poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Sadzimy żywopłot z GŁOGU, hartujemy rośliny i co to jest MĄCZKA ROGOWA?





Mam ogromne opóźnienie ... wiosna mnie pochłonęła i dopiero dzisiaj udało mi się uciec od prac, aby napisać chociażby kilka słów. Przepraszam za zaległe emaile i projekty ... postaram się w tym tygodniu wyjść na prostą. Przynajmniej mój dom już nie wibruje dzień i noc od pracujących na sąsiadujących z nami polach ciągnikach. Sąsiad Jarek, Zdzichu i 'Pan z Wielkim Wąsem' (od 4-tej strony mamy tylko polną drogę) już się uspokoili - teraz aż do żniw moje siedlisko pozostanie oazą spokoju i ciszy ... uffff.

Ale mój mąż nie może być gorszym i dołożył do tego całego zamiszania kilka swoich decybeli. Na kilka dni wypożyczył do prac mini-koparkę. Dzięki tej wspaniałej maszynie udało mu się przygotować teren pod 400m siatki leśnej odzielającej teren wokół domu od lasu, w którym mieszka dzika zwierzyna. Po ustawieniu siatki bez obaw można będzie sadzić rośliny nawet w części leśnej - a i zwierzęta będą miały spokój od ganiającej za nimi Mazie, która pozostanie na terenie ogrodu - taką mamy nadzieję ;-)

Drugim zadaniem zgrabnej kopareczki było przekopanie całej lewej części warzywnika (na zdjęciu poniżej) - no, może wydaje się Wam to trochę dziwne ... hmmm ... czemu koparka zamiast szpadla? Ale to niestety dlatego, że po budowie teren był tak zbity przez maszyny, że 'normalne' kopanie w zeszłym roku nie zdało egazminu. W porównaniu z prawą stroną (otoczoną płotkiem) gdzie wszystko rosło prześwietnie na podwójnie przekopanej glebie (double digging) - w części lewej wszystko się zmarnowało. Pod 30cm warstwą gleby nadającej się do uprawy była mocno ubita gleba z czasów budowy - stary poziom na którym znaleźliśmy jeszcze liście sprzed 2 lat.  Mocna łyżka koparki wbiła się w twardą warstwę gleby i teraz mamy już całkiem fajne podłoże - dzięki dodanemu w zeszłym roku torfowi i obornikowi gleba jest tak pyszna, że możnaby ją chyba zjeść!





Prawa część warzywnika ma się super dobrze. Andrew posadził już w niej sadzeniaczki, bób (na zdjęciu jest pod mikro-siatką), dymkę różnych cebul i czosnek, a także wysiał zioła, groszki, sałaty, marchewkę, pasternak, seler ... i teraz zabiera się za wszystkie pozostałe nasiona - oczywiście poza bojącymi się chłodów dyniowatymi i kukurydzą słodką.




Na rabatach 'na kwiat cięty' z topniejącego śniegu wyłoniły się piękne, zdrowe i dosyć już podrośnięte pędy narcyzów oraz tulipanów, a nieśmiało także pojawiają się czosnki ozdobne. Póki co nic ich ani nie zjadło, ani nie zniszczyło - wkrótce pojawią się już pierwsze pąki. Nie jestem jeszcze do końca przekonana co zrobię ze ścieżką pomiędzy rabatami - boję się wprowadzać do mojego wiejskiego warzywnika materiałów, które mogą tu całkowicie nie pasować. Generalnie nie widzę tu nic poza polnym kamieniem lub lokalnym żwirem/tłuczniem - obecnie pozostawiam ją jak jest.




Ok ... my tu gadu-gadu, a koparka pracuje dalej. Po warzywniku przeniosła się przed dom. Tutaj przygotowuje teren pod sadzenie żywopłotu z głogu, który będzie rósł na całej długości brzegu trawnika pomiędzy warzywnikiem a lasem - jakieś 50m. Andrew nie kopie rowu, gdyż zakupiony głóg jest z odkrytym korzeniem (a nie w donicach) i sadzenie jego w tak przygotowanym podłożu będzie bardzo łatwe.  Dodatkowo dzięki koparce mogliśmy wykopać wszystkie kamienie i gruz pozostawiony po budowie. Na  spulchnioną i oczyszczoną glebę Andrew rzucił zeszłoroczny obornik oraz mączkę rogową i delikatnie zmieszał wszystko za pomocą wideł.




