wtorek, 16 września 2014

Jesienne klimaty późnym latem i trochę o ZIELONYM NAWOZIE.

No i mamy jesień. Przyroda mądrze broni się przed tak długą suszą i szykuje się do wcześniejszego snu ... każdy ogrodnik wie z własnego doświadczenia jak kiepska i nieprzewidywalna jest ostatnimi laty pogoda - czy ktoś faktycznie jeszcze wątpi w globalne ocieplenie i radykalne zmiany klimatyczne na Ziemi ... my z Andrew widzimy tego skutki każdego dnia oberwując naturalny świat wokół nas - od najmniejszego robaczka, po ogromne drzewa ... 
 

 


Ogólnie robimy co się da, żeby już tej naszej zmęczonej planecie nie robić pod górkę. Tak na małą skalę, we własnym obejściu, we własnym życiu ... żeby można było sobie spojrzeć rano w lustrzanym odbiciu w twarz i pomyśleć 'nadal jesteś człowiekiem, jeszcze nie robotem' ;-) i z wielką radością mogę Wam powiedzieć , że nie jesteśmy sami. Podczas Święta Plonów i na Bylinowy Stragan przyjechało grubo ponad 70 osób, nie wspominam już o ludziach pomagających bezinteresownie w przygotowaniu tych imprez. Nadal jestem pod wrażeniem. My ze swojej strony postaramy się otwierać wrota naszego siedliska coraz częściej i regularnie powiększać ogród oraz kalendarz imprez i warsztatów. 

Ale teraz nadszedł błogi spokój. Ogród spoczywa na laurach i spokojnie dokwita. Około 8.30 rano oświetla go najcudowniejsze światło jesiennego słońca - warzywnik płonie pomarańczą dalii i karminem cynii. Po południu w zachodzącym słońcu widać mnóstwo małych muszek wirujących nad ogrodem. Na grządkach robi się coraz więcej pustuch miejsc. Wprawdzie tu i ówdzie Andrew dosiewa jeszcze jakieś super szybkie lub zimowe plony (dziś skusił się na posianie  buraka szpinakowego na zimę - zobaczymy czy jeszcze uda mu się wzejść), to ogólnie siewów jest coraz mniej. Na opustoszałe zagony wysiewa tzw. zielony nawóz bo:





Zielony nawóz (w tym przypadku facelia błękitna i gorczyca biała) rosnąc pobiorą wszystko to, co w glebie pozostało jeszcze po sezonie najlepsze - wszystkie składniki pokarmowe i minerały ... potem zostaną przekopane z glebą wraz z roślinami i zakumulowane w ten sposób do niej powrócą, aby wiosną służyć kolejnym uprawom - dobry pomysł, nie? Dodatkowo oczywiście nie ma nic gorszego niż taka 'ziemia' leżąca sobie do wiosny odkryta na to, co przyniesie pogoda - po fachowemu nazywa się to tak, że uprawa nawozów zielonych zapobiega erozji ;-) ... no i wypłukiwaniu gleby podczas jesiennych deszczy (o które się modlimy) - ogólnie jeśli jeszcze nad tymi zielonymi nawozami się nie zastanawialiście, to szorujcie po nasiona ;-) Facelię błękitną i gorczycę białą można spokojnie wysiewać jeszcze do końca września.

Poza tym w ogrodzie ...

Stało się ... nasz tunel kilka dni temu wreszcie się zawalił i tym samym zakończyły się nasze spekulacje na ten właśnie temat. Hmmmm ... lekcja tysiąc pięćset osiemdziesiąta czwarta - tunel wykonany z leszczyny wytrzyma TYLKO jeden sezon. Kurka, a mieliśmy nadzieję na dłużej - ale to nic. Już wszystko posprzątane i wiosną zdubujemy nowy - nie jest tak źle, bo załamały się tylko łuki zamocowane do palików, które pozostaną wbite do gruntu przez jeszcze kilka lat. Ktoś podczas festiwalu zaproponował, żebyśmy zamienili go na tunel metalowy ... eeeeeeeee - to nie o to chodzi, tunel metalowy nie pasuje ani do nas, ani do naszego ogrodu - chcemy aby był drewniany - zbudowany z gałązek leszczyny, którą uprawiam w tym właśnie celu w lesie ... wolę spędzić 1 dzień w roku na jego ustawienie, niż 365 na wkurzaniu się na metalowy tunel - nie szukam szybkich rozwiązań ... niestety. 

