piątek, 25 listopada 2011

PRZEPROWADZKA Z ANGLII

Podczas przeprowadzki z Anglii nasze klamoty wypełniły aż 2 ciężarówki. Kierowcy nie mogli uwierzyć, że ktoś może być na tyle postrzelony żeby płacić za przewóz takich śmieci!!! Śmiećmi pan kierowca nazwał większość rzeczy, które należały do mojego ogrodu i i bez których nie wyobrażam sobie stworzenia nowego ogrodu tutaj. Lista tych niezbędnych sprzętów jest bardzo długa zaczynając od mnóstwa wszelkiego rodzaju donic, narzędzi oraz nasion - na szklarni i kilku antycznych maszynach rolniczych kończąc. Przywiozłam również wiele roślin, które kolekcjonowałam przez wiele lat i teraz za wszelką cenę próbuję utrzymać przy życiu.



Poprzednią zimę "jakoś" przetrwały w nieczynnej restauracji u znajomej. Miały tam światło i czasami troszkę wody. W tym roku jest gorzej ponieważ ja nie mam nawet jeszcze szklarni ani inspektu ani nic! Kolekcja pelargonii i innych roślin całkowicie nieodpornych na minusowe temperatury to mój największy problem. Zabezpieczam się więc podwójnie: ze wszystkich pobrałam sadzonki a rośliny mateczne postawiłam na strychu pod oknem. Sadzonki posadzone są w głębszych tackach wypełnionych mieszanką ziemi ogrodniczej i piasku gruboziarnistego ( 1:1)
i narazie są w kuchni na parapecie ponieważ potrzebują trochę ciepła. Najlepiej byłoby jeszcze przykryć je przezroczystą pokrywą lub chociażby pokryć woreczkiem foliowym, ale jakoś ręcę do tego nie dochodzą jak zawsze. Rośliny na strychu straciły po pobraniu sadzonek jakieś 2/3 swojej objętści i mam nadzieję, że teraz są w szczęśliwym spoczynku. Mają tam chłodno i jasno - podłoże w doniczkach utrzymuję tylko delikatnie wilgotne. Aby tylko do wiosny, a potem całe lato piękne donice ...




Z bylinami i cebulowymi nie obchodzę się tak delikatnie. Nie mam jeszcze przygotowanych miejsc pod obsadzenia, ale już wiem że rabaty będą duże i będzie ich wiele. Gromadzę więc wszystko co lubię i dzielę i mnożę - itak będzie mało!
Większość z nich przezimuje wraz z narzędziami i sprzętem w stodole/garażu. Narazie udało mi się zebrać kilka gatunków ozdobnych traw, błękitne irysy, krokosmie, szachownice i przebiśniegi - które jesienią zawsze sadzę do doniczek 9-tek i dopiero na wiosnę wysadzam kwitnące na miejsca stałe, i móją ukochaną (a w Polsce chyba mało popularna) Persicaria amplexicauli .
To oczywiście dopiero początek. Do ogrodu będziemy potrzebować tysięcy roślin!

poniedziałek, 21 listopada 2011

SADZIMY PIERWSZY ŻYWOPŁOT

Pogoda w listopadzie miała być o wiele gorsza - nie ma ani śniegu ani wielkiego mrozu. Działamy więc w naszym ogrodzie warzywnym non-stop. Uprzejmy sąsiad przyjechał i bardzo umiejętnie spulchnił grunt, zmieszał czarnoziem z gliną i obornikiem, i potem wszystko pięknie wyrównał. Odrazu zrobiło się raźniej i milej - nie widać już samej gliny i mam nadzieję, że wiosną teren ten pokryją siewki sałaty, buraczków i nasturcji...