Właściwie nie zastanawialiśmy się długo nad wyborem roślin na ten żywopłot. Wokół lewej części warzywnika mamy buk i grab, a tu zgodziliśmy się jednomyślnie na głóg jednoszyjkowy (Crataegus monogyna), który jest najzwyklejszym na świecie, pospolitym małym drzewkiem - świetnie pasującym do naszego naturalnego ogrodu i otaczających nas lasów, łąk i pól. Pięknie kwitnie w maju oraz czerwcu , a jego pachnące białe kwiatki zamieniaja się wczesną jesienią w czerwone koraliki - przysmak dla ptaków. Żywopłot z głogu jest bardzo popularny w Anglii - tam podrośnięte rośliny są fachowo zaplatane (hedge laying) i stanowią przeszkodę nie do pokonania przez ludzi i zwierzęta.

Posadziliśmy na 50 metrach 350 sztuk. Wiosną i jesienią dostępne są w szkółkach z tzw. odkrytym korzeniem (Fot.1 poniżej) i dzięki temu są dosyć tanie. Ogólnie na żywopłoty wydać można małą fortunę, ale nasze roślinki kosztowały po 1,60zł za sztukę - więc nie było tak źle. Dla zainteresowanych podaję szczegóły sadzenia żywopłotu z odkrytym korzeniem:


  • Rośliny mają odkryte korzenie, a więc nie wystawiamy ich ani na słońce, ani na silny wiatr. Po przywiezieniu ze szkółki porządnie moczymy im korzenie. Nasze głogi moczyły się w stawie leśnym przez całą noc - Fot.2.
  • Przed sadzeniem lekko redukujemy korzenie obcinając te najbardziej wybujałe za pomocą ostrego sekatora - Fot.3.
  • Następnie wkładamy je do plastikowego worka (aby nie utraciły wilgoci) i w ten sposób przenosimy na miejsce sadzenia - Fot.4  






  • W przygotowanej wcześniej glebie robimy niewielką szczelinę szpadlem (wbijając go i jakby odchylając nieco od podłoża) i wkładamy po jednej roślince - Fot. 5 i 6
  • Za każdym razem mocno uciskamy butem (piętą) glebę wokół każdej rośliny - Fot. 7 
  • Żywopłot najlepiej sadzić w dwurzędzie jak na Fot. 8 w rozstawie 25 - 30cm.





Póki co wygląda to tak - właściwie jest to tylko kawałek żywopłotu, ale wiadomo o co chodzi. Z czasem my również będziemy nasz głóg zaplatać ... nie mogę doczekać się jego maleńkich białych kwiatków, jeszcze kilka sezonów i będzie fajnie ... zobaczcie ile kamieni wyłowiliśmu z gleby.




W zeszłym tygodniu odebraliśmy od leśniczego zakupione wcześniej drzewo modrzewiowe - większość z tych drzew pójdzie na słupy do siatki leśnej, a reszta zostanie przerobiona na deski do okrycia budynków gospodarczych oraz kurnika. Dodatkowo 'wymrugałam' u leśniczego piękny obornik koński ... teraz możemy ze spokojnym sumieniem wykorzystać nasze zeszłoroczne złoża obornikowe i przygotować miejsce na nową dostawę, która będzie mogła spokojnie się przekompostować do użycia później.




*******




Wiosenne siewki doczekały się wreszcie czasu hartowania. Do zimnego inspektu poszło wszystko oprócz najmniejszych siewek i siewek, które mogłyby stać się śniadaniem dla mysz - np. brukselka, jarmuż czy pachnący groszek. Dołączyły do nich również rośliny nieodporne na mróz takie jak pelargonie i dalie, wypełniacze letnich donic oraz zioła kupione podczas targów ogrodniczych w Lubaniu (które na tysiąc procent przechowywane były dotychczas w warunkach szklarniowych). Mój 'tymczasowy' inspekt pochodzi z Lidl'a i w tym sezonie sprawdza się bardzo dobrze. Ku zdziwieniu i radości Andrew ma nawet malutkie boczne okienka służące do wentylacji podczas gorących dni ... no ale to nam nie grozi ;-)





Jeśli pokusiliście się już tak jak ja na zakup roślin do letnich donic, to uważajcie przed wystawieniem ich na zewnątrz. Powinny być hartowane tak, jak rośliny jednoroczne. Dotyczy to także bylin i krzewów zakupionych w marketach ogrodniczych  - większość roślin przed sprzedażą jest pędzona w kontrolowanych warunkach szklarniowych i wystawienie ich na zewnątrz może być zbyt dużym szokiem.

Jeśli nie macie inspektu, który można ustawić w ogródku lub na tarasie, to hartujcie rośliny na balkonie lub nawet na parapecie przy uchylonym oknie. Sami zobaczycie jak podczas hartowania ich pędy staja się mocniejsze i bardziej 'prawdziwe'.


