Westland Magic Tower Garden, Chelsea Flower Show 2012. Fot. K Bellingham |
W tym roku Chelsea Flower Show przywitała mnie gorącym słońcem, bezchmurnym niebem i ogromną ilością swobodnych naturalnych obsadzeń - co bardzo mnie cieszy! Cała wystawa jak zawsze była niesamowita - ogrody, rośliny, zakupy ... nie wiem gdzie zacząć. Moja głowa pęka od nowych pomysłów, a w aparacie tysiące zdjęć! W przyszłym roku jadę na całe dwa dni - podczas jednego można się jedynie zestersować taką ilością interesujących mnie rzeczy ... no i nie zdążyłam się nawet napić Pimms'a !
Ogólnie w tym roku nie było żadnych szokujących rozwiązań. Trendy idą coraz pewniej w stronę ekologii. Projektanci małych i dużych ogrodów uczą nas rozważnego korzystania z wody, gleby i roślinności. Ogromny nacisk w tym roku był na uprawę swoich własnych warzyw w najmniejszych nawet miejscach i najtrudniejszych warunkach. Chciałabym dokładnie napisać o tych ogrodach, które zaciekawiły mnie najbardziej - bez wahania przyznam, że osobiście złoty medal przyznałabym instalacji znanego chyba już wszystkim po jego pobycie w Warszawnie irlandczyka Diarmuid'a Gavin'a ( czyta się durmud gavin). Według mnie przedstawił on w tym roku najbardziej innowacyjny i ciekawy ogród pt. "Westland Magic Tower Garden" - tak więc zaczynam od niego.
Magiczny ogród Diarmuida to właściwie 7- piętrowa zielona piramida. Na każdym piętrze, na każdym skrawku i w każdym zakamarku rosną piękne, dorodne rosliny. Naprawdę świetny pomysł - widać, że wszystko jest możliwe - rośliny można z powodzeniem uprawiać w maleńkich ogrodach, na balkonach, tarasach, dachach i parapetach. Drzewa, krzewy, byliny, warzywa i owoce posadzone w przeróżnych pojemnikach: wielkich metalowych skrzyniach, drewnianych skrzynkach po warzywach, donicach i starych beczkach. Fachowo obmyślany system nawadniający dostarczał wodę do wszystkich poziomów - oczywiście używano głównie deszczówki.
Piramida zbudowana została z rusztowań - podobno konstrukcja była stawiana przez prawie 2 tygodnie! Pomiędzy pietrami można poruszać się było windą, po metalowych schodach lub drewnianych drabinach - z górki na pazurki z ostatniego piętra można było zjechać metalową rurą aby wyladować w ogromnej skrzyni wypełnionej miekkimi workami siana.
Jak sam projektant wyznał gazecie Telegraph ( którą z entuzjazmem kupuję zawsze w soboty, gdy jest z nią świetny dodatek ogrodniczy) jego ogród był dedykowany "ekologii, recyclingowi, uprawie własnych warzyw i ziół, zazielenianiu trudnych przestrzeni miejskich - wszystkiemu temu co nudziło mnie jeszcze jakieś 10 lat temu. Jest to ogród dorosłego człowieka, odpowiedzialnego ojca rodziny i mam nadzieję, że zainspiruje on wszystkich odwiedzających wystawę. Często odwiedzam szkoły i opowiadam dzieciom o mojej wysokiej piramidzie pełnej warzyw, owoców i ziół - dzieciaki sa zainteresowane, a oto przecież chodzi! Opowiadam im jak uprawiacć marchewki - a one słuchają."
Poziom zero piramidy z wiadomych powodów był mocno zacieniony, więc rosły tu głównie rośliny leśne. Ale na pierwszym piętrze było coraz wiecej światła - szczególnie na obrzeżach. Tutaj projektant stworzył miejsca dla odpoczynku i relaksu. W skrzyniach i donicach posadzone zostały pachnące róże, kolorowe czosnki ozdobne, powiewajace na delikatnym wietrze trawy i precyzyjnie przycięte bukszpany. Barwne meble były ciekawym dodatkiem. W jednym rogu piramidy znalazłam nawet kawiarnię.
Ma samym środku każdego z dolnych poziomów a także na obrzeżach i "zawieszone" na rusztowaniach pomiedzy piętrami - posadzone były dosyć duże brzozy, gęste bluszcze i różne rośliny okrywowe - wszystko to sprawiało, iż czułam sie jak w parku lub lesie.
Każdy kolejny poziom był coraz jaśniejszy, więc można uprawiać na nim coraz to bardziej praktyczne rośliny. Tu i ówdzie rozmieszczono wygodne siedziska, przesłodkie domki ogrodowe wysłane kolorowymi poduszkami oraz wiszace fotele. Na drugim i trzecim piętrze rosły coraz to inne gatunki bylin, krzewów i drzew ...
A wyżej pojawiły się już rośliny użytkowe. Zioła takie jak rozmaryn, tymianek czy szałwia gesto porastały specjalnie zbudowane siedziska-skrzynie. Można z tego miejsca było podziwiać widok na całą wystawę Chelsea!
Kolejny poziom to warzywnik ... jakieś 15 metrów nad ziemią znalazłam się pomiedzy przepysznymi rabatami warzywnymi i ziołowymi (w starych metalowych pojemnikach "po czymś"). Była tam również śliczna turkusowa szklarnia w stylu wiktoriańskim oraz praktyczny inspekt ... ojej i oczywiście kompostowniki! Bylam naprawdę zaskoczona - dla Diarmuida chyba nie ma rzeczy niemożliwych.
Na szóstym piętrze zaczęłam się martwić ... jak zejdę? Do piątego dowiozła mnie winda, ale od teraz musiałam wchodzić do góry po drabinie. Nie jestem wielką fanką wysokosci - samolotami latam bo muszę, najlepiej po lampce mocnego czerwonego wina! Dodatkowo po coraz to mniejszych piętrach przeciskałam się pomiędzy pojemnikami z roślinami a przystojnymi irlandczykami - jak przy nich zejść bez poślizgu jeszcze z aparatem i torba pełną informacji prasowych? Metalowa rura-zjeżdzalnia raczej nie była dobrym wyjściem - chociaż przy mnie zjechało nią kilka całkiem "normalnie" wyglądających osób!
Rosnące tu zioła posadzono w różnej wielkości starych metalowych beczkach, które sprytny projektant pomalował na cudne pastelowe kolory. Pomysł ten wykorzystam niebawem i u siebie - mam stare pojemniki po tłuszczu do frytek, które planuję obsadzić pomidorkami koktajlowymi (pojemniki znalazłam rzucone w swoim lesie).
Na ostatnim poziomie rusztowania zostały odziane w różne kolorowe ubranka. Nie wiem kto je zrobił - może babcia lub żona projektanta? Pomiędzy nimi rozciągał się niesamowity widok ... niestety dzień był upalny, widocznośc słaba - ale za szumiacą Tamizą i głośnym od przejeżdzających samochodów moście widać było groźną sylwetkę starej porzuconej elektrowni. Z drugiej strony obserwowałam z góry tłumy odwiedzające wystawę i piękny budynek Royal Chelsea Hospital. Dla tych widoków warto było wdrapać się na samą górę - bardzo szkoda, że tylko prasa miała możliwość zobaczenia piramidy Gavina od środka. Władze wystawy zamknęły ten ogród dla zwiedzajacych z powodów bezpieczeństwa. Ludzie nie mieli okazji dotrzeć do tego, co chciał przekazać im Diarmuid i wielu z nich nie zrozumiała pomysłu ani przesłania. Ach dziwny jest ten świat ...