Tak wyglądał jeszcze niedawno - porośniety fioletowymi fasolami odm. 'Blauhilde' i małymi dyńkami odm. 'Red Kuri' - udało się go jeszcze zobaczyć 2 miłym Paniom, które wpadły w odwiedziny do ogrodu na dzień przed jego runięciem ... eeeeeee, szkoda ;-(


 


tak bajecznie było w lipcu ...
 

 
 
teraz już tak ... nie ma ... płasko ...
 
 
 
 
 
 
Cały tunel w postaci kupki połamantch badylków, wszystkie te fasole i groszki pachnące na taczce w drodze na kompostownik. Dynie na szczęście dalej wiszą na palikach tu i tam  ...
 
 
 


Strasznie mi brakuje tej struktury w ogrodzie, bez niej wydaje mi się totalnie łysy. Andrew nawet próbował ratować sytuację mówiąc - o! to nawet lepiej teraz tak wygląda ......   LEPIEJ!!! nie wydaje mi się ;-(  Ogród ogolony na łyso, i tyle. Wiosną robimy nowy. Koniec kropka.



 


******


 

Ale pomidory są ... i to wszędzie - troche jeszcze w szklarni, na zagonach i głównie w donicach na zewnątrz. Pomidorki w donicach udały się szczególnie dobrze - odmiany jawnie muszą być odporne na zarazę, gdyż zaupełnie niczym w tym roku nie były pryskane - jedynie podlewane rozcieńczoną gnojówką z pokrzywy, a potem obornika i na końcu z żywokostu. W donicy rozmaityści powyżej ;-) rośnie odmiana MiniBoy z firmy Volmary -  produkuje baaaardzo dużo owoców, z których regularnie co kilka dni robimy mój ukochany sos pomidorowy do wszystkiego - przepis zamiściłam TUTAJ. Polecam!





Tak, w kuchni bezsprzecznie królują pomidory i bakłażany oraz wszelka aromatyczna zielenina z ogrodu ziołowego, mamy nadzieję, że wkrótce dojrzeją wreszcie papryki słodkie oraz papryczki chilli. Zwariowaliśmy na punkcie przyrządzania własnej pizzy na super cienkim cieście z powyższym sosem i serem mozzarellą - takie to łatwe i co najważniejsze dzieciaki to uwielbiają, a latem zazwyczaj mamy tu u siebie sporo kolegów i koleżanek Alberta - i są to oczywiście tak jak sam Albert totalnie niejadki, ale pizza jest ekstra!

Zbiory przedwczesne porażonych zarazą pomidorów ze szklarni - dojrzały w szufladach z bielizną haha.
Fot. Maszka tu, Maszka tam.

Pomidory różnej maści ;-) czekaja na zapiekanie - będzie z nich sos do pizzy.

Szalotki drobno posiekane idą do dressingów (szczególnie japońskich), sosów i sałatek - pycha.
 


 
 
Tak więc zielone pomidory (bo przecież czasami trzeba je zerwać zanim dojrzeją) można schować pomiędzy reformami ;-)  w szufladzie albo można też przerobić je na naprawdę pyszny chutney. Oto przepis:
 
CHUTNEY  Z ZIELONYCH POMIDORÓW
 
 
SKŁADNIKI:

2,5 kg zielonych pomidorów
500 gr cebuli lub szalotki
1 łyżka soli
500 gr rodzynek sułtańskich
500 gr jabłek
500 gr cukru trzcinowego
1 litr octu  z czerwonego wina
1 łyżeczka zmielonego imbiru
1 łyżeczka zmielonego ziela angielskiego
1 łyżeczka zmielonych goździków
Opcjonalne dodaki: musztarda gruboziarnista, gorczyca,  papryczka chili (świeża lub suszona).
 