W różnych dziwnych pojemnikach sadzę zioła - stare wiaderko znalazłam u siebie na polu i pomimo widocznych uszczerbków na zdrowiu - lubię je. Kosz kwiatowy nie nadaje się do zawieszenia, ponieważ został 'potrącony' przez nasz  samochód - ale świetnie nadaje się do uprawy mięty ananasowej, która rozrasta się jak ogień. 


******




Jak pisałam wcześniej w postach - bardzo często używamy w ogrodzie nawozu w postaci mączki rogowej. Obok obornika (granulowanego i przekompostowanego lub 'prosto od krowy' na nazwozy płynne) jest to jeden z naszych ulubionych nawozów. Brakuje nam w Polsce mączki kostnej - nie będę się wypowiadać co myślę o jej wycofaniu ze sklepów ogrodniczych - ale ogólnie jest to bzdura!!! Mączkę rogową też bardzo rzadko można kupić, na wiosną czasami 'rzucają' ją w marketach - jeśli nadal nie wiecie o czym mówię, to poznacie ją po okropnym zapachu i oczywiście wyglądzie zmielonych rogów.

Maczka rogowa (i kostna) różni się od pozostałych nawozów oragnicznych tym, że rozkłada się o wiele wolniej - tym samym dostarczając roślinom składników pokarmowych przez dłuższy okres czasu. Oczywiście jest to produkt naturalny, a więc w odróżnieniu od nawozów sztucznych działa łagodnie i długotrwale - wykluczone jest przedawkowanie czy spalenie roślin. Składniki odżywcze rozkładają się równomiernie, co wpływa na zdrowy i naturalny rozwój roślin.

Najczęsciej używamy jej przy sadzeniu drzew, krzewów i bylin, a także do wiosennego podsypywania żywopłotów oraz rabat bylinowych i mieszanych. Mączka rogowa nie zaszkodzi żadnej roślinie, ale w warzywniku wolimy stosować nawozy szybciej rozkładające się.


Andrew podsypuje mączką rogową bukowy żywopłot posadzony w zeszyłm roku.


******

Jeśli martwicie się o swoje zagony z kapustnymi i chcecie uniknąć śmietki kapuścianej, wszelkich pchełek czy wiecznie krążących nad warzywnikiem bielinków - to zapraszam do przeczytania artykułu:

Eko-walka ze szkodnikami na zagonie z kapustowatymi



A dla tych, którzy mają problem u siebie na działce czy w ogrodzie z zaniedbanymi jabłonkami mam kilka propozycji w artykule:

Co zrobić z zaniedbanymi jabłonkami?





niedziela, 14 kwietnia 2013

Siewkowe newsy i ulubiona LASAGNA



Tak, tak ... już jest, ale przebiśniegi w połowie kwietnia hmmm ... ja sobie zrobiłam prywatną wiosnę i przyniosłam do domu niektóre z donic obsadzonych cebulkami jeszcze jesienią, które teraz właśnie miały zdobić mój ganek. Ale co tam - mam w domu piękne tulipany papuzie (chociaż głowę bym dała, że kupowałam inny kolor) i bardzo pachnące narcyzy, a na każdym parapecie i półeczce stoją gęsto maleńkie gliniane doniczki z szafirkami. Pomiędzy tulipany i narcyzy powbijałam dla podtrzymania ich wybujałych pędów gałązki brzozy. A reszta donic już szczęśliwie stoi na zewnątrz i może jeszcze coś z nich będzie.

Oczywiście jak mogłoby być inaczej - moje dziecko przywitało pierwszy słoneczny i ciepły weekend od prawie pół roku ponad 40-to stopniową gorączką. Całkiem nas to zmyliło, bo już tak długo nie chorował ... tak więc w ogrodzie nie zrobiłam nic - z pewnością w przeciwieństwei do większości z Was. To chyba był wielki weekend powrotów na działki, domki i do ogrodu. Mam nadzieję, że wyżyliście się za wszystkie krzywdy spowodowane tą kiepską wiosną?



Nadzszedł czas wypatrywań kiełkujących nasion i dopieszczenia oczami wschodzących siewek. Niestety nie przyspiesza to ich wzrostu, ale kilka razy dziennie gapię się na nie tak intensywnie, że chyba nawet nie mrugam - czasami oczy zaczynają mi same łzawić. Tyle już lat - a ja uparcie im się przyglądam. Oczywiście trzeba pilnować, żeby podłoże nie wyschło - ale nie tak często ;-)

Siewki ... tak jak siewki - niektóre zaskakują kiełkując w przeciągu kilku dni, a inne - bardzo wyczekiwane - ociągają się okropnie. Papryczkę czereśniową spisałam na straty ... a tu nagle, chyba po miesiącu, kiełkuje jak szalona ... i jak tu nie być nerwowym? Ale kocha się te młode rośliny, razem z nimi jest nadzieja na cudne lato pełne kwiatów i warzyw. 