Najpierw jednak trzeba wyznaczyć granice tej części - ozdobnego ogródu kuchennego w stylu angielskim czyli poprostu Kitchen Garden. Tradycyjnie w tym celu stawia się mur (z cegieł lub kamienia) lub sadzi żywopłot. Kitchen Gardens z czasów królowej Wiktorii (czyli z okresu swojej największej świetności) były zazwyczaj naprawdę duże - hektar i więcej, więc otaczanie go wysokim murem nie wpływało na jakość powietrza na terenie ogrodu. Przy mniejszych ogrodach zamknięcie z 4 stron może zbytnio zahamować ruch powietrza, co oczywiście wpływa na rozwój chorób i sprzyja utrzymaniu się zbyt wysokich temperatur latem. Nasz Kitchen Garden jest niewielki - 15m x 15m, tak więc postanowiliśmy otoczyć go niskim żywopłotem - na wysokość 1,5m - nie więcej. Będzie można do niego swobodnie zaglądać z zewnątrz, ale nadal będzie pełnił funkcję ochrony przez mroźnym wiatrami i skutecznie wyodrębni tę część ogrodu warzywnego.



Materiał na żywopłot pozyskaliśmy w naszym lesie. Andrew wykopał ponad 300 niewielkich Buków, których odkryte korzenie na noc zamoczyliśmy w wodzie. Następnego dnia było wielkie sadzenie, w którym "pomagał" nasz prawie 3-letni synek Albercik. Wybraliśmy małe Buczki, ponieważ chcieliśmy sadzić je dosyć gęsto, no i oczywiście takie mniejsze rośliny mają większą szansę przyjęcia się. Teraz aby tylko przetrwały zimę, a na wiosnę dokarmimy je i będziemy patrzeć jak rosną! Na zimę napewno podsypiemy je jeszcze ziemia liściową.

niedziela, 13 listopada 2011

CO MY TU ROBIMY

Dzisiaj pierwszy prawdziwie mroźny dzień. Modrzewie w moim lesie są całkowicie pokrytę ślicznym delikatnym szronem. Kaszubski krajobraz zawsze zaskakuje - każdego dnia inny, zawsze zapierający dech w piersi.

W tym tygodniu minął równo rok od czasu jak przeprowadziłam się z powrotem na pomorze po kilkunastu latach pobytu w Wielkiej Brytanii. Zabrałam mojego angielskiego męża, dwuletniego synka i 2 psy - i zamieszkałam na Kaszubach. Pochodzę z Gdańska więc nie jestem tu tak całkiem obca, ale każda przeprowadzka wymaga wysiłku, nerwów i kilku nieprzespanych nocy. Po roku spędzonym na budowie i na przyzwyczajaniu się do nowej rzeczywistości czujęmy się tu jednak z mężem naprawdę dobrze i najlepsze jest to, że zaczynamy tworzyć nasz własny ogród - a raczej ogrody.




Postanowiliśmy zacząć od ogrodów warzywnych i owocowych - z oczywistych powodów. Własne rzodkiewki czy pomidorki ze szklarni - nie ma nic lepszego! Na pierwszym planie zajmiemy się obszarem około 400m2, na którym zrobimy ozdobny ogród kuchenny w stylu angielskim. Będą w nim warzywa, zioła oraz może kwiaty jednoroczne, które po ścięciu będą równiez ozdobą do domu. Potem będzie ogród warzywny użytkowy, angielski ogród owocowy oraz sad.



 
Oczywiście po budowie - dookoła naszego domu pozostało pobojowisko z beznadziejną glebą - wstrętną gliną, która w deszczu zamienia się w błoto a podczas suchych dni wysycha jak koryto afrykańskiej rzeki. Czyli najważniejsza rzecz to porządne przygotowanie podłoża. Poprosiliśmy sąsiada rolnika aby pomógł nam wyrównać teren - na którym później rozsypaliśmy dobrej jakości czarnoziem i przekompostowany obornik, który dostaliśmy od innego zaprzyjaźnionego rolnika. Jest bardzo sucho i nasza glina jest jak kamień, więc zastanawiamy się jak to wszystko przekopać. Myślę, że w nadchodzącym tygodniu się jakoś z tym uporamy - pewnie znowu uśmiechniemy się do sąsiada rolnika!