 
WYKONANIE:

1.Kroimy pomidory w kosteczkę lub plasterki (można zdjąć skórkę według własnego uznania) i drobno siekamy cebulkę (lub szalotkę). Układamy w dużej misce warstwami, solimy i pozostawiamy na noc.
2. Następnego dnia ... siekamy drobno rodzynki oraz jabłka (muszą być bez skórki i pestek). Do rondla wlewamy ocet i wsypujemy cukier – zawartość rondla należy dokładnie wymieszać i zagotować. Dodajemy rodzynki, jabłka i przyprawy, gotujemy na wolnym ogniu przez 10 minut. Wyciskamy przygotowaną mieszankę pomidorów oraz cebuli w cedzaku i pozostawiamy tak na 5 min (ale nie płuczemy!) i dodajemy do rondla.  Wrzucamy do rondla także opcjonalne dodatki.
3. Gotujemy wszystko przez około 1 godz. bez przykrywki, od czasu do czasu mieszając. W zależności od zawartości płynu w pomidorach, gotowanie może być dłuższe. Wszystko w rondlu powinno stać się gęstą papką. Przekładamy do przygotowanych słoiczków i gotowe.

 
Wprawdzie my tej jesieni nie zrobiliśmy jeszcze żadnych chutney'ów, ale jak widać po zebranych składnikach za chwilkę się za to zabieramy ...
 



 
Do bardziej tradycyjnego obiadu podajemy nadal własne ziemniaki i fasolkę szparagową z dodatkiem całych pędów młodego koperku, który rośnie po prostu wszędzie - pycha. Fasola tyczna obrobiona i pomrożona - Anglicy umrą bez niej, trzymam ją na przyjazd teściowej June w grudniu - to jej ulubione warzywo ;-)

 
 
 
 
Od kilku dni nad naszymi głowami przelatują głośno klucze gęsi - ta myśl pognała mnie do zorganizowania zamówień roślin cebulkowych kwitnących wiosną czyli tulipanów, narcyzów itd.  - jak na mnie to bardzo wcześnie, gdyż zawyczaj sadzę je dopiero w listopadzie, ale na starość człowiek robi się jakiś taki - bardziej pedantyczny hehe 
 
No i praca, praca, praca ... projektów dużo, a więc i w naszym kraju powstanie coraz więcej ogrodów ekologicznych i naturalistycznych (z których wybrane obiecuję pokazać Wam już niedługo ;-) ... i dużo pisania, a więc moje pomysły docierają do wielu rodaków - widzieliście może październikowy Poradnik Domowy? Znajdziecie tam znajomą buzię ... czytajcie: Ogrodniczko, jesień już
 
 


 
 
 
******
 
 

 
Na koniec jeszcze kilka fotek z wrześniowego ogrodu ... błogi ;-)
 









 
Wszsystkie donice nadal podlewam rozcieńczoną gnojówką z żywokostu i obornika ... lubią to ;-)
 
 

 


 
A! I jeszcze ten głóg śliwolistny Crataegus prunifolia - sadziliśmy go rok temu (pisałam o tym) i jestem w nim po uszy zakochana. Po prostu cudne drzewko - wiosną obsypane białymi kwiatkami teraz, na jesień przebarwia się nieziemsko pięknie ... no i ma owocki. Polecam!!! Jeśli coś takiego znajdziecie, to posadźcie sobie w ogródku ;-) zobaczcie:




 
 
Idę spać. Jest ciemno, a ja siedzę z laptopem w ogrodzie i już właściwie nie widzę nawet klawiatury. Pozdrawiam wszystkich i życzę pięknego września ;-) 
 
PS. Przepraszam za tak kiepskie odpisywanie na kometarze, ale trudno jest mi się ostatnio wyrobić ...
 
 




środa, 3 września 2014

W sobotę po BYLINY zapraszam ...

 
 
 
Nadszedł piękny czas dla ogrodu - wszystko teraz jest kolorowe i bujne, a o poranku spowite mokrą, drżącą pajęczyną ... nie potrwa to jednak długo, gdyż chłodne noce krok po kroku będą kasować ten bajeczny sezon ... kwiaty zrzucą płatki i wytworzą nasiona, liście zbronzowieją. Zanim jednak to nadejdzie synoptycy przewidują naprawdę ciepły i przyjemny weekend.
 
 
Hmmmmm ... po sobotnim festiwalu zostało mi do sprzedania jeszcze trochę bylin więc pomyślałam, żeby może jeszcze na kilka godzin otworzyć ogród? Tak więc jeśli ktoś nie ma jeszcze planów na przyszłą sobotę 6-go września i ma ochotę wpaść, to zapraszam na mój jesienny stragan bylinowy ...
 