Wszystko co widzicie na poniższych fotkach (i o wiele więcej) jest już przepikowane do multipalet. Z lewej dalia 'Bishop's Children', potem chuderlaki kosmosy 'Purity' i 'Rubenza', na dole z prawej świetnie kiełkująca szałwia powabna i cieniutkie siewki purpurowej odmiany szarłatu, który jest wspaniałą rośliną na kwiat cięty. 
W tym roku najgorzej kiełkowały werbena patagońska i kilka gatunków, których nasiona miały już parę lat - między nimi zeszłoroczne ostróżeczki, najwyraźniej trzeba wysiewać tylko świeże nasionka. 




Bób jest z pewnością jednym z naszych ulubionych warzyw. Dzięki temu, iż nie boi się chłodu - jest to zazwyczaj jedno z pierwszych warzywek wędrujących z ogrodu na talerz. Zawsze wysiewamy nasiona wewnątrz i gdy tylko gleba się trochę nagrzeje - to wysadzamy go do ogrodu. Staramy się robić przynajmniej 2 siewy, abu przedłużyć sezon zbiorów i opychanią się pysznym bobem. W tym roku z braku miejsca i wielkiej niewaidomej, jaką była pogoda w marcu i na początku kwietnia - posialiśmy bób do multipalet o dosyć małych okach. Oczywiście bób jest szybko rosnącą rośliną, więc natychmiast wypełnił niewielkie otworki multipalet korzeniami. Przesadziliśmy go więc do większych multipalet (średnica oka około 7cm) i jak tylko temp. w nocy na zewnątrz nie schodziła poniżej zera wystawiliśmy bób do zimnego inspektu. Muszę przyznać, iż przeżył to świetnie i teraz bardzo zmężnaił i wzmocnił swoje wiotkie dotychczas pędy. W przeciągu 2 dni idzie do warzywnika.




No, i chociaż wcale nie planowałam w tym roku robić sadzonek za dalii, ponieważ mam ich i tak sporo - to moja zachłanność ogrodnicza jak zwykle zwyciężyła i teraz otoczona jestem dziesiątkami doniczek z ukorzeniającymi się georginiami !!! Ale prawdę mówiąc Benex'owskie dalie tak świetnie rosną i stale wypuszczają nowe pędy, że było to silniejsze ode mnie  - musiałam zabrać się za rozmnażanie ;-) Można powiedzieć, iż był to mój zawodowy obowiązek haha 

Na zdjęciu poniżej (z prawej) pokazuję ołówkiem miejsce, w którym najlepiej jest odciąć sadzonkę od bulwy - koniecznie z kawalątkiem bulwy - takie sadzonki się na tysiąc procent przyjmą. Moje mają już tydzień i mieszkają sobie w propagatorze - nie martwię się 'zawaleniem' ogrodu daliami, ponieważ w tym roku wywalczyłam dla nich specjalną rabatę w lewej części warzywnika. Będą rosły tam tylko z mieczykami - taka moja przydomowa kwiaciarnia.




Nie pisałam jeszcze o cyniach, ale oczywiście one znajdą honorowe miejsce w moim ogrodzie, gdyż są jednymi z ulubionych rarytasów wiejskich grządek. Ich kwiaty to sama radość i wspomnienia czegoś dobrego, pewnego i spokojnego ... dodatkowo są super łatwe w uprawie - właściwie poza sianiem czy sadzeniem do ogrodu nic więcej nie trzeba z nimi robić. Ja oczywiście obcinam je w dużych ilościach do bukietów, ale i bez tego będą bujnie kwitły przez całe lato. 

Jeśli wysiewacie cynie tak jak ja wewnątrz, to pamiętajcie - cynie nie lubią przesadzania i pikowania! W związku z tym powinno się je siać do pojemników, które będzie można 'wysadzić' razem z roślinami do gruntu. Mogą być to doniczki torfowe, krążki Jiffy, rolki od papieru toaletowego lub na przykład opakowania po jajkach - uwaga, te zielonkawe i żółtawe są najlepsze, gdyż nie rozpadają się podczas podlewania ;-) 




*******




Ja, siedząc z Albercikiem w domu i podglądając biegającego z taczką po ogrodzie Andrew postanowłam przygotować moją ulubioną lasagnię. Ta lasagna była pierwszą potrawą, którą nauczyłam się przygotowywać w moim dorosłym życiu. Mieszkałam wtedy u przesympatycznej rodziny w uroczej wiosce Yalding. Byłam studentką i za pomoc w ogrodzie dostałam tam pokoik na poddaszu 500-letniego domu ze skrzypiącymi schodami i ścianami zawieszonymi portretami ciekawie wyglądających przodków rodziny Walker'ów.  Lasagnę według przepisu Annie Walker potrafię zrobić z zamkniętymi oczami, najwyższy czas więc aby podzielić się z Wami przepisem. Jest łatwa i zawsze wychodzi - niestety trochę czasochłonna i brudząca zbyt dużo (jak na mój gust) garnków ;-) Ale czasami warto ...


