No i jeszcze część druga naszej wyprawy na południe. Tym razem zupełnie inne klimaty. Z nieokiełznanych Bieszczad prosto do spokojnej, ułożonej, przyjaznej i zdrowej (!) Rabki Zrój. Przyjechaliśmy tu dzięki uprzejmości naszej rodziny - Wujek pochodzi z tych okolic i wraz z Ciocią bardzo chcieli pokazać nam to urocze miasteczko. Szczególnie ze względu na Albercika, który z radością korzystał ze wszystkich atrakcji przygotowanych przez miasto z myślą o małych ludzikach.
Jak wiadomo, Rabka jest od setek lat miejscowością uzdrowiskową, a jej zdrowe powietrze i solanki w szczególności dobrze wpływają na drogi oddechowe dzieci. Ma niesamowicie ciekawą historię i gdyby nie wojna, to miejsce to byłoby pewno uzdrowiskiem na miarę światową. Niestety uciekające wojska niemieckie wywiozły z tutejszych szpitali i sanatoriów większość cennego sprzętu i, co gorsza zniszczyły doszczętnie najpiękniejsze budynki.
Dzisiaj oczywiście jest tu nadal wiele pięknych miejsc w leniwym rabczańskim klimacie - na każdym kroku kafejki, parczki, alejki, fontanny, ławeczki ... jest nawet niewielka tężnia solankowa. Najpiękniejszym jednak miejscem w Rabce jest Park Zdrojowy, który od kilku lat przechodzi cudowną metamorfozę i wygląda przepieknie. Mieszkaliśmy przy samym parku w bardzo przyjemnym pensjonacie o nazwie Parkowy Dworek - świetna lokalizacja (chyba najlepsza w Rabce) i bardzo przystępne ceny! Polecam.
Najlepiej jednak w Rabce mają dzieci, ponieważ to właśnie dla nich tworzy się tu liczne place zabaw. Są one ogromne, kolorowe, bezpieczne i przepiękne - dodatkowo nadal działa założony tu po wojnie dziecięcy Teatr Lalek "Rabcio" , w którym udało nam się zobaczyć świetną sztukę o myciu zębów! Super.
Nie można też przegapić podświetlanej kolorowymi lampkami fontanny ze słoniami - ulubione miejsce fotografowania dzieci. A w Kawiarni Zdrojowej można zjeść pyszny domowy obiad w przystępnej cenie i napić się smacznej kawy. Obsługa jest przemiła.
Ze starego rabczańskiego dworca można pojechać wygodnym pociągiem do Krakowa, Żywca czy Zakopanego - tak więc jest to świetne miejsce na "wypady". Udało nam się skoczyć do Zakopca i pokazać Albercikowi kolejkę linową oraz Gubałówkę - na której jest wielki plac zabaw i całkiem dobre szaszłyki z baraniny. W Zakopanem - jak to w Zakopanem - drogo i tłumy wszędzie, ale zaopatrzyliśmy się w super wełniane kubraczki i kapcie jak porządni turyści z morkradeł kaszubskich.
W drodze z Rabki do domu planowaliśmy wpaść na kawę do bardzo serdecznych znajomych mieszkających obok Wieliczki. No ... i ... zostaliśmy na prawie dwa dni! To jest dopiero serdeczność! Gabriela i Bogdan tak wspaniale nas przyjmowali, że chętnie zostalibyśmy tam jeszcze dłużej.
Specialite de la maison były: pyszna ognista zupa z dyni, faszerowane papryki, domowa pizza z oryginalnej włoskiej mąki oraz własnej roboty chleb na zakwasie - to wszystko oczywiście zakrapiane niebiańskim winem ... no i rozmowy o ogrodach, podróżach, marzeniach - dobre towarzystwo ciężko jest zostawiać, szczególnie jak się mieszka tak daleko. Dziękujemy Wam oraz Wojtkowi, który biedny pilnował Albercika podczas gdy 'dorośli' bawili się 'na mieście'.
W pięknym ogrodzie Gabrieli i Bogdana kwiatów sporo, więc o tej porze roku można było poszabrować w nasionkach! Słoneczny dzień i lekki wiaterek świetnie je podsuszył, więc w ruch poszły koperty, etykiety, pisaki i zwinne palce Gabrieli. Teraz mamy sporo nasion i dodatkowo mam ich trochę z własnego ogrodu oraz mojego 'starego' ogrodu angielskiego w UK - tak więc i Wy kochane moje ogrodniczki i ogrodnicy je zbierajcie, abyśmy mogli się dzielić ...
... ale o tym już wkrótce!
... ale o tym już wkrótce!
**********
Na koniec chciałam zaprosić wszystkich miłośników Świata Labiryntów do głosowania w plebiscycie:
I do wzięcia udziału w HELLOWEEN ZE ŚWIATEM LABIRYNTÓW
Pozdrawiam ciepło!