 

 
 
  • wstęp wolny ...
 
  • zapraszam od godz. 12 do godz. 15 ...
 
  • do nabycia byliny głównie mojej własnej produkcji ...
 
  • na miejscu można zakupić herbatę/kawę ...
 
  • o godz. 13.30 opowiem o naszym ogrodzie ...
 
  • zainteresowanym, którzy nie wiedzą gdzie nas szukać prześlę mailem dokładny opis dojazu - tylko proszę o maila na adres biuro@angielskieogrody.com
 
 


Fot. Maszka tu, Maszka tam



Fot. Maszka tu, Maszka tam

wtorek, 2 września 2014

Festiwal Plonów 2014 - tak było ...

 
 
 
Na Kaszubach nowe pejzaże. Dla tych bardziej uduchowionych - nadeszło babie lato, realiści powiedzą, iż nastała jesień ... Kolory w ogrodzie i lesie zaczynają przypominać tak jakby zbytnio przekolorowane  zdjęcie - ale ostre, wyraźne jak żyleta. Jeszcze kilka dni temu było całkiem inaczej - słońce świeciło o wiele jaśniej, powietrze było cieplejsze. Lato mija. Pożegnaliśmy je z Andrew i ponad  50-cioma miłośnikami ogrodów podczas Festiwalu Plonów w sobotę 30-go sierpnia - było super!
 


 
 
 
Dzięki uprzejmości i wielkiemu talentowi Maszki - możemy pokazać Wam sporo przepięknych zdjęć. Świetnie uchwyciła atmosferę, która panowała w naszym ogodzie podczas festiwalu - co oczywiście nie zdziwi nikogo, kto widział już zdjęcia jakie zamieszcza na swoim blogu MASZKA TU, MASZKA TAM.  My byliśmy zbyt zajęci, żeby aparat nawet wyjąć z torby ;-)  wszystkie zdjęcia zamieszczone w tym poście są autorstwa Maszki. 
 
 


 
 
 
 
Festiwal Plonów był jak dla nas z Andrew dosyć dużym przedsięwzięciem i na pewno nie odbyłby się bez pomocy wspaniałych, lojalnych przyjaciół - ludzi, którzy tak samo jak my wierzą w szczere i pracowite życie w harmonii z otaczającym nas światem roślin i zwierząt. Są to osoby na pierwszy rzut oka skromne i spokojne, lecz w rzeczywistości zdolne do wielkich czynów i nieograniczonej dobroczynności. Dziękujemy Maszce, Bramasole i AgaFelice, które przyjechały aby pomagać w zorganizowaniu festiwalu aż z Krakowa i Warszawy, Marcie z Uniradze prowadzącej fundację Zdrowie na Końskim Grzbiecie za upieczenie aż 6-ciu blaszek ciasta!!! Tak aż 6-ciu!!! Dziękujemy naszej kochanej Ewie za pasję do kwiatów, a niezmordowanej Karoli za pasję do dzieciaków, które dzięki niej miały zapewnione gry i zabawy podczas trwania całej imprezy. Dziękujemy naszej drogiej sąsiadce Ani za upichcenie 2 wielkich garnków zupy dyniowej i pomoc w ogranięciu tej całej imprezy (mokre chusteczki w wc rozczuliły mnie do łez), Kasi Z. za pyszną sałatkę, Myszy za niesamowite chleby, a Robetowi i Kasi za boski jabłecznik ;-)  No i naszej kochanej Zosi z Wojtkiem, którzy pomagali przy parkowaniu i witaniu gości przybywających na festiwal. Bez tego zastępu ciężko pracujących ludzi nie byłoby szans na zorganizowanie festiwalu - dziękujemy Wam z całego serca!
 
 

 



 
 
 
Nie będę więcej przeszkadzać Wam w oglądaniu tych pięknych zdjęć. Raz jeszcze dziękuję i pozdrawiam wszystkich - szczególnie te osoby, które zaszczyciły nas swoją obecnością podczas festiwalu w sobotę ;-)
 
miłego oglądania ...
 







 
***
 
 




 
 
***
 













 
***