Składniki:

- płaty do lasagnii (najlepiej świeże)
- większe opakowanie pieczarek (pokrojonych w plasterki)
oraz

Sos pomidorowy:
- cebula - posiekana
- 2 ząbki czosnku - wyciśnięte
- puszka pokrojonych pomidorów
- 2 łyżki koncentratu pomidorowego
- 500gr mielonego mięsa (ja używam drobiowego)
- pokrojone w plasterki czerwona papryka i jedna mała cukinia
- zioła prowansalskie
- liść laurowy
- sól i pieprz


Sos biały (serowy):
- 500ml mleka
- 1 pełna łyżka  masła
- 3 kopiaste łyżki mąki
- małe kawałki sera Cheddar 
- sól i pieprz 



Wykonanie:

- Zaczynamy od sosu pomidorowego: na patelni podsmarzamy cebulkę i czosnek, a następnie dodajemy mięso mielone. Po kilku minutach dorzucamy paprykę i cukinię - za kolejną chwilę resztę składników, dokładnie mieszamy i gotujemy na małym ogniu przez około 45 min.

- Następnie robimy biały sos. Ja do garnka najpierw wrzucam masło i mąkę, po dokładnym rozmieszaniu dolewam mleko - można wlać całe. Potem mieszam sto lat trzepaczką, aż sos zgęstnieje - na koniec wrzucam ser, a po jego rozpuszczeniu się również sól i pieprz. 

- Jeśli wykonaliśmy już sosy, to możemy zabrać się za układanie warstw lasagnii. Na dno naczynia idą płaty lasagnii, sos pomidorowy, warstwa pieczarek, biały sos ... znowu: płaty lasagnii (tym razem podwójnie), sos pomidorowy, pieczarki i biały sos - na koniec wszytsko posypujemy dodatkowym serem.

- W ten sposób przygotowaną lasagnę przyrywamy folią i wkładamy do wcześniej nagrzanego do 180oC piekarnika. Po 45min zdejmujemy folię i wkładamy jeszcze na 15min. do piekarnika.





I tyle - lasagnia gotowa. Najpyszniej smakuje w towarzystwie dobrych przyjaciół, a także zielonej chrupiącej sałaty rzymskiej i wytrawnego czerwonego wina. 
Smacznego!



środa, 10 kwietnia 2013

Jubileusz i projekt rabaty EGZOTYCZNEJ do słonecznego ogrodu

Chciałam Wam się pochwalić, że nasza z Jolą witryna Na Ogrodowej.pl obchodzi w kwietniu roczek! A prawda jest taka, że jej istnienie jest wynikiem sporego zbiegu różnych okoliczności ... no, ale chyba jakaś szczęśliwa gwiazda przyświecała nam od początku. Poznałyśmy się podaczas wykładu o roślinach cebulkowych w Ogrodzie Botanicznym w Powsinie w roku 2006 - Jola ten wykład organizowała, a ja 'wykładałam' - tak, bo Jola to zawodowa specjalistka i cebulkowa dziewczyna na wskroś. Po wykładzie wymiana życzliwości, książek i adresów - ja wróciłam do domu w Anglii, a Jola do swojej pracy z cebulkami. Raz na jakiś czas wymieniałyśmy się artykułami czy fotografiami - czasami organizowałyśmy wspólny konkurs. I tak było do jesieni roku 2011, gdy ja zamieszkałam już na Kaszubach i myślałam ... coby tu teraz robić??? Okazało się, że Jola akurat sprzedała swój biznes i miała ten sam problem ... jeden, dwa, trzy emaile i wyszło na to, iż obie mamy to samo marzenie - stworzenie witryny ogrodniczej. Jak to się mówi - reszta, to już histora ... 





Nie wiem czy wiecie, ale mieszkamy z Jolą prawie o 400km od siebie i bardzo rzadko widujemy się w rzeczywistości - w świecie wirtualnym najchętniej robiłybyśmy to cały czas. Witryna wymaga bardzo dużo pracy - i to o każdej porze dnia. Ale pisanie artykułów i pokazywanie ciekawych fotografii to nasza pasja - a największą nagrodą jest silnie rosnąca odwiedzalność naszej strony i Wasze zaangażowanie na Forum. Z okazji naszych pierwszych urodzin zapraszamy do udziału w konkursie jubileuszowym. Cieszcie się razem z nami i wygrywajcie zestawy sadzonych wiosną cebulek kwiatowych oraz piękne albumy o tulipanach.





