozdrawiam serdecznie!
    aneta

    OdpowiedzUsuń
  14. Kasiu!!! dzisiaj przed śniadaniem poczytłam Twojego posta i powaliłaś mnie totalnie. Jak u Ciebie bajecznie ,kolorowo i zdrowo. Jak ja zazdroszczę Wam tych Kaszub i tego miejsca na ziemi zwłaszcza, że mieszkają same "twórcze" dziewczyny mam na myśli Asię z zielonego czółna i Kasię autorkę powyższego posta z mężem (muszę przyznać że jestem pełna podziwu dla Andrew ) tacy mężczyźni to tylko chyba w Anglii :) :) gratuluję !!!!!.Kasiu bardzo proszę powiedz mi co o za kwiaty te niebieskie na banerze wysiały się u mnie na działce i nie wiem jak się nimi zaopiekować. Kasiu gratuluję taaaaaaaaaaakego ogrodu pozdrawiam Marylka

    OdpowiedzUsuń
  15. Kasiu, ogród żwirowy ziołowy - cud nad cuda. Pomysł, wykonanie i rośliny - wszystko tak mądrze dobrane i wielka prostota tego widoku mnie urzeka. Ściana lasu - czegóż chcieć więcej? Żeby nie było komarów. U nas nie ma - za wysoko i za zimno i wody stojącej nie ma.
    Pszczelarnia

    OdpowiedzUsuń
  16. Z maszynami miałam podobnie. Zaatakowały różę, co mnie przeraziło, więc zaraz zakupiłam preparat na nie, jednak... Nie mogłam się przekonać by użyć tej "chemii" i dałam sobie spokój. Jedyne co zrobiłam to ściągnęłam kilka dłońmi "gniazd" i polałam wodą, potem przyszły deszcze.. Po nich po mszycach ani śladu ;)

    Podziwiam jak zwykle i z uśmiechem czytam
    Pozdrawiam
    Violetta :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Mamy podobne podejście do ogrodu. Ma być miejscem odpoczynku, ale też domową spiżarnią pełną cudownych, pachnących składników. U mnie również jest pełnia ogrodowej obfitości, a zarazem pełnia pracy. Na szczęście czasu nie brakuje również na korzystanie z bliskości morza i na leniwe poranki lub popołudnia. Na pracę wykorzystuję głównie wieczory, kiedy temperatura pozwala na oddech. Komary to chyba nieodłączny towarzysz ogrodniczego życia ;-)

    OdpowiedzUsuń
  18. Och !!! Kasiu, taki post, że aż nie wiem co pisać i co pochwalić najbardziej, bo wszystko mi się podoba. Ogród cudny i żyje swoim życiem - jak każdy zakątek zielony. Podobają mi się te rabaty wzniesione i muszę i ja o takich pomyśleć. A jeśli chodzi o frytki - to ja w bardzo podobny sposób piekę ziemniaki przez całe lato, bo smakują lepiej niż gotowane. Pozdrawiam serdecznie :))

    OdpowiedzUsuń
  19. Jeszcze raz ja ! Chciałam dodać, że u mnie w zachodniopomorskim jeszcze groszki pachnące nie kwitną, ale lilie tak i mieczyki również.

    OdpowiedzUsuń