******


EGZOTYCZNA RABATA JEDNOROCZNA




Miesiąc lub dwa temu opublikowałam artykuł pt. Egzotyczna rabata jednoroczna na łamach Na Ogrodowej.pl  Powyższe zdjęcie pokazuje tę rabatę w całej okazałości - jest długa i bardzo 'chuda', zdobi miejski park w Rugby - kiedyś baaaaardzo dawno temu pracował tam Andrew.  Wiem ze statystyk i z emaili, że artykuł przeczytało wiele osób - więc dla wszystkich tych, którzy chcieliby mieć taką rabatę w ogródku naszkicowałam poniższy plan:




Jak widac na skali - plan jest naszkicowany dla rabaty wielkości 2m na 5m, ale jeśli ktoś ma rabatę długości np. 15 metrów, to może sobie ten plan po prostu powielić o dwa dodatkowe razy. Oryginalna rabata w parku była węższa, miała góra 1 metr - ale rośliny użyte do obsadzeń nadają się na taką 'chudzinkę' pobieważ albo mają mocne pędy jak paciorecznik (nie pokładają się dookoła), albo mogą liczyć na pędy roślin sąsiadujących (dalia może spkojnie podtrzymywać się tytoniem i paciorecznikiem).





A oto lista roślin korespondująca z numerkami na planie - pamiętajcie: pierwszy numerek to oznaczenie roślin z listy/drugi numerek to ilość sztuk potrzebnych na ten kawałek. Dokładny opis roślin do tej rabaty znajdziecie TUTAJ. Do oryginalnego pomysłu dodałam jeszcze tylko trawy ozdobne - ale czy to będą trawy jednoroczne czy wieloletnie - to już zależy od Waszego gustu. Oto rośliny potrzebne do obsadzenia tej rabaty egzotycznej:

  1. Szałwia omączona lub niebieskia szałwia trójbarwna/powabna.
  2. Dalia odmiana 'Arabian Night' lub podobna wzrostem i kolorem/wielkością kwiatów.
  3. Rącznik pospolity - najlepiej odmiana purpurowa.
  4. Tabaka leśna - niestety pozostałe tabaki już nie pasują - najwyżej biała odmiana 'Fragrant Cloud'.
  5. Aksamitki żółte.
  6. Petunie - kolor jak na zdjęciach rabaty (np. poniżej).
  7. Pelargonia ogrodowa czerwona.
  8. werbena ogrodowa - w kolorach fioletu.
  9. Pacioreczniki o purpurowym zabarwieniu liści.
  10. Trawa ozdobna.








*******




Podobno zwariowany prąd strumieniowy raczył się wreszcie opamiętać i powrócił na swoje 'normalne' miejsce - więc możemy wreszcie spodziewać się wiosny. Wprawdzie u nas nocą nadal -6oC, ale ma być lepiej. Wyeksmitowane bób i groszki pachnące radzą sobie w zimnym inspekcie całkiem dobrze (noca nakrywamy go grubą białą włókniną), a wysadzone do donic bratki rosną jak na drożdżach, czego nie można powiedzieć o niezpominajkach, które podziękowały mi za współpracę podczas mroźnej nocy ... są na kompoście.   

Ale bratki do wiosennego ogrodu bardzo polecam, pisałam już o tym Na Ogrodowej - są niesamowicie wytrzymałe na mróz, sama się zdziwiłam. Ok, w Anglii nie ma tak zimnej zimy ;-) i tam wysadzałam je zawsze z tulipanami w październiku z własnej rozsady maj/czerwiec i rosły sobie spokojnie dekorując kilkoma kwiatkami donice aż do marca/kwietnia - wtedy wybuchały kolorami i wraz z tulipanami wyglądały jak 'perfect couple'. W Polsce obawiałam się śniegu - i miałam rację, bo to właśnie 'zawalenie' śniegiem kiepsko na nie wpływa - a więc tradycyjnie już posadziłam je wiosną. W zeszłym roku było to w lutym, w tym roku aż w kwietniu ... dosadziłam je do donic obsadzonych cebulowymi zimujących w garażu i wystawiłam na zewnątrz ... podlałam i za jakąś godzinę ściął mróz (tej nocy było -10oC) - pomyślałam, że to koniec! Listki bratków zrobiły się kruche jak opłatek i pociemniały ... łojeja co ja narobiłam ... ale następnego dnia okazało się, że wszystko jest ok i jak tylko pierwsze promienie słońca ogrzały zmrożone pędy, to bratki znowu zrobiły się piękne i co najważniejsze żywe ;-)




A tych, którzy jeszcze chcieliby poczytać moje wywody na temat: Wysiewy nasion kwiatów jednorocznych krok po kroku oraz szykowanie sadzonek wewnątrz pomieszczeń zapraszam na witrynę e-ogrody.

czwartek, 4 kwietnia 2013

Lato i zdrowie wysiane, a za oknem ŻURAWIE LECĄ ...





Podczytuję z wielką ciekawością Zielony Kącik Badawczy i radością obserwuję postępy wszystkich biorących udział w tym eksperymencie. Myślę, że dużo będziemy z Jolą o tym w tym roku pisać, bo to strasznie fajnie zobaczyć jak ludzie z różnych zakamarków naszego kraju (a nawet i zagranicy) zabierają się za siewy nasion - każdy ma jakieś zwyczaje i tradycje. Już widzę, że jest kilka technik - i wszystkie dobre, i wszystkie prawidłowe, i wszystkie na tysiąc procent dadzą świetne rezultaty. Właśnie dzięki Gabrieli przypomniałam sobie, że mam spory worek wermikulitu w garażu i postanowaiłam go wykorzystać. Generalnie wermikulit ( z ang. vermiculite) to bardzo lekki materiał mineralny, który używany jest do izolacji budynków i pieców, ale także znajduje zastosowanie w ogrodnictwie. W związku z tym, iż wermiculit to takie maleńkie gąbeczki świetnie zatrzymujące wodę - miesza się go często z podłożem dla poprawienia jego wilgotności. Można go jednak użyć zamiast podłoża do przykrycia wysianych nasion. Tak właśnie zrobiłam w tym roku, chociaż nie jest to w moim zwyczaju. Ciekawa jestem co wyjdzie z tego mojego eksperymentu. 
U nas w kraju wermikulit można spokojnie kupić w necie.

Na poniższych fotkach widać siewki karczchów, sałaty liściowej oraz groszków pachnących - wszystkie siane były do podłoża zmieszanego z wermikulitem lub głównie z perlitem (te dwie rzeczy różnią się minimalnie, ale do mieszank do wysiewu, sadzonek i siewek, ze względu na swoją budowę i właściwości - nalepszy jest perlit). Na ostatnim zdjęciu widać, że nasiona pokryte są cieniutką wartwą wermikulitu.  




No i tak jak sobie obiecałam - oprócz kilku nasion 'specjalnej troski' - z głównymi wysiewami poczekałam aż do kwietnia, i to nawet aż do 2go dnia miesiąca! Ha Ha! Widać jaka jestem kobieta z zasadami ;-) Dłużej nie mogłam czekać, szczególnie, że w mojej niby-szklarni jest tak cudownie - czasami można zamknąć oczy i pomyśleć, że jest się w jednym z biomów w Eden Project ... cieplutko, pachnie glebą i wodą - a do tego dookoła śpiew ptaków i nawoływania żurawi. Prawdziwy raj - chociaż nie wygląda może zbyt malowniczo, to jest bardzo przydatna i praktyczna. A więc wysiałam wszystkie nasiona kwiatów jednrocznych, gdyż dłużej czekać nie mogę.

W tym roku, ze względu na wariactwa pogodowe i mało miejsca na parapetach oraz niby-szklarni (przecież do kwiatów jeszcze dochodzą warzywka i zioła), postanowiłam nasiona wysiać do małych doniczek P9 i później je przepikować. Jest to troche bardziej czasochłonne niż sianie do multipaletek, ale w fazie kiełkowania zajmuje mniej miejsca - a więc mogę wszystkim nasionkom zafundować kiełkowanie w propagatorze! W tym czasie nie potrzebują tak dużo światła - tylko ciepło i wilgoć, a więc propagator siedzi sobie spokojnie w sypialni gościnnej na stoliku przy oknie. Jak tylko siewki zaczną się pojawiać, to szybko zabieram je do niby-szklarni - tam jest już więcej światła, więc siewki nie wyciągną mi się jak struny. 




******





Andrew, jako nasz główny kucharz, zaczął siewy warzyw liścistych na tzw. młode listki. Pisałam o nich trochę w artykule 'Co się kryje w sałatach typu „baby leaf”?' - ale sama zdziwiłam się jak bardzo są zdrowe. Dodatkowo są smaczne i ślicznie wyglądają w sałatkach. Nie będę już marudzić na temat nudziarskiej sałaty masłowej, ale błagam Was - chociaż spróbujcie tych baby-leaf'sów! Poniżej krok-po-kroku:





Listki baby-leaf można siać w donicach, skrzynkach balkonowych, drewnianych skrzyniach po winie lub owocach ... właściwie we wszystkim. Należy zapewnić im jednak wystarczająco podłoża ogrodniczego, aby  rośliny podczas wzrostu utrzymywane były w odpowiedniej wilgotności - sałata lubi wodę. Andrew tym razem wysiał do jednej skrzyni nasiona rukoli, a do drugiej mieszankę sałat liściowych. Można też kupić mieszanki, w których jest i rukola, i sałata, i endywia ... ale z praktyki wiemy, iż rukola rośnie szybciej i jest silniejsza od delikatnych siewek sałaty liściowej - w pewnym momencie wypiera słabsze rośliny i pozostaje sama.  




Po wyłożeniu skrzyni gazetą (inaczej przez otwory w podstawie woda uciekałaby zbyt szybko), nasypaniu do niej przygotowanego do siewów i pikowania podłoża oraz odpowiednim jego wyrównaniu oraz uklepaniu - możemy zabrać się za wysiew nasion. Tak jak zawsze - pamiętamy, aby nasiona siać rzadko, gdyż inaczej młode siewki mogą być narażone na gnicie i umieranie ... nasiona przykrywamy delikatnie cienką warstwą podłoża. Podlewamy obficie konewką z drobnym sitkiem i ustawiamy w jasnym miejscu, w którym temp. minimum (w nocy) utrzymuje się około 10oC. 




Nasze nasiona kiełkowały już po kilku dniach. Teraz mamy lasek siewek rukoli i troche rzadszy lasek siewek sałaty liściowej - widać różnicę, o której pisałam powyżej ;-) Za kilka tygodni będziemy zajadać się własnymi baby-leaf'sami, a potem już mam nadzieję będzie sałata z ogrodu. W tym roku w warzywniku będziemy siać sałatę rzymską i liściową, a także 'Mizunę', 'Mibunę' i 'Pak Choi' czyli warzywa orientalne. Mnaim mniam mniam ...




W Anglii takie mieszanki można kupić w każdym sklepie ogrodniczym, a i u nas od jakiegoś czasu zaczęły pojawiać się takie ciekawostki. W zeszłym roku kupowałam je w Lidlu (teraz też tam są), a w tym roku widziałam już sporo mieszanek w ofercie producentów polskich nasion, na przykład poniżej widać mieszankę firmy Legutko. Ich propozycja jest o tyle ciekawa, że zawiera zarówno nasiona pojedynczych gatunków roślin, tj. rukolę czy endywię, jak i mieszanek, np. fitness, fantazyjnej czy włoskiej. Co więcej producent twierdzi, iż z jednego wysiewu można uzyskać 2-3 zbiory młodych listków.




******





Widzę, że na większości blogów trwają poszukiwania wiosny ... ale inaczej się nie da. Ile razy próbuję sytuację zignorować, tyle razy łapię się na intensywnym rozmyślaniu o pogodzie. W Gdańsku już coraz cieplej i coraz żywiej. Na ulicach zaczynają 'szlajać' się turyści - podekscytowani, zakręceni i całkowicie przełączeni na tryb 'zwiedzanie'. W kawiarniach pełno włochów, anglików, niemców i wielu wielu innych przybyszów z sałego świata ... uwielbiam ich obserwować, gdyż fascynują mnie różne kultury i ich obyczaje. Gdy 'podglądam' rodziny podróżujące z dziećmi (szczególnie włoskie), to natychmiast polepsza mi się nastrój i widzę, że nie tylko my jesteśmy crazy. 

A na Motławie i przy Wyspie Spichrzów trwają prace - nie jestem pewna co tam robią. Wzdłuż nabrzeża wyspy wydobywają muł - kolorowe stateczki uwijają się jak mrówki. Wolę jednak nie myśleć o tym, co zrobią z Wyspą Spichrzów, wystarczająco boli mnie zniszczenie starych budynków Stoczni Gdańskiej, w których 100 lat temu  szkicowano projekty nowatorskich statków i konstrukcji portowych ...  kto będzie o tym kiedyś pamiętał?





A u mnie na wsi - no cóż, tak jak widać na zdjęciu poranki nadal bardzo mroźne: na drzewach gruby szron, na niebie zimne słońce, a na karmnikach dziesiątki rozświergotanych ptaków. Oczywiście dokarmiamy je regularnie, teraz zaczął się już okres lęgowy, więc pomagamy im jak możemy. W kuchni na całego idzie produkcja przysmaków w szyszce, a czarne pestki słonecznika i nasiona murzynka bardzo szybko znikają. Wśród stadek odwiedzających nasz ogród są też dwa cudnie śpiewające kosy i elegancki rudzik, który załapał się na poniższym zdjęciu. Zastanawiamy się nad dokarmianiem żurawi - podobno można im dawać ziarno i suchy pokarm dla kotów i psów (???) - ale nigdy nie nasze 'ludzkie' jedzenie ze względu na zawartość soli. Hmmm ... czy ktoś dokarmia